Litewski „lewarek” czy pułapka?

Pierwotna wersja planu (prezentowana na grudniowym wystąpieniu) zakładała rozstawienie aż 2 z 14 polskich brygad na Litwie (w raporcie to zmodyfikowano). Do tego Polska miała wysłać batalion na ukraiński Wołyń. To ostatnie jest kompletnie niezrozumiałe w kontekście tego, że wg koncepcji ANW, Ukraina w ogóle nie brałaby udziału w konflikcie. W efekcie stacjonujący tam batalion nie wziąłby udziału w głównej bitwie o obronę Warszawy, a może nawet w ogóle zostałby wykluczony z udziału w wojnie. Jednak kluczową kwestią jest co innego:

W raporcie ANW (m.in. s. 263 i 266) jedna z trzech brygad 12 Dywizji Zmechanizowanej miałaby zostać rozmieszczona na Litwie  w Miednikach Królewskich. Miałoby to na celu zagrożenie Białorusi (kierunek Mińsk) lub przynajmniej szlaku zaopatrzeniowego z Mińska do Grodna (kierunek na Lidę). Innymi słowy brygada w Miednikach Królewskich otrzymała zadanie ofensywne (ewentualny atak na Białoruś) po to by w planie minimum związać część rosyjsko-białoruskich sił potrzebnych do obrony przed polską brygadą. W planie maksimum, chodziłoby o wkroczeniu na Białoruś i próbę zajęcia strategicznych węzłów transportowych (s. 252 raportu):.

Z całą stanowczością należy podkreślić, że zadanie to jest niemożliwe do wykonania przez tę brygadę nawet w kontekście założeń poczynionych w raporcie ANW przez samych autorów S&F. Oddajmy głos zespołowi S&F (s. 142 raportu):

Z powyższego wynika, że polska brygada w Miednikach Królewskich żeby odnieść sukces musiałaby atakować siły słabsze niż jeden batalion. Zakładając, że z ww. miejscowości można by uderzyć w dwie może trzy strony, to Białorusinom do obrony przed tą brygadą wystarczyłyby maksymalnie 2-3 bataliony (czyli w uproszczeniu również jedna brygada). Warto porównać to z sytuacją, w której to ta sama polska brygada broniłaby się na terenie Polski przed rosyjskim uderzeniem. Bowiem wówczas, zgodnie z ww. zasadą, mogłaby związać aż cztery wrogie brygady (czyli więcej niż jedną dywizję). Innymi słowy, zespół S&F proponuje poprzez atak z terenu Litwy związać jedną białoruską brygadę (a może nawet zaledwie jeden batalion) przy pomocy jednej polskiej brygady, która przygotowana do obrony na terytoriom Polski mogłaby teoretycznie związać całą rosyjską dywizję. Tyle, jeśli chodzi o ekonomię wykorzystania sił własnych przez autorów raportu ANW.  Jednak to tylko uproszczona matematyka. W realiach, Białoruś tak czy inaczej musiałaby wystawić wspomniane bataliony by bronić granicy białorusko-litewskiej. Ponieważ Litwini nie posiadają wielkich sił zbrojnych i nie mieliby za bardzo czym wesprzeć polskiej brygady, to prawdopodobnie obecność tej brygady nijak nie zwiększyłaby białoruskiego zaangażowania w rejonie. Mało tego, ponieważ 12 dywizja zmech. miałaby wg koncepcji ANW zostać pozbawiona czołgów (siła uderzeniowo-przełamująca), to brygada w Miednikach Królewskich również by ich nie posiadała. Co za tym idzie, jej potencjał ofensywny byłby mocno ograniczony już tylko z samej tej jednej przyczyny.

Mając na względzie powyższe aspekty można stwierdzić, że polska brygada w Miednikach Królewskich nie miałaby żadnego realnego wpływu na główne uderzenie rosyjskie z Białorusi na Polskę. Nadto, nie wzięłaby udziału w obronie Polski, a jeszcze jej samej groziłoby odcięcie, okrążenie i zniszczenie.  To ostatnie staje się oczywiste, jeśli założyć, że Rosjanie rozstawiając armię na granicy polsko-białoruskiej, w sposób zaskakujący dla Armii Nowego Wzoru i jej twórców zdecydowaliby się jednak uderzyć na państwa bałtyckie oraz przesmyk suwalski:

Tego rodzaju plan rozmieszczenia polskich sił jest sprzeczny z elementarnymi zasadami sztuki wojennej. Bowiem jeśli dana strona planuje głęboką obronę na terytorium własnym (jak w raporcie ANW) to każda wysunięta daleko od głównych sił obronnych jednostka skazywana jest na unicestwienie. I to na etapie samego planowania. Wystarczy spojrzeć na powyższą grafikę poglądową by zrozumieć, że polskie siły zdolne do wyprowadzenia kontrataku (gdziekolwiek!) znajdowałyby się setki kilometrów od sił litewskich oraz wspomnianej brygady 12 dyw. zmech. W konsekwencji, gdyby operacja tejże brygady się nie powiodła i musiałaby wraz z Litwinami zacząć się wycofywać – to siły te musiałyby polegać tylko i wyłącznie na sobie. Gdyby to Litwa była głównym celem ataku, to musiałoby się skończyć okrążeniem i zniszczeniem.

Ponadto, uderzenie ze skrzydła lub na zaplecze przeciwnika musi być wykonywane (wbrew pozorom) całą armią, a nie tylko jednym oderwanym oddziałem! Bowiem związanie walką głównych sił przeciwnika jest  warunkiem sine qua non do tego, by oddział flankujący miał szansę uzyskać efekt zaskoczenia i z powodzeniem dokonać penetracji wrogiego skrzydła lub tyłów. Tak więc elementarne zasady sztuki wojennej stanowią, że jeśli jeszcze przed bitwą rozmieszczamy własne siły flankujące, to nie mogą one operować w oderwaniu i z dala od nastawionych stricte defensywnie sił głównych. Jeśli S&F zamierzało zagrażać rosyjskiej podstawie operacyjnej uderzeniem z kierunku Wilna, to polskie wojska musiałyby zostać rozstawione wzdłuż polsko-białoruskiej granicy. Tak by mieć pewność, że zwiążą walką siły Rosjan i nie dadzą im swobody wyboru co do kierunku ew. ataku (i w ogóle ataku, bowiem Rosjanie mogliby nie atakować polskiej granicy tylko poczekać i rozprawić się najpierw z osamotnioną Litwą i polskimi siłami na niej).

Innymi słowy, strona broniąca musi się zdecydować na konkretną strategię obronną, inaczej rozwiązania na poziomie taktycznym mogą skutkować takimi konsekwencjami jak w raporcie ANW. W raporcie tym, plan rozmieszczenia wojsk w czasie pokoju jak również sam plan bitwy manewrowej sugerują, że autorzy nie myśleli zupełnie nad strategią obronną i skupili się na rozwiązaniach taktycznych. Wygląda to tak, jakby twórcy wkomponowali do swojej koncepcji „fajne” ich zdaniem pomysły zaczerpnięte z różnych planów, koncepcji czy historycznych przykładów (bunkry, oskrzydlenie, metoda „potykaczy”, walka dywersyjna w lesie etc). Tyle, że taka zblendowana mieszanka pozbawiona jest strategicznej myśli przewodniej i prowadzi do osłabienia obrony, a nie jej wzmocnienia.  Na tym przykładzie rzeczywiście można się zgodzić z szefem S&F dr Jackiem Bartosiakiem, który twierdzi, że planowanie strategiczno-taktyczne jest sztuką wojenną. I albo się to czuje, albo studiowanie różnych historycznych przykładów czy też współczesnych raportów pisanych przez ekspertów w niczym nie pomoże.