Pomimo odniesienia się przez autorów raportu ANW do pojęcia drabiny eskalacyjnej, w raporcie tym brak jest konkretnego wymienienia zagrożeń na poszczególnych jej szczeblach – w tym tych, pod progiem wojny. Co za tym idzie, zespół S&F nie precyzuje w jaki sposób Armia Nowego Wzoru miałaby bronić państwa jeszcze w czasie pokoju lub działań hybrydowych. Innymi słowy nie otrzymujemy odpowiedzi na pytanie, jakie narzędzia są niezbędne by Siły Zbrojne RP mogły spełniać oczekiwania postawione przez zespół Strategy&Future (strony 27 i 28 raportu):
Tak więc autorzy S&F wyznaczyli przed SZ RP pewny ogólny cel, nie wskazując zagrożeń z jakimi polska armia może się spotkać. Nic więc dziwnego, że Armia Nowego Wzoru wg koncepcji S&F – co zostanie opisane w dalszej części opracowania – nie tylko nie nabywa nowych narzędzi odstraszania (przed wojną), ale wręcz zostaje pozbawiona tych, którymi dysponuje lub ma dysponować zgodnie z założeniami aktualnie prowadzonej modernizacji SZ RP. Tym samym wdrażając model ANW Polska stałaby się bardziej wrażliwa i słabsza na poszczególnych szczeblach drabiny eskalacyjnej. By to wykazać na przykładzie, należy dokonać analizy zagrożeń, której przeprowadzenia zespół S&F zaniechał.
W tym miejscu zastrzec jednak należy, że autor niniejszego opracowania nie jest osobą zawodowo zajmującą się bezpieczeństwem narodowym, a ponadto dokonuje niniejszej analizy w ramach wypełniania wolnego czasu – więc siłą rzeczy, zapewne lista zagrożeń z pewnością winna być znacznie dłuższa i bardziej szczegółowa niż ta rozpisana poniżej. Natomiast na podstawie tego, co już Rosjanie zademonstrowali, można przypuszczać, że w celu wywierania presji na Polskę mogliby:
- symulować awarię na liniach przesyłowych surowców energetycznych do Polski (ropa i gaz), a jednocześnie:
- demonstrować dominację na Bałtyku w okolicy polskiego wybrzeża poprzez obecność Floty Bałtyckiej współdziałającej z lotnictwem,
- rozmieścić jednostki Floty Bałtyckiej na wodach w okolicy Baltic Pipe, co nakazywałoby kalkulować, że dostawy norweskiego gazu via Baltic Pipe, mogą zostać przerwane, podobnie jak dostawy LNG do gazoportu w Świnoujściu,
- rozmieścić okręty w okolicy linii energetycznej Polska-Szwecja, za pomocą której Polska może importować energię w razie niedoborów (np. spowodowanych brakiem dostaw gazu do polskich elektrowni),
- demonstrować obecność okrętów podwodnych w ww. rejonach, co potęgowałoby niepewność po stronie polskiej i zagrożenie,
- symulować możliwość dokonania ataku lotniczego na polskie kopalnie ropy naftowej położone na Bałtyku,
- symulować ataki powietrzno-morskie na położone na wybrzeżu strategiczne dla państwa polskiego obiekty infrastruktury (gazo- i naftoporty, przyłącze Baltic Pipe, rafineria w Gdańsku, magazyny paliwa i gazowe, porty etc.),
- wyprowadzić Flotę Bałtycką na granicę Zatoki Gdańskiej i Morza Bałtyckiego w celu pokazania, że mogliby zablokować ruch morski do Trójmiasta (w tym tankowców z ropą naftową płynących do naftoportu w Gdańsku),
- rozmieszczać duże zgrupowania wojsk przy granicy z Polską w celu przeprowadzenia ćwiczeń i manewrów, co stwarzałoby po stronie Polski przymus reakcji i przerzutu własnych sił oraz utrzymywania ich w stałej gotowości,
- testować granicę polskiej przestrzeni powietrznej oraz wysyłać samoloty do prowadzenia walki radioelektronicznej, które operując wzdłuż granic III RP zagłuszałyby sygnały po polskiej stronie,
- prowadzić rozpoznanie lotnicze i dronowe wzdłuż granicy polskiej strefy powietrznej, a także morskiej,
- prowadzić działania dywersyjne i rozpraszające uwagę wzdłuż lądowej granicy (przenikanie sił specjalnych, kryzys imigracyjny), co angażowałoby siły i uwagę polskiej Straży Granicznej oraz Sił Specjalnych a może i lekkiej piechoty,
- stwarzać wrażenie chęci ataku na Ukrainę, co w przypadku powodzenia narażałoby Polskę na atak z południowo-wschodniego kierunku operacyjnego.
Inne zagrożenia (typu cyber etc.) dotyczyłyby raczej sfery działalności polskich sił cyberbezpieczeństwa, a nie konkretnie tradycyjnej armii – więc pozwolę sobie je pominąć.
Jak widać rosyjski potencjał działań ofensywnych (przy pomocy sił zbrojnych, ale jeszcze w czasie pokoju) oscyluje przede wszystkim wokół tematu surowców energetycznych – na której to płaszczyźnie, Rosjanie zawsze mieli odpowiednie lewary na kraje Europy środkowo-wschodniej a nawet zachodniej. Należy pamiętać, że drogą lądową polska eksportuje gaz i ropę tylko z kierunku rosyjskiego. Tak więc po odcięciu przez Moskwę dostaw, Polska zostałaby skazana na dostawy przez Bałtyk (lub ewentualnie rewers z Niemiec, ale te również mogą zostać odcięte od gazu i ropy). W takiej sytuacji kluczowym warunkiem utrzymania Polski przy energetycznym życiu staje się obrona przybrzeżnej i morskiej infrastruktury energetycznej. Tego zadania nie da się skutecznie wykonać z brzegu (o czym będzie w dalszej części opracowania).
Tymczasem wg modelu ANW, Marynarka Wojenna RP miałaby zostać znacząco zredukowana do postaci, w której nie miałaby żadnego potencjału odstraszania. Małe jednostki patrolowe oraz okręty minowe byłyby zmuszone uciekać do portów na widok każdej większej jednostki Floty Bałtyckiej lub choćby zagrożenia ze strony lotnictwa.
Mało tego, koncepcja zespołu S&F wyraźnie sugeruje, że nowoczesne lotnictwo jest Polsce zwyczajnie niepotrzebne (drogie w utrzymaniu, infrastruktura trudna do obrony, a w czasie wojny trzeba by operować z lotnisk z Niemiec). Jednocześnie S&F postuluje – słusznie – nabycie samolotów rozpoznania AWACS, które byłyby niezbędne do niezależności w kwestii pozyskiwania informacji o ruchach rosyjskich okrętów oraz statków powietrznych. Problem w tym, że AWACS-y nie mogą operować w środowisku, w którym nie posiadają osłony własnego lotnictwa lub wysuniętych daleko w kierunku potencjalnego przeciwnika stanowisk obrony przeciwlotniczej.
W konsekwencji, kooperacja rosyjskich sił morskich wraz z lotnictwem w strefie Bałtyku ograniczałaby polską swobodę operacyjną, a także zawężała pole rozpoznania. AWAC-sy – w obawie przed zestrzeleniem – musiałyby latać na południu Polski (lub w ogóle nad Niemcami) poza zasięgiem pocisków przeciwlotniczych przeciwnika (tak wystrzeliwanych z okrętów jak i myśliwców). Co za tym idzie, operując kilkaset km od wybrzeża, AWAC-sy miałyby bardzo ograniczoną możliwość w zakresie wykrywania wrogich okrętów i samolotów nad Bałtykiem, a przede wszystkim nakierowywania na cele polskich pocisków przeciwlotniczych i przeciwrakietowych rozmieszczonych na wybrzeżu. Tym samym Rosjanie operując własnymi okrętami, myśliwcami a nawet samolotem AWACS czy WRE (walki radiowo-elektronicznej) zyskiwaliby na Bałtyku całkowitą dominacje informacyjno-militarną względem Polski (zakładając, że NATO nie zareaguje odpowiednio szybko i nie przegoni Rosjan z domeny morskiej – a na taki scenariusz miała przygotować Polskę Armia Nowego Wzoru).
Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym Rosjanie w ciągu 48h rozmieszczają flotę na Bałtyku (po wcześniejszym odcięciu Polski od gazu i ropy), a następnie Baltic Pipe oraz podmorska linia energetyczna ze Szwecją ulegają tajemniczej „awarii”. W dalszej kolejności Rosjanie wstrzymują tankowce płynące do Gdańska i Świnoujścia (pod jakimkolwiek pretekstem, np. awarią własnej jednostki, która grozi wybuchem wobec czego muszą zamknąć cały szlak morski). Przy tak skoordynowanej i przeprowadzonej w krótkim okresie akcji, pozbawiona silnego lotnictwa oraz floty Polska nie miałaby żadnej odpowiedzi. Zwłaszcza gdyby nie doszło do żadnego otwartego aktu wojny.
Tak więc w czasie pokoju, Armia Nowego Wzoru byłaby bezsilna przy tego rodzaju zagrożeniach. Jednak to nie wszystko, bowiem gdyby rozpoczął się atak, to Rosjanie mogliby zniszczyć w pierwszej jego godzinie kosztowną i budowaną z takim trudem, przez wiele lat infrastrukturę energetyczną (port LNG, rafineria, magazyny surowców, naftoport etc). Mogąc kompletnie odciąć Polskę od surowców energetycznych oraz cofnąć jej rozwój w tym zakresie o całe dekady, Rosjanie nie baliby się zaryzykować utraty jednego czy dwóch przestarzałych okrętów Floty Bałtyckiej. Zwłaszcza, że zniszczenie nadbrzeżnej i morskiej infrastruktury energetycznej na powrót uzależniłoby Polskę od rosyjskich dostaw gazu i ropy naftowej.
Temat możliwości odstraszania przez Morską Jednostkę Rakietową a także systemów NAREW rozmieszczonych na wybrzeżu rozbija się o problem horyzontu radarowego (poniżej którego radar nie widzi wrogich jednostek, z uwagi na kulistość Ziemi), a także technologicznych ograniczeń w zakresie namierzania celów oraz kierowania własnych pocisków w odległości poza linią horyzontu (ok. 40-50 km). Innymi słowy wrogie okręty i myśliwce dysponujące pociskami o zasięgu setek kilometrów (które w razie rozpoczęcia działań wojennych strzelałyby do nieruchomej infrastruktury – a więc problem namierzania celu w czasie rzeczywistym ich nie dotyczy) mogłyby zostać rozmieszczone w takiej odległości by nie były one widoczne dla radarów rozmieszczonych na brzegu. Nadto należy zauważyć, że wyniesienie radaru (np. balonem) nie rozwiązuje problemu. Bowiem jeśli nasz radar widzi wrogi okręt, to znaczy że ten wrogi okręt widzi (przy pomocy własnego radaru) również nasz radar. W sytuacji gdy okręt dysponuje wielowarstwową obroną przeciwrakietową (rakiety średniego, krótkiego i b.krókiego zasięgu oraz system ostatniej linii obrony typu CIWS) , balon nie dysponuje żadną. Tak więc gdyby miało dojść do ataku, to balony radarowe i operujące za blisko AWAC-sy stałyby się pierwszym celem wrogich rakiet, co oślepiłoby baterie wyrzutni rozmieszczonych na brzegu. A nawet gdyby te zdołały wystrzelić jedną salwę, to cały zespół wrogich okrętów miałby bardzo duże szanse na wyłapanie znacznej ilości pocisków przeciwokrętowych. Te, nawet gdyby zdołały się przedrzeć przez obronę, musiałyby jeszcze trafić w cel (bo nie ma pocisków o 100% skuteczności). W tym kontekście należy zadać sobie pytanie, co jest większym „białym słoniem” – budowany latami terminal LNG (rafineria/naftoport etc), którego zniszczenie spowoduje brak dostaw energii dla całej Polski – czy utrata np. jednego okrętu? Rosjanie z pewnością pokusiliby się o takie ryzyko mogąc „wyłączyć” energetycznie Polskę w pierwszych godzinach wojny, co znacznie ułatwiłoby inwazję lądową oraz wprowadziło trudną sytuację humanitarno-społeczną wśród obywateli (a Ci mogliby wywrzeć presję na rząd w Warszawie w kwestii ew. kapitulacji).
Kwestia „grożenia” wrogiej flocie rojem własnych dronów (podnoszona przez entuzjastów ANW) jest mało poważna. Drony – z racji na wielkość – mają bardzo ograniczony zasięg, jeszcze bardziej ograniczony udźwig (małe ładunki wybuchowe), a do tego są znacznie wolniejsze niż pociski rakietowe (i dużo mniej skuteczne). Co za tym idzie, zestrzelenie ich przez systemy plot w tym typu CIWS nie stanowiłoby żadnego problemu dla zespołu wrogich okrętów. Nadto należy pamiętać o tym, że z racji gabarytów oraz ograniczonej mocy silnika, bezzałogowe statki powietrzne a nawet balony nie mogą operować w czasie złej pogody (silny wiatr/sztorm). Tymczasem polska obrona nie może być przygotowana tylko na dobrą pogodę.
Ograniczanie sił lotnictwa (przy np. wycofaniu się z kontraktu na F-35, choć nie jest to napisane wprost, jednak wybrzmiewa z raportu poprzez porównanie kosztów samolotu z kosztami utrzymania lekkiej brygady), rezygnacja z Marynarki Wojennej, przy jednoczesnym ograniczeniu kontraktu na obronę przeciwlotniczą średniego zasięgu (Patrioty), a także rozstawieniu obrony PLOT bez uwzględnienia niezbędnej głębi strategicznej (wielowarstwowość), pozbawiłoby Polskę możliwości neutralizacji zagrożenia ewentualnych działań dywersyjnych (tajemnicze awarie), a także w czasie wojny: ograniczenia, a nawet uniknięcia ataku od strony morza na newralgiczną dla państwa infrastrukturę. Innymi słowy projekt ANW ogranicza polski potencjał na wskazanych szczeblach drabiny eskalacyjnej i czyni Polskę bardziej podatną na działania hybrydowe. Co za tym idzie, Federacja Rosyjska zyskałaby możliwość wywarcia silnej presji na Warszawę oraz potencjalnie wymuszenia zgody na interesujące Moskwę ustępstwa polityczne.
Tymczasem obecne założenia w zakresie modernizacji Sił Zbrojnych RP przewidują posiadanie przez MW trzech nowoczesnych okrętów typu fregata, a także dostawę dwóch eskadr F-35. By pokazać różnicę potencjałów pomiędzy ANW a stanem do jakiego dążą obecnie SZ RP warto nadmienić co następuje.
Wyobraźmy sobie polskie F-35 (trudno-wykrywalne tech. Stealth) patrolujące Bałtyk i wspierane systemami przeciwlotniczymi średniego, krótkiego zasięgu (oraz potężnym radarem i systemami WRE) umieszczonymi na fregatach. Przy takiej sile (A2AD zespołu fregat + stealth F-35) oraz rozpoznaniu (radar dalekiego zasięgu na okręcie oraz systemy radarowe umieszczone wysoko dzięki F-35 i AWACS i wykrywające pociski i myśliwce lecące poniżej linii horyzontu) Rosjanie zwyczajnie baliby się nad Bałtyk wlecieć, lub na niego wpłynąć. Co za tym idzie, nie tylko nie myślelibyśmy o zagrożeniu desantem, ale i w ogóle wyeliminowalibyśmy zagrożenia z morza i powietrza, na cele przybrzeżne. Mało tego, to my byśmy mogli wywierać presję i blokować Kaliningrad od strony morskiej. Dostalibyśmy kolejny pomocniczy kierunek ataku na Kaliningrad. To my – jeszcze przed progiem wojny – moglibyśmy „testować” Rosjan latając F-35 i wykonując nimi misje zwiadowcze (doskonała maszyna do szukania potencjalnych celów na lądzie, morzu i w portach etc.). To wreszcie my, moglibyśmy pływać i latać nad nitką Nord Stream II i generować psychologiczną niepewność po stronie Rosjan (tajemnicza awaria?).
Podobnie sprawa wygląda na lądzie. Plan bitwy manewrowej przedstawiony przez zespół S&F zakłada głęboko, defensywie rozstawione systemy obrony powietrznej (dopiero w strefie „strategicznego trójkąta”). Co za tym idzie, wbrew regule budowania obrony powietrznej wielowarstwowo, nasze systemy OPL nie broniłyby granic polskiej przestrzeni powietrznej. W konsekwencji, Rosjanie bez przeszkód mogliby latać na niskich i średnich pułapach wzdłuż naszej granicy bez obawy zestrzelenia. To z kolei ułatwiłoby im uformowanie formacji lotniczych do ataku na polskie terytorium (jeszcze w czasie pokoju). Mogliby również „testować” naszą przestrzeń powietrzną i odstraszać swoim lotnictwem oraz rozstawionymi na granicy systemami OPL nasze samoloty. W efekcie nasze lotnictwo bałoby się latać nad wschodnią polską (nawet w czasie pokoju, a zwłaszcza w okresie silnego napięcia) bez osłony własnych OPL oraz ze świadomością wrogiej przewagi liczebnej w powietrzu spotęgowanej wrogimi systemami przeciwlotniczymi rozstawionymi tuż na granicy z Polską. Dawałoby to Rosjanom doskonałe pole manewru do rozpoznania lotniczego, które pomogłoby im ocenić polską obronę jeszcze przed inwazją.
Tymczasem.
Rozstawione w odpowiedni sposób radary i obrona przeciwlotnicza (bliżej granicy) zniechęcałaby Rosjan do „testowania” polskiej przestrzeni powietrznej z użyciem lotnictwa i to jeszcze zanim wybuchłaby wojna. Co jednocześnie ograniczyłoby rosyjskie możliwości prowadzenia obserwacji lotniczej tego, co się dzieje po polskiej stronie granicy. Mało tego, Rosjanie musieliby kalkulować to, że operowanie lotnictwa nad zachodnią Białorusią również rodzi ryzyko. Mało tego, dysponując wielozadaniowymi F-35 to Polska mogłaby „testować” systemy obronne i radarowe Rosjan i prowadzić rozpoznanie ruchów, działań i rozmieszczenia wojsk poza granicami Polski (F-35 został do tego stworzony!). Tak więc dzięki „odepchnięciu” Rosjan od polskiej granicy i wybrzeża, zmniejszylibyśmy ich świadomość sytuacyjną, zwiększylibyśmy własną wiedzę o działaniach przeciwnika, a tym samym zniechęcalibyśmy go do podejmowania działań agresywnych (wojennych) w nie do końca rozpoznanym środowisku.
Czy tego rodzaju potencjał daje nawet tysiąc mikro-dronów w rękach lekkiej piechoty rozmieszczonej w lesie? Oczywiście, że nie (choćby ze względu na możliwość prowadzenia rozpoznania tylko w obszarze zasięgu termo-wizyjnym dronów, co np. w złych warunkach pogodowych byłoby ograniczone do minimum lub nawet uniemożliwione – vide silny wiatr, sztorm). Już w tym momencie rysuje się więc wyraźna granica potencjałów pomiędzy tanią (ale kosztowną) Armią Nowego Wzoru, a siłami zbrojnymi dysponującymi drogimi – ale dającymi nieporównywalnie większy potencjał odstraszający i „wypychający” Rosjan z pozycji dogodnych do ataku – narzędziami.