W pierwszej kolejności warto zauważyć, że Rosjanie – dzięki szerokiemu arsenałowi oraz dobrej ekspozycji geograficznej – mają możliwość uderzenia rakietowego na Polskę. I to bez obawy przed ewentualnym dotkliwym odwetem. W polskim zasięgu znajduje się bowiem zaledwie Kaliningrad. Opcjonalnie, moglibyśmy dokonać uderzeń na cele na Białorusi. Co w Moskwie zostałoby odebrane wzruszeniem ramion. Oczywiście wszystko to przy założeniu, że Polska posiadałaby potencjał odwetowy na atak rakietowy. Tak więc nawet w takiej sytuacji, nie bylibyśmy zdolni do zadania bolesnego sztychu przeciwnikowi.
W konsekwencji, w celu zdewastowania Polski, skruszenia morale wojska i społeczeństwa, zniszczenia zaplecza energetyczno-logistycznego, a także cofnięcia jej infrastruktury krytycznej oraz potencjału przemysłowego Władimir Putin mógłby w pierwszej kolejności dokonać zmasowanego ataku rakietowo-bombowego. I to zanim wydałby rozkaz do inwazji lądowej, która mogłaby przynieść dotkliwe straty i byłaby militarnym ryzykiem (mimo wszystko).
Po odcięciu milionów Polaków od wody, energii elektrycznej, gazu oraz ropy naftowej, władze z Kremla mogłyby nacisnąć na władze z Warszawy i dać im alternatywę:
- albo Polska skapituluje przed rosyjskimi żądaniami, albo Rosjanie wykonają drugi atak rakietowy, niszcząc kolejne cele.
Tego rodzaju groźba byłaby tym bardziej prawdopodobna im mniej systemów przeciwrakietowych posiadałaby Polska. Bowiem Rosjanie posiadają ograniczone środki napadu rakietowego. Potencjał ich pierwszej salwy wcale nie musiałby przeciążyć dobrze przygotowanej obronie złożonej z systemów Patriot. Jednak gdyby ta obrona okazała się zbyt skromna, koszty Rosjan w zakresie wykonania takiego ataku i jego ewentualnego powtarzania byłyby znikome. Innymi słowy, Rosjanie mogliby wygrać starcie z Polską niemal bez kosztów własnych za pomocą ostrzału rakietowego i zmuszenia do politycznej kapitulacji władze i kraj, przyjmujące kolejne uderzenia „na klatę”.
Wówczas Armia Nowego Wzoru zamiast walczyć ze szturmującym stolicę wrogiem, musiałaby stawić czoła niechęci własnego społeczeństwa, które mogłoby zostać dotknięte klęską głodu. I pretensjom o to, że zamiast bronić obywateli, armia czeka pochowana w bunkrach i lasach – na uderzenie, które może nie nadejść. Wyglądałoby to jeszcze gorzej, przy świadomości, że dzięki zgromadzonym zapasom żołnierze nie tylko nie walczą, ale i nie cierpią głodu oraz niedostatków jak całe społeczeństwo. Należy pamiętać o tym, że nie wiadomo jak mocno polska propaganda mamiłaby przed wojną Putina o tym, że ANW jest gotowa walczyć do ostatniego żołnierza, nawet po ataku rakietowym z głowicami jądrowymi. Prawda jest jednak taka, że Rosjanie pomimo tego rodzaju narracji i tak mogą zdecydować się sprawdzić ten scenariusz. Tym samym zdewastowaliby nam państwo i poczekali zwyczajnie na efekt psychologiczny.
Reasumując, bezbronność i brak odpowiedzi na zagrożenie rakietowe (przyjmowanie na klatę) wręcz zwiększa ryzyko użycia pocisków rakietowych przez Rosjan. Zachęciłoby ich do użycia uzbrojenia, które niemal bezkosztowo pozwoli zadać bolesny cios. Następnie – zamiast rzucać kolejne dywizje ryzykując straty – Rosjanie mogliby szantażować polskie władze użyciem tegoż samego środka. Przed którym nie będziemy mogli się bronić. W ten sposób Rosjanie mogliby powtarzać manewr do skutku, czyli do całkowicie bezkosztowego zwycięstwa wojennego. Zwiększając polskie straty, dewastując gospodarkę i infrastrukturę państwa oraz neutralizując jego znaczenie na kolejne dziesięciolecia.