Temat budowy bunkrów jest kolejnym, który przyniósłby efekt odwrotny do teoretycznie zakładanego przez zespół S&F. Siły pancerno-zmechanizowane są przeznaczone główne do bitwy manewrowej. Chodzi o wyprowadzanie uderzeń, kontruderzeń, natarć i odwrotów. Siły te winny być w ruchu. Jednocześnie gdyby siły pancerne uzyskały przełamanie na danym odcinku frontu, wówczas często celowym jest kontynuacja natarcia w celu oskrzydlenia lub okrążenia przeciwnika i przerwania mu linii zaopatrzeniowych. Innymi słowy, jednostki pancerno-zmechanizowane winny być przygotowane do głębokich uderzeń, a nie tylko do „kąsania” i odskakiwania, którą to taktyką nie da się uzyskać rozstrzygnięcia w bitwie. Co za tym idzie, własne siły manewrowe (pancerno-zmech.) powinny dysponować odpowiednim zapleczem logistycznym podążającym za atakującymi jednostkami (wystarczająca ilość ciężarówek, cystern, czy sprzętu saperskiego, w tym przeprawowego). W tym zakresie SZ RP wymagają sporego nakładu inwestycyjnego. Co kosztuje. Tymczasem model ANW zakłada budowę ponad 100 bunkrów + obiekty pozorowane dla samej tylko 18 dywizji. Jej jednostki pancerno-zmechanizowane mają uderzać na przeciwnika, a następnie wycofywać się do bunkrów w celu serwisu i uzupełnienia zaopatrzenia. Co za tym idzie, jednostki 18 dywizji będą „przywiązane” do stałych punktów zaopatrzeniowych do których będą musiały wrócić po każdej jednej walce. Innymi słowy, uwiązywanie mobilnych sił pancernych do nieruchomych baz zaopatrzeniowych (bunkry) można przyrównać do sytuacji, w której właściciel psa wyszedłby z nim na spacer do parku i w celu dania mu większej swobody (manewru) przywiązał go na krótkiej smyczy do drzewa.
Spieszenie brygad powietrznodesantowych i przeformowanie w eksperymentalne jednostki dywersyjno-zwiadowcze
W raporcie ANW proponuje się przeformowanie obu elitarnych brygad powietrznodesantowych (6 i 25) w lekkie, piesze jednostki zwiadowczo-dywersyjne operujące w lasach. Innymi słowy, koncepcja zakłada zmarnowanie potencjału żołnierzy przeszkolonych w desancie powietrzno-lądowym (spadochroniarze lub desant ze śmigłowców) i wykorzystanie ich do zadań na lądzie, jakie mogłaby wykonać zwykła partyzantka. Tymczasem do prowadzenia obserwacji i dywersji, czyli działań nieregularnych, nie potrzeba wcale regularnego wojska. A już z pewnością nie muszą wykonywać tego żołnierze, których szkolenie trwa najdłużej i pochłania największą ilość środków. Należy pamiętać, że szkolenie sił powietrzno-desantowych jest jednym z najcięższych i najtrudniejszych wyzwań. Spieszenie żołnierzy posiadających umiejętność desantu z w powietrza należy uznać za kompletne nieporozumienie. Do wykonywania zadań obejmujących obserwację oraz leśne działania dywersyjne na zapleczu wroga (wpisujące się w tzw. „zieloną taktykę”) można oddelegować i przeszkolić dowolną inną jednostkę piechoty i nie trzeba do tego marnować kadr dla całych dwóch brygad.
W zakresie przeszkolenia powietrzno-desantowego, rekrutacja do tego typu jednostek jest specyficzna. Potrzebne są wyjątkowe zdolności psycho-fizyczne. Nie każdy posiada takie cechy, więc nie każdy się nadaje. Jeśli „spieszymy” żołnierzy z brygad powietrznodesantowych, to w ich miejsce nie znajdziemy szybko zastępstwa (zwłaszcza z ogólnym problemem naboru). Piechur np. ze „zmechu” nie przesiądzie się z dnia na dzień do śmigłowca lub nie skoczy ze spadochronem. Tymczasem może pojawić się potrzeba użycia desantu powietrznego. Taki może wykonać tylko odpowiednio wyszkolony żołnierz (a nie dowolny). Tak więc wydzielenie do zadań obserwacyjno-dywersyjnych w leśnym terenie specjalistycznie wyszkolonych żołnierzy, jest najgorszym możliwym pomysłem. Zmarnowaniem potencjału i wieloletniego wyszkolenia.
Ewentualna rezygnacja z sił aeromobilnych skutkowałaby znacznym zmniejszeniem „marginesu błędu” w obronie Polski. Bowiem, jeśli w jakimś miejscu obrona będzie bliska załamania, lub przeciwnik złapie na danym odcinku „pustą przestrzeń” w marszu na niebronione przeprawy lub odcinki, wówczas Dowództwo Sił Zbrojnych RP nie będzie posiadało wysoce mobilnego odwodu zdolnego w bardzo krótkim czasie załatać dziury w obronie. W zasadzie koncepcja ANW rezygnuje z wysokiej mobilności sił aeromobilnych, które mogą okazać się przydatne tak w elastycznej obronie, jak również innego rodzaju sytuacjach, w których można byłoby wykorzystać ten potencjał nawet z zamiarem ofensywnym.
Ponadto tworzenie eksperymentalnych jednostek w sile brygady, lub nawet dwóch wydaje się być słabo przemyślanym pomysłem z innego powodu. Współczesne siły zbrojne są znacznie mniej liczne niż te z czasów II Wojny Światowej. Wówczas milionowe armie posiadające w strukturach sto i więcej dywizji, mogły sobie pozwolić nawet na „eksperymentalne dywizje”. Tymczasem Wojsko Polskie dysponuje 14 brygadami liniowymi (po 3 w każdej dywizji oraz 2 powietrznodesantowe). Wydzielenie z tych sił aż 2 brygad w celach eksperymentalnych jest obarczone dużym ryzykiem. Eksperymenty i testy nowego uzbrojenia oraz taktyki jego użycia, a także skuteczności powinny odbywać się współcześnie w jednostkach o sile batalionu lub dwóch. Eksperyment na dwóch liniowych brygadach i to elitarnych, może okazać się katastrofą. Jeśli przeciwnik będzie dysponował skutecznymi systemami anty-dronowymi (mikrofale, zagłuszanie WRE, czy wreszcie zwykła OPL), to może się okazać, że dwie nasze elitarne brygady są bezzębne a do tego nisko-mobilne. By nie rzec – bezużyteczne.
Jednocześnie przeceniana jest możliwość uderzeniowa oraz skuteczność powstrzymywania i nękania przeciwnika za pomocą amunicji krążącej. Wg koncepcji ANW dopiero kompania lekkiej piechoty (114 żołnierzy w polu) dysponować będzie łącznie 56 sztukami amunicji krążącej.
Można przypuszczać, że tego rodzaju „rój” rzeczywiście będzie już groźny i może przebić słabszą lub nieprzygotowaną obronę powietrzną. Jednak do zadania naprawdę bolesnych strat potrzeba będzie batalionu piechoty (417 ludzi w polu i 168 sztuk amunicji krążącej). To spora grupa, w której aż 417 ludzi jest zaangażowanych w kierowanie „rojem” 168 sztuk amunicji krążącej. To tak jakby do wystrzelenia 1 pocisku artyleryjskiego zaangażować 4 haubicoarmaty (bo tym jest amunicja krążąca – to jest rodzaj środka artyleryjskiego). I choć haubicoarmatę obsługuje czterech żołnierzy, to taki pojazd posiada spory zapas amunicji wobec czego może oddać kilkadziesiąt salw (z uwzględnieniem wozów amunicyjnych) a nie tylko jedną. Oczywiście lekka piechota miałaby pełnić również inne zadania – obserwacji i namierzania celów. Jednak do tego rodzaju czynności znacznie lepiej nadają się niewielkie zespoły specjalnie do tego wyszkolonych zwiadowców. By mieć rozpoznanie w „strefie śmierci” nie trzeba angażować tysięcy ludzi i całych brygad. Nadto niezrozumiałym jest wysuwanie osamotnionej lekkiej piechoty w kierunku przeciwnika w sytuacji, gdy najnowsze wersje amunicji krążącej mają zasięg nawet 80 km. Nie trzeba ryzykować życiem tak znacznej ilości żołnierzy, którzy operowaliby w pobliżu wroga posiadając ograniczoną ilość amunicji (i potrzebę jej uzupełniania poprzez docieranie do skrytek).
Warto też pamiętać, że obecna technologia pocisków Warmate w zakresie ich wystrzeliwania, kierowania i namierzania na cel jest niewystarczająca. Należy poczekać na udoskonalenie sprzętu ciężkiego i wprowadzenie do linii wieloprowadnicowych wyrzutni amunicji krążącej (Chińczycy już mają). Tak, by jeden pojazd w jednej salwie mógł wystrzelić ok. 30-40 pocisków. Tak więc 3 pojazdy w baterii mogłyby za jednym zamachem sformować „rój” w ilości ok. 100 pocisków i zostać błyskawicznie przeładowane dzięki bliskości wozu amunicyjnego. Byłoby to znaczniej bardziej efektywne i nie angażowałoby setek żołnierzy. Należy również rozwijać technologię koordynacji, zarządzania i dowodzenia takim rojem, bo w tej chwili mogą być z tym spore trudności. Biorąc pod uwagę fakt, że tego rodzaju systemy o kilkusetkrotnie większej wydajności już powstają, zamiast robić z elitarnej jednostki powietrznodesantowej chłopców od puszczania „latawców z plecaka”, należy eksperymentalnie sformować dywizjon artyleryjski wyrzutni dronów. A więc jednostkę towarzyszącą siłom liniowym operującym w strukturze dywizji. Marnowanie potencjału całych dwóch brygad na mało wydajne plecaki z dronami to pomysł kompletnie nietrafiony. Jeden dywizjon wieloprowadnicowych wyrzutni (12-16 sztuk wyrzutni) będzie bardziej efektywny w zakresie walki za pomocą amunicji krążącej niż kilka tysięcy żołnierzy pochowanych w lesie. Tych żołnierzy można wykorzystać znacznie lepiej. Zwłaszcza, że we współczesnej armii to nie ilość sprzętu może okazać się problemem, a ilość żołnierzy w linii.
Należy również przypomnieć, że mamy szykować się do obrony Polski i zadania przeciwnikowi dużych strat. Tymczasem rozproszone po polskich lasach drużyny piechoty z dwóch elitarnych brygad + WOT, będą miały potencjał do zniszczenia tego lub owego pojazdu. Atakowania małych zgrupowań wroga, co nie będzie miało większego wpływu na ofensywę jednej lub nawet kilku armii. Zniszczenie kilkunastu pojazdów tu i ówdzie, w skali inwazji sił o liczebności stu tysięcy lub więcej, będzie niezauważalne dla postępu głównych sił wroga.
Reasumując, z uwagi na:
- Chęć pozbawienia Sił Zbrojnych formacji aeromobilnych,
- Bezsens wykorzystywania specjalistycznie wyszkolonych żołnierzy do zadań, które można powierzyć każdemu, w tym żołnierzom WOT-u,
- przestarzałą myśl w zakresie użytku nowych systemów pola walki (amunicja krążąca z plecaka),
- duże ryzyko wystawienia lekkiej piechot na walkę w osamotnieniu z przeciwnikiem dysponującym całym wachlarzem narzędzi eksterminacji,
- zbędne rozproszenie sił i środków, w mało liczebnej Armii Nowego Wzoru,
- małą efektywność działań dywersyjnych, bowiem zniszczenie tego czy innego pojazdu, nie będzie miało większego wpływu na przebieg kampanii i postęp czołówek rosyjskich, tak jak polska partyzantka miała znikome znaczenie w ciągach logistycznych III Rzeszy w czasie walki z ZSRR (Niemcy mieli ogromne problemy, ale nie z uwagi na polską partyzantkę),
pomysł przezbrajania 6 i 25 brygady powietrznodesantowej na spieszoną lekką piechotę wyposażoną w eksperymentalne uzbrojenie należy uznać za kompletnie pozbawiony logiki i sensu. Tego rodzaju siły (jeśli już chcemy je tworzyć) należałoby sformować z żołnierzy mniej elitarnych jednostek, które obecnie posiadają braki sprzętowe. Dodatkowo lekka piechota musi operować w zasięgu własnej obrony przeciwlotniczej, a najlepiej również w zasięgu własnej artylerii oraz relatywnie blisko trzonu sił głównych – tak by przeciwnik nie mógł skupić się na rozproszeniu, okrążaniu i eliminowaniu ukrytych jednostek, tylko musiał liczyć się z ewentualnym kontrnatarciem. Mając w zasięgu wzroku tygrysa, wróg nie mógłby uganiać się za nękającą go muchą.