Uwarunkowania geopolityczne

By odpowiedzieć na pytanie, do jakiej wojny należy przygotować armię, nieodzownym jest zarysowanie geopolitycznego scenariusza, który odzwierciedlałby rzeczywiste zagrożenia i był zgodny z zaistniałymi uwarunkowaniami środowiska politycznego państw ewentualnie zaangażowanych  w konflikt. W raporcie S&F tego nie zrobiono, choć jest to element istotny nawet przy wojskowych manewrach. Rosjanie przy okazji niemal każdych ćwiczeń zarysowują geopolityczne tło, po to by ustalić później cele wojenne, dopasować strategię, a na końcu taktykę jaką należy przećwiczyć w manewrach. Mimo ewidentnych braków w tym zakresie w raporcie S&F, z zarysowanego tam scenariusza taktycznego można wywnioskować, że Federacja Rosyjska zaatakuje Polskę (NATO) w warunkach geopolitycznych, jakie towarzyszą nam obecnie.

Obecne uwarunkowania geopolityczne i zamiar Rosji wg autorów raportu ANW
Graf.1. Obecne uwarunkowania geopolityczne i zamiar Rosji wg autorów raportu ANW

Przypomina to trochę kalkulacje generała Kutrzeby ze: „Studium planu strategicznego Polski przeciw Niemcom” z 1938 roku. Generał trafnie przewidział ogólne kierunki ewentualnego ataku jednak głównego uderzenia spodziewał się z północnego-zachodu. Problem w tym, że w marcu 1939 roku III Rzesza rozbiła Czechosłowację, zajmując Czechy i ustanawiając protektorat w Słowacji. Efektem czego, niemieccy planiści zyskali dodatkową silną podstawę strategiczną do tego, by to z kierunku Dolnego Śląska w kierunku Łodzi wyprowadzić najmocniejsze uderzenie (i tak się rzeczywiście stało). Do gen. Kutrzeby zastrzeżeń mieć nie można, bowiem wojskowi muszą tworzyć plany również w aktualnych warunkach geopolitycznych. Jednak od osób zajmujących się zawodowo polityką międzynarodową i geopolityką, którzy zapowiadali ANW jako koncepcję nowatorską, przełomową i zrywającą z dotychczasowym myśleniem można było się spodziewać więcej. Tymczasem otrzymaliśmy scenariusz będący kalką tych, które są podstawą do ćwiczeń Wojska Polskiego i NATO od wielu, wielu lat. W zasadzie w ostatnich latach Wojsko Polskie ćwiczy głównie właśnie taki wariant obronny, w którym Rosjanie atakują od strony Białorusi i Kaliningradu, a Polska musi przetrwać do czasu odsieczy sojuszników z NATO. Wariant ten jest więc z pewnością dobrze i szczegółowo opracowany przez wojskowych planistów i Sztab Generalny Wojska Polskiego. Wobec tejże konstatacji, założenia z cywilnego projektu komercyjnego opracowanego przez kilka osób z pewnością nie są żadną nowością dla wojskowych. Zapewne porównanie raportu S&F z dokumentacją sztabową wypadłoby bardzo niekorzystnie, dla tego pierwszego. To co jednak mogłoby zadziwić i rzeczywiście być nowością dla wojskowych, to wnioski i „recepty” przedstawiane przez autorów ANW. Im poświęcona zostanie uwaga w innym miejscu opracowania.

Należy jednak pamiętać, że wojskowi planują ew. wojnę w określonych i z góry założonych warunkach geopolitycznych. Ich rolą jest przygotowanie strategii i taktyki obronnej dostosowanych do ww. uwarunkowań. Są najbardziej kompetentnymi specjalistami w tej dziedzinie. Jednak zanim to zrobią, muszą wiedzieć, do jakiej wojny mają się przygotować. A na to powinni odpowiedzi udzielić m.in. specjaliści z zakresu polityki międzynarodowej, geopolityki a wreszcie (a może przede wszystkim) wywiad. W tej materii S&F zawiodło.

By krytyka była konstruktywna warto w tym miejscu zastanowić się nad istniejącymi warunkami geopolitycznymi – jeśli chodzi o Rosję – a następnie spróbować sobie odpowiedzieć na pytanie (na które S&F nie odpowiedziało): co musi się stać, by Władimir Putin był tak zdesperowany, by rozpocząć wojnę z NATO? Dopiero odpowiedź na to arcyważne pytanie, pozwoli nam zarysować scenariusz geopolityczny, do jakiego Polska i jej Siły Zbrojne powinny być przygotowane.

Zastrzec w tym miejscu należy, że scenariusz geopolityczny założony w raporcie S&F jest tym najmniej prawdopodobnym,  bowiem istniejąca sytuacja na arenie międzynarodowej nie jest dla Rosji dogodna i nie stwarza dobrych warunków do rozpoczęcia wojny akurat z NATO, a nawet samą tylko Polską. Przełożyło się to w raporcie na kompletnie błędne wnioski, co w konsekwencji doprowadziło do fatalnych konkluzji odnoszących się do modelu armii, jaki Polska powinna wypracować.

Teza ta zasadza się na istniejących uwarunkowaniach, w których Federacja Rosyjska podejmuje wiele geopolitycznych i militarnych wyzwań jednocześnie na kilku frontach w różnych częściach świata. Tym samym, nie tylko elity polityczne są pochłonięte licznymi problemami, ale również siły zbrojne Federacji Rosyjskiej muszą być przygotowane na szerokie spektrum zagrożeń. Należy bowiem pamiętać, że:

  1. Rosja prowadzi wojnę z Ukrainą, wobec czego jej wojska stacjonują w Donbasie (w sile dwóch korpusów armijnych), a także bronią Krymu (8 Armia) oraz granicy ukraińsko-rosyjskiej (20 Armia).
  2. Wojska federacji rosyjskiej stacjonują w Armenii, a Moskwa jest politycznym gwarantem bezpieczeństwa Ormian.
  3. Siły Federacji Rosyjskiej muszą zabezpieczać Kaukaz, tak granice państwowe, jak i w kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego (bowiem tylko pieniądze i siła gwarantują spokój np. w Czeczeni czy Dagestanie, a te pierwsze mogą się skończyć). Zwłaszcza, że Rosja jest politycznym gwarantem bezp. Abchazji i Osetii Południowej.
  4. Rosja musi zabezpieczać granice z państwami bałtyckimi, a także granicę z Finlandią oraz Norwegią.
  5. Moskwa wysłała siły powietrznodesantowe do Kazachstanu, co pokazuje, że by utrzymać wpływy w Azji Centralnej, również tam Rosjanie musieli zacząć używać argumentów siłowych.
  6. Rosja jest zaangażowana w Syrii oraz Libii (dostawy sprzętu, „najemników”, gwarancje polityczne), gdzie trwają wojny domowe, a nawet w Afryce.
  7. Władimir Putin jest gwarantem bezpieczeństwa dla Kurdów w Syrii i Iraku (w kontrze do Turcji).
  8. Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej muszą zabezpieczać granicę rosyjsko-chińską, nawet jeśli relacje z Pekinem wydają się być dobre.

Wyzwań jest znacznie więcej (jak choćby demonstracja obecności w rejonie arktycznym), jednak pozwolę sobie pominąć resztę. Przy takim splocie zobowiązań oraz zaangażowania, wojna z NATO nie byłaby najlepszym pomysłem. Pochłonęłaby bowiem całą uwagę decydentów politycznych oraz wojskowych z Kremla oraz znaczną część potencjału militarnego. Co za tym idzie, prowadząc wojnę z NATO Rosjanie byliby wrażliwi na utratę wpływów na każdym innym kierunku. Bowiem wielu graczy chciałoby wykorzystać sytuację. Turcja mogłaby zaatakować Kurdów (podważając pozycję Kremla jako gwaranta) i jednocześnie wesprzeć Azerów w ataku na Górski Karabach. Ukraińcy mogliby podjąć próbę odbicia Donbasu (już trzecią z kolei). Gruzini mogliby przypomnieć sobie o projekcie jednoczenia kraju i zwrócić się przeciwko Abchazji oraz Osetii Południowej. Chińczycy natychmiast weszliby mocniej z wpływami do Azji Centralnej, na której im tak bardzo zależy (vide dostawy gazu ziemnego przez gazociąg Azja Centralna – Chiny). Izrael i Arabia Saudyjska spróbowałyby rozszarpać Syrię.

Ponadto Federacja Rosyjska otrzymałaby cios finansowo-ekonomiczny, który mógłby wbić gwóźdź do gospodarczej trumny. Brak kapitału ze sprzedaży surowców energetycznych na zachód (Europa i Turcja to 90% rosyjskiego eksportu gazu),  odcięcie od systemu SWIFT, hiperinflacja a może upadek rubla (przypomnijmy atak na turecką lirę), zamrożenie środków rosyjskich oligarchów trzymających majątek na zachodzie i wiele innych – wszystko to władze z Moskwy mogłyby odczuć bardzo boleśnie. Ponadto wykorzystując rosyjską agresję, Chińczycy mogliby zawrzeć z USA taktyczne porozumienie by zyskać trochę na czasie. W zamian za możliwość dalszego rozwoju i gwarancje bezpieczeństwa na szlakach morskich (co jest niezbędne by zbudować chińską klasę średnią i stać się niezależnym od zachodu), Chińczycy mogliby się zgodzić na wstrzymanie odbioru surowców od Rosji oraz powstrzymywanie się od udzielania jej pomocy. Wojna NATO-Rosja byłaby dla Pekinu doskonałym prezentem. Przy czym Chińczycy nie tylko nie kibicowaliby Moskwie, ale wręcz liczyli na jej porażkę. To przyniosłoby Pekinowi korzyści w postaci potencjalnego władztwa nad Azją Centralną oraz uzyskania dominującej pozycji w relacjach ze słabą Moskwą. A trzeba pamiętać, że Chiny mogą prowadzić ekspansję tylko w głąb kontynentu zderzając się z interesami Rosji i Indii. Wojna z USA wcale Pekinowi nie jest potrzeba. Wystarczy neutralność i amerykańska zgoda na handel morski, bowiem Chińczykom nie zależy na zajmowaniu Japonii, Filipin czy wysepek na Pacyfiku (wyjątkiem jest Tajwan).

W jaki więc sposób Władimir Putin mógłby w „negocjacjach” prowadzonych z USA użyć argumentu ostatecznego, jedynego który mu pozostał (siły militarnej) by nie otworzyć sobie dodatkowych frontów i nie wplątać Rosji w jeszcze gorszą sytuację?

Odpowiedź wydaje się być banalnie prosta. Takim ruchem mogłaby być inwazja na Ukrainę. I rzeczywistość polityczna zweryfikowała w tym zakresie koncepcje Armii Nowego Wzoru już w dwa tygodnie po grudniowej prezentacji (co zresztą potwierdziło moją wcześniejszą krytykę, bowiem dzieje się dokładnie to co przewidywałem). Dziś już chyba nikt nie ma wątpliwości, że pierwszym i nadrzędnym celem ewentualnej rosyjskiej agresji byłaby Ukraina.

Nie powinno to zresztą nikogo dziwić, bowiem odzyskanie wpływów i kontroli nad Kijowem jest jednym z głównych geopolitycznych celów Federacji Rosyjskiej. Ukraina jest bowiem newralgiczną strefą buforową dla Rosjan, która w ich przekonaniu musi znajdować się w rosyjskiej strefie wpływów. Za wszelką cenę. Nikt w Moskwie nie myśli obecnie o agresji na Polskę, NATO i zdobywanie Warszawy. Byłoby to nielogiczne w kontekście tego, że Ukraina pozostaje niezależna od Rosji (i jej wroga), a Białoruś nie została jeszcze nawet wchłonięta (do czego Putin usilnie dąży). First things first – jak mawiają Anglosasi.

Ukraina wiąże na swojej granicy niemal trzy rosyjskie armie. Atakując bezpośrednio Polskę, Rosjanie mieliby więc do dyspozycji teoretycznie jedynie 1 Gwardyjską Armię Pancerną (wzmocnioną mniejszymi zw. taktycznymi) i otwieraliby sobie drugi – po ukraińskim – front (a nawet trzeci, uwzględniając państwa bałtyckie). Byłoby to kompletnie nieodpowiedzialne z militarnego i strategicznego punktu widzenia. Ponadto najłatwiejszym (co nie oznacza, że łatwym) celem dla Rosji jest Ukraina. Ponieważ Ukraina formalnie nie ma sojuszników, a Rosjanie mogą ją de facto okrążyć (ze wschodu, z południa – Krym, z północy – Białoruś, z zachodu – Naddniestrze). Co znacznie zwiększa szanse powodzenia inwazji i minimalizuje ryzyko włączenia się do konfliktu przez państwa trzecie. Dlatego warto zadać sobie pytanie, po co Putin miałby  w pierwszej kolejności atakować jakikolwiek kraj NATO ryzykując uruchomienie art. 5 (a być może nawet wojną nuklearną), skoro może najpierw sięgnąć po osamotnioną Ukrainę? Uderzając tym samym w wizerunek USA jako protektora Ukrainy.

Tak wiec podążając powyższym tokiem rozumowania, zanim doszłoby do ataku na Polskę (lub nawet groźby jego przeprowadzenia), Rosja musiałaby odzyskać kontrolę nad Ukrainą. Drogą wojenną lub też przy pomocy środków polityczno-wywiadowczo-hybrydowych. Pucz? Odzyskanie politycznych wpływów? Wojna? Środek nie gra roli. Z perspektywy Polski liczy się efekt. Warszawa jest bezpieczna dopóki Kijów jest niezależny od Moskwy, a gdyby ta zależność się odrodziła, wówczas mielibyśmy do czynienia z zupełnie innymi warunkami geopolitycznymi i geostrategicznymi. Innymi słowy, przygotowując się do obrony należy przyjąć, że będzie ona prowadzona nie w obecnych warunkach geopolitycznych, a w takich, które dadzą Rosji w przyszłości stosowną przewagę.

Tą przewagą byłby drugi – po białoruskim – główny kierunek ewentualnej ofensywy na Polskę od strony Ukrainy. Do tego należałoby doliczyć pomocnicze kierunki z Obwodu Kaliningradzkiego oraz od strony Bałtyku. W takiej sytuacji składająca się z czterech dywizji Armia Nowego Wzoru nie miałaby żadnych szans, by odeprzeć wrogi napór na szerokości całej wschodniej granicy. Bowiem gdyby Rosjanie osadzili własne władze w Kijowie (które na koszt Ukraińców pacyfikowaliby ten kraj), wówczas uwolniliby całkowicie 20 Armię oraz 1 i 2 Korpusy Armijne, które mogłyby zostać postawione na granicy polsko-ukraińskiej i posłużyć do szantażu, a następnie ewentualnego ataku. Wespół z 1 Gwardyjską Armią Pancerną oraz korpusem stacjonującym w Obwodzie Kaliningradzkim. Być może nie trzeba by było wówczas ściągać tak wielu sił z odległych zakątków Rosji – co osłabiłoby inne kierunki.

Sytuacja geostrategiczna w momencie przejęcia przez Rosję kontroli nad Ukrainą
Graf.2. Sytuacja geostrategiczna w momencie przejęcia przez Rosję kontroli nad Ukrainą

Innymi słowy najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest taki, w którym Rosjanie będą chcieli odzyskać Ukrainę. I gdyby im się to udało, to Armia Nowego Wzoru będzie bezużyteczna. Zwyczajnie nie wystarczyłoby (liczebnie) sił i środków by zabezpieczyć jednocześnie kierunki: ukraiński, białoruski i kaliningradzki (pomocniczy) oraz bałtycki (pomocniczy).

Powyższa konstatacja jasno pokazuje, że przygotowując Siły Zbrojne RP tylko na jeden wybrany scenariusz (jak to zrobiło S&F) może skutkować kompletnym fiaskiem.

Oczywiście zanim doszłoby do gorącego starcia militarnego, Rosjanie – jak słusznie zauważyli to autorzy S&F – wywieraliby presję na Polskę i NATO innymi dostępnymi środkami. Dr Jacek Bartosiak tłumaczy, że Armia Nowego Wzoru to odpowiedź nie tylko na ewentualny konflikt, ale również przygotowanie Sił Zbrojnych RP do działania pod progiem wojny. Na kolejnych, jak to wyjaśniał, szczeblach drabiny eskalacyjnej. Czy ANW rzeczywiście sprostało wymaganiom samego pomysłodawcy?