Wojna na gruzach Polski

Autorzy projektu ANW zakładają, że w przypadku błyskawicznego ataku na Polskę, Rosjanie mogliby użyć potencjału rakietowego (choć nie nuklearnego). Co rzeczywiście należy kalkulować i to niemalże jako pewnik. Tego rodzaju zagrożenie, należy zdaniem zespołu S&F (co wielokrotnie było powtarzane w prezentacjach) „przyjąć na klatę”. Państwo polskie powinno demonstrować, że nie boi się strat, a dzięki rozproszeniu wojska, przetrwa atak i będzie zdolne do odparcia agresji przeciwnika. Tego rodzaju gotowość przyjęcia ciosu ma zdaniem autorów S&F charakter odstraszający bowiem Rosjanie musieliby kalkulować, że obrona będzie prowadzona mimo wszystko. W ramach tej obrony autorzy wyznaczyli tzw. „Teorię polskiego zwycięstwa”, którym ma być rozejm z Rosją po pokonaniu jej wojsk w starciu konwencjonalnym.

Tyle, że założenie to jest kompletnie pozbawione sensu. Koncepcja walki z Rosją w ramach ANW zakłada, że Polska jako państwo przegrywa de facto wojnę w pierwszych jej godzinach, po czym Wojsko Polskie będzie – niczym Armia Krajowa – walczyć bohatersko z przeciwnikiem na zgliszczach kraju. Do ostatniego naboju. Po to by osiągnąć „polskie zwycięstwo” czyli nie przegrać militarnie i nie dopuścić Rosjan do zajęcia Warszawy. W tym miejscu należy sobie odpowiedzieć na pytanie:

Czym dla Polski będzie porażka w wojnie z Rosją?

Albo co będzie  stanowić większą porażkę Polski: utrata kilku czołgów lub okrętów (zwanych w raportach. „białymi słoniami” lub „tłustymi krowami” ) czy sytuacja, w której na skutek przyjęcia na klatę uderzenia bombowo-rakietowego (brak floty, Patriotów i silnego lotnictwa), zniszczone zostaną:

  1. Terminal LNG, przyłącze Baltic Pipe, Kopalnie ropy na Bałtyku (tak mamy platformy wiertnicze), rafineria w Gdańsku i Płocku – a więc zaplecze związane z surowcami energetycznymi,
  2. Największe i najważniejsze elektrownie oraz infrastruktura przesyłowa (jak np. kabel Szwecja – Polska po dnie Bałtyku, dzięki któremu możemy importować energię elektryczną),
  3. Strategiczna infrastruktura, jak terminale portowe, węzły kolejowe, wiadukty, mosty,
  4. Lotniska oraz zaplecze serwisowe dla lotnictwa,
  5. Bazy wojskowe, fabryki wojskowe oraz hale serwisowe dla Sił Zbrojnych,
  6. Cywilne kopalnie i zakłady przemysłowe,
  7. Magazyny surowców,
  8. Inne newralgiczne obiekty infrastrukturalne?

Jeśli dla zespołu S&F celem wojny ma być umożliwienie rozwoju, a konsekwencją „zwycięstwa” w tym konflikcie miałoby być cofnięcie niezależności energetycznej, rozwoju infrastruktury oraz przemysłu o kilkadziesiąt lat, to trudno sobie nawet wyobrazić, jak mogłaby wyglądać Polska po militarnej klęsce Armii Nowego Wzoru. Czy cofnięcie  dobrze rozwiniętego państwa do epoki z 1945 roku nie będzie naszą totalną porażką, a jednocześnie zwycięstwem Rosji? Przecież taki scenariusz w dłuższej perspektywie pozbawiłby nas siły gospodarczo-ekonomicznej, znaczenia polityczno-militarnego oraz generalnie cofnąłby Polskę w rozwoju o kilka dziesięcioleci. Czy osiągnięcie takiego celu, przy koszcie w postaci kilku straconych czołgów, satysfakcjonowałoby Putina? Można z całą odpowiedzialnością założyć, że tak. Putin byłby zadowolony z relacji koszt/efekt.

W tym kontekście należy zadać sobie kolejne pytanie, jaką wartość odstraszania mają wojska pochowane w lesie i w bunkrach, które nie reagują na ataki rakietowe (i czekające na inwazje lądową) nawet jeśli są one zdeterminowane  do nieustępliwej walki w obliczu dewastacji całego Państwa?

Odstraszaniem w kontekście zagrożenia rakietowego jest zakup systemów przeciwrakietowych (program Wisła). Systemów, których zakup szef S&F dr Jacek Bartosiak krytykował w licznych wystąpieniach, a samym raporcie ANW sugeruje się ograniczenie realizacji kontraktu na Patrioty (która to umowa zakłada dwie fazy, jedna jest już opłacona i realizowana, na drugą umowa dopiero ma być podpisana). Uzasadnieniem na to jest fakt, że systemy te są drogie, a jednocześnie nie gwarantują całkowitego bezpieczeństwa Polski przed uderzeniem rakietowym. Tymczasem oczywistym jest, że Polska nie będzie w stanie wyłapać wszystkich nadlatujących rakiet. Żadne państwo na świecie (włączając USA) nie jest przygotowane na odparcie całego arsenału rakietowego Rosji. Czy wobec tego USA, Chiny, Niemcy czy ktokolwiek inny zrezygnował z systemów przeciwrakietowych? Posiadanie systemów przeciwrakietowych (jak Patriot) sprawia, że żeby przeciążyć nasze systemy obronne, Rosjanie musieliby użyć setek (a nie np. kilkunastu) rakiet w pierwszym uderzeniu, by mieć pewność, że atakiem saturacyjnym zniszczą cele. W tym miejscu należy pamiętać, że środki przenoszenia rakiet są ograniczone (ilościowo) i jednocześnie kosztują. Tak więc wystrzelanie się z potencjału rakietowego w pierwszych godzinach wojny byłoby dużym militarnym ryzykiem w kontekście innych zagrożeń (vide zagrożenie ze strony NATO ale nawet i Ukrainy). Ponadto, zmasowany atak rakietowy setek pocisków znacząco podwyższa ryzyko polityczne konfliktu oraz naraża Rosję na odwet NATO. Inną „ciężkość” polityczno-propagandową ma  wystrzelenie „omyłkowo” kilku-kilkunastu rakiet, a inną zmasowany atak saturacyjny.

W kontekście sztywnego scenariusza opisanego przez S&F, Rosjanie mieliby zaatakować polską infrastrukturę, której nie da się ukryć , przenieść i rozproszyćPolska zostałaby zdewastowana, a polskie społeczeństwo już w pierwszym dniu wojny zostałoby pozbawione prądu, gazu (ogrzewanie), paliwa (komunikacja) , a nawet wody pitnej. W takich warunkach nastałby chaos w państwie. Ludzie rzuciliby się do nieczynnych sklepów by robić zapasy żywności i wody. Utrzymanie takiego „zaplecza” w porządku społecznym wymagać będzie ogromnego wysiłku licznego aparatu przymusu. To prowadzi do odpowiedzi na pytanie, w co lepiej zainwestować? W kilka dodatkowych baterii Patriot czy w utrzymanie przez wiele lat ogromnych sił policyjno-porządkowych? Co stanowi wyższy koszt, potencjalna utrata licznych obiektów infrastruktury krytycznej kraju, czy kilka wyrzutni? Warto nadmienić, że w czasie wojny odcięte od zapasów zaplecze, nie wykarmi żołnierzy na froncie.

Na koniec wstawmy to wszystko w kontekst polskiej bitwy manewrowej. Zdaniem zespołu S&F Polska nie powinna ulegać groźbom Rosji oraz pójść na wojnę w celu nie dopuszczenia Rosji do europejskiej gry o równowagę. By Moskwa nie decydowała wspólnie z Berlinem o tym, co się dzieje w Warszawie. Mielibyśmy więc podjąć wojnę przy akceptacji dewastacji państwa i cofnięcia go w rozwoju nawet o kilkadziesiąt lat.  Co w efekcie zmarginalizowałoby siłę polityczno-gospodarczą Polski w Europie, a tym samym sprawił, że nawet po przegraniu wojny kinetycznej, Moskwa mogłaby później narzucać warunki Warszawie przez kolejne dziesięciolecia. Innymi słowy, w celu walki o status Polski w świecie, mielibyśmy zaakceptować, że w wyniku wojny ten status zostanie zniwelowany… W tym miejscu każdy samodzielnie powinien rozstrzygnąć sobie w myślach, czy zespół Strategy & Future na pewno dobrze odpowiedział na podstawowe pytanie„Po co walczymy?”. 

W efekcie należy stwierdzić, że zarówno rosyjski powód do wojny, jak i polski zostały przez S&F zarysowane w sposób bardzo mało przekonujący. Jeśli autorzy S&F mieli na celu wykazać, że wojna Rosja – NATO (Polska) jest prawdopodobna, to obawiam się, że mogli osiągnąć odwrotny efekt. Bowiem w rzeczywistości ani Rosjanom nie opłacałoby się wywoływać wojny z NATO, ani Polakom nijak nie można byłoby wytłumaczyć, że powinni się bić i umierać w wojnie, w której niemożliwym byłoby uzyskanie zwycięstwa.

Co wszystko nie zmienia faktu, że do wybuchu ewentualnej wojny z udziałem Polski należy się przygotowywać. Zwłaszcza, że Warszawa kompletnie nie ma wpływu na to, czy i ewentualnie kiedy zostanie zawarte ewentualne porozumienie na linii Waszyngton-Berlin-Moskwa. Być może (o czym piszę od lat) żadnego nowego „resetu” czy też „drugiej Jałty” lub „odwróconego Nixona” nie będzie – wbrew temu co przewidywał  notabene choćby dr Jacek Bartosiak. Tak więc przypuszczenia szefa S&F mogą się nie sprawdzić i wówczas przy braku porozumienia, Władimir Putin rzeczywiście może być gotowy na konflikt zbrojny. Jeśli Putin nie uzyska od zachodu tego czego chce, Polska może zostać zaatakowana przez Rosję nawet pomimo faktu, że byłaby skłonna do ugodowych rozmów.  Pytanie tylko w jakich warunkach zaistniałby taki konflikt?

Jak słusznie zauważyli autorzy raportu ANW, siły zbrojne są pewnego rodzaju narzędziem, które pozwala m.in. odpierać lub wywierać presję na państwa zewnętrzne. Ponieważ Rosja szczególną uwagę przykłada właśnie do rozbudowy i wykorzystywania tego właśnie narzędzia, Polska również winna zbudować siły zbrojne z odpowiednim potencjałem. By natomiast wiedzieć, jakiego wojska potrzebujemy, należy odpowiedzieć sobie na pytanie: „do jakiej wojny się szykujemy?”. Nie sposób nie zgodzić się z tak prezentowaną przez zespół S&F narracją. Oczywistym jest więc, że niezwykle ważnym jest, by prawidłowo określić uwarunkowania geopolityczne i strategiczne, które mogą zaistnieć (czyli kto z kim i w jakich warunkach może pójść na wojnę). Błędna kalkulacja w tym zakresie może bowiem spowodować kompletną klęskę całej koncepcji obronnej państwa, zwłaszcza, gdy ktoś chciałby przygotować je do jednego tylko scenariusza. Tak jak to robi Strategy&Future.