W zakresie wprowadzania broni eksperymentalnej, szef projektu ANW wielokrotnie przejawiał zafascynowanie ewentualnym potencjałem bezzałogowych statków powietrznych oraz amunicji krążącej. Temat ten był jednym z wiodących, jeśli chodzi prezentacje ANW, tak wrześniową jak i grudniową. Również w raporcie zaakcentowano ten wątek, choć akurat w nim brak jest charakterystycznego dla wypowiedzi szefa S&F przeceniania skuteczności amunicji krążącej i bezzałogowców. Dronizacja pola walki staje się faktem, a SZ RP winny być mocno nasycone tego rodzaju narzędziem i jest to słusznie podkreślane w raporcie o ANW. Jednakże narracja, która została wprowadzona do obiegu publicznego przez zespół S&F wymaga odniesienia się do niej, z uwagi na powstałe liczne mity krążące w przestrzeni publicznej.
Przede wszystkim należy podkreślić, że nie istnieje jeszcze technologia zarządzania rojami amunicji krążącej. Każdy jeden pocisk musi być sterowany przez żołnierza. Nie istnieje AI, które zarządzałoby lotem np. 100 pocisków, nakierowało je na wrogie zgrupowanie, odróżniło cele fałszywe od prawdziwych a następnie samo zdecydowało o zniszczeniu tych ostatnich. Pomimo tego, już teraz istnieją systemy przeciw-dronowe, które mogą przeciwdziałać rojom dronów. Przykłady z Libii czy Górskiego Karabachu pokazują, że w pewnych warunkach oraz przy słabości obrony przeciwlotniczej przeciwnika, amunicja krążąca oraz bezzałogowe statki powietrzne się sprawdzają. Jednak w innych warunkach (np. polskie równiny) przy przeciwniku dysponującym świetnymi systemami zagłuszania (WRE), licznymi systemami obrony przeciwlotniczej (i przeciwdronowej), drony mogą okazać się zupełnie bezużyteczne. Temat ten bardzo szczegółowo i technicznie omówiony w innych opracowaniach. Niemniej, należy mocno sprzeciwić się mitowi, wg którego dron zawsze dotrze do celu – co jest nieprawdą. Nadto, jako strona broniąca, winniśmy zadać sobie pytanie co stanowi dla nas priorytet. Amunicja krążąca i drony, czy systemy obrony przed takim zagrożeniem?
Przed II Wojną Światową istniał mit, że „bombowiec zawsze dotrze do celu”. Hołdowali mu m.in. Herman Goering czy niemal całe dowództwo lotnictwa w Wielkiej Brytanii włącznie z premierem Stanleyem Baldwinem, który był autorem powyższego cytatu. Niemcy utwierdzili się w tym błędnym przekonaniu jeszcze bardziej, na bazie doświadczeń wojny z Polską, kiedy to nasze myśliwce nie mogły dogonić wrogich bombowców i jedyną szansą na ich zestrzelenie było poczekanie, aż zrzucą bomby i będą wracać tym samym kursem. Na szczęście dla Anglików, w szeregach RAF-u wysoką pozycję zajął Hugh Dowding, który rozpoczął batalię ze środowiskiem zachłyśniętym możliwościami bombowców. W 1936 roku został głównodowodzącym stworzonego dowództwa lotnictwa myśliwskiego RAF (wcześniej takiego dowództwa nie było). Głównie dzięki jego determinacji i uporowi przestawiono brytyjskie myślenie o wojnie powietrznej oraz skierowano znaczną uwagę na produkcję myśliwców oraz opracowanie doktryny ich zastosowania. Dowding przyczynił się do stworzenia sieci radarowej, która miała wspomagać myśliwce w obronie brytyjskiego nieba, a także utworzenia całej doktryny oraz taktyki walki obronnej w powietrzu (wraz z systemem przekazywania informacji z placówek radarowych do dowództwa lotnictwa – vide pętla OODA). W 1940 roku Dowding został dowódcą całego RAF-u i był najprawdopodobniej najbardziej zasłużoną postacią, jeśli chodzi o zwycięstwo w Bitwie o Anglię. Co ciekawe o mały włos odszedłby w 1939 roku na emeryturę, od czego go odwiedziono z uwagi na zagrożenie wojną – co przeczy tezie, że doświadczeni dowódcy nie mogą być elastyczni czy innowacyjni (i z racji samego wieku należą do tzw. „betonu”).
Ten historyczny wtręt został poczyniony w niniejszym opracowaniu nie bez przyczyny. Polska – jako strona broniąca – może być podobnie jak Anglia zagrożona ze strony wrogich systemów bezzałogowych i amunicji krążącej. Nie możemy więc zapominać o systemach defensywnych (obrona przeciw-dronowa), a przede wszystkim należy wypracować doktrynę oraz taktykę obronną przed masowym użyciem bezzałogowców. Bowiem przewartościowanie ich skuteczności może skądinąd prowadzić do zaniechania myślenia o przeciwdziałaniu. Tymczasem współcześnie szerzący się mit o tym, że dron zawsze dotrze do celu może zostać brutalnie zweryfikowany w czasie kolejnej wojny. Brytyjczycy i Niemcy boleśnie przekonali się o micie dot. Bombowców w 1940 roku, kiedy to jedni i drudzy próbowali wysyłać samotne bombowce nad cele (Londyn, Zagłębie Rurhy). W obliczu nowoczesnej i silnej obrony (myśliwce i radary) skończyło się to tragicznie dla sił bombowych, a efekty tego poświęcenia były żadne. Anglicy przestali wysyłać bombowce nad Niemcy i wrócili do tego dopiero w późnym okresie wojny, gdy Alianci mieli przewagę w powietrzu. Natomiast Luftwaffe była w 1940 roku boleśnie karcona z uwagi na mały zasięg Messerchmittów (BF 109). Te, eskortując bombowce, zazwyczaj musiały wracać do Francji w momencie, gdy naprzeciw niemieckim formacjom nadlatywały angielskie myśliwce.