Jednym z większych mankamentów raportu ANW – choć trudno jest stopniować zastrzeżenia, bowiem tych ogromnej wagi znajduje się bez liku – jest kompletny brak rozpisania koncepcji bitwy powietrzno-morskiej, przy wsparciu własnych systemów lądowych.
Ponadto w rozdziale poświęconym obronie Bałtyku (od 341 strony), autorzy nie operują faktami, tylko powołują się na „rozmowy z Amerykanami” – czyli anonimowym podmiotem zbiorowym. Przy czym często używa się w tej części raportu takich zwrotów jak:
Przy podejmowaniu decyzji o wyborze taktyki walki morskiej oraz o potrzebnym uzbrojeniu, dobrze by było oprzeć się o coś więcej niż słowo „podobno”. Nadto należy zwrócić uwagę na ogólnikowość i nieprecyzyjność argumentów, które miałyby świadczyć o tym, że Polska nie potrzebuje Marynarki Wojennej. Autorzy S&F powołują się na „rozmowy” z anonimowymi „dowódcami dużych okrętów” (s. 342):
Należy zauważyć, że zespół S&F twierdzi w dalszej części raportu, że Polsce nie potrzebne są średniej wielkości okręty (typu fregata) – których przeznaczeniem jest operowanie właśnie na mniejszych i bardziej zamkniętych akwenach niż ocean – z uwagi na fakt, że Amerykanie będą niechętni do wprowadzania na Bałtyk całych swoich flot oraz dużych jednostek (oceanicznych) tj. lotniskowiec (przykład wprost wskazany w grudniowej prezentacji ANW) czy atomowy okręt podwodny. To trochę tak, jakby stwierdzić, że nie warto kupować samochodu osobowego ponieważ parkingi miejskie są zbyt małe dla autobusów…
Przy udowadnianiu, że na Morzu Bałtyckim nie będą mogły operować okręty nawodne – przez co Polsce nie potrzebna jest Marynarka Wojenna – zespół S&F powołał się na doświadczenia historyczne z II Wojny Światowej (s.351 raportu), kiedy to lotnictwo stanowiło potężne zagrożenie dla okrętów. Co należy uznać za kompletne kuriozum. Należy pamiętać, że w bitwach powietrzno-morskich z początku II WŚ brały udział okręty budowane w 20-leciu międzywojennym. W konsekwencji jednostki nawodne nie posiadały skutecznej obrony przeciwlotniczej, bowiem w czasie ich budowy nie zdawano sobie sprawy z tego, jak bardzo taka obrona okaże się potrzebna. Nadto, w czasie II WŚ z uwagi na ograniczenia technologiczne, okręty mogły bronić się przed wrogim lotnictwem w zasadzie dopiero w momencie gdy wrogie samoloty wchodziły w zasięg wzroku. Artyleria lufowa była mało precyzyjna, a samoloty wręcz nurkowały bezpośrednio nad celem by go trafić i zatopić. W raporcie o ANW przegapiono sto lat rozwoju technologicznego, na skutek którego na okrętach montowane są radary oraz wielowarstwowe systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. W konsekwencji, współcześnie to okręt może być większym zagrożeniem dla lotnictwa niż samotne samoloty dla zespołu okrętów. Dziś okręty typu fregata najczęściej są pływającymi systemami przeciwlotniczymi. Doświadczenia z II WŚ mają się wobec tego nijak do współczesności, a przecież ANW miała być przygotowana do przyszłej wojny, a nie tej sprzed stu lat.
Mało tego, zdaniem S&F fregaty (bo głównie o kwestię ich posiada rozbija się temat) byłyby „białymi słoniami” zagrożonymi nie tylko z powietrza, ale i spod wody (s. 352).
Innymi słowy, zdaniem twórców raportu fregat nie warto posiadać, ponieważ zagrożeniem dla nich są między innymi okręty podwodne. I teraz należy spojrzeć kilka stron wcześniej, które zostały poświęcone na wykazanie, że okręty podwodne również nie są Polsce potrzebne, ponieważ byłyby zagrożone na wykrycie i zatopienie – zwłaszcza z powietrza (płytkość wód etc.). Tak więc S&F odradza posiadania okrętów podwodnych z uwagi na warunki Bałtyku i możliwość ich zatopienia, a jednocześnie odradza posiadanie fregat z uwagi na zagrożenie okrętami podwodnymi. Logika kryjąca się za pomysłem de facto likwidacji Marynarki Wojennej (a wraz z nią de facto przemysłu stoczniowego) poraża.
Tymczasem należy pamiętać, że fregaty są to okręty o wyporności pozwalającej zamieszczenia na nich jednocześnie różnego typu uzbrojenia. Polski Miecznik ma posiadać lądowisko na pokładzie dla śmigłowców przeznaczonych do ZOP (zwalczanie okrętów podwodnych). Ponadto fregaty same mogą być wyposażone w sonary, wyrzutnie torped oraz bomb głębinowych. To wszystko oprócz wielowarstwowej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, radarów i urządzeń walki radio-elektronicznej (zagłuszanie sygnałów). W konsekwencji to nowoczesna fregata będzie stanowić zagrożenie dla wrogich: okrętów podwodnych, lotnictwa czy wreszcie innych nawodnych jednostek – a nie odwrotnie.
Z całości bardzo krótkiego i skąpego w argumenty rozdziału o Marynarce Wojennej można wywnioskować, że zespół S&F zakłada, że okręt klasy fregata należy do „dużych” jednostek. Wiele miejsca poświęcono na pokazanie, że płytkość Bałtyku nie pozwalałaby bez skrępowania operować właśnie tak „dużymi” okrętami (niższa manewrowość). Co również jest tezą nie posiadającą zupełnie pokrycia w faktach.
Przypomnijmy, że okrętem flagowym rosyjskiej Floty Bałtyckiej jest niszczyciel typu Sowriemiennyj o pełnej wyporności blisko 8 tys. ton (dwa razy większej niż standardowa fregata). Warto pamiętać, że na Bałtyku pojawiają się od czasu do czasu na ćwiczeniach i manewrach rosyjskie okręty podwodne o napędzie atomowym (pomijam sensowność tego ruchu, jednak to pokazuje, że nawet takie ogromne jednostki nie mają problemu z pływaniem i manewrowaniem na Morzu Bałtyckim i pod jego powietrznią – ostatnia ich obecność to sierpień 2021r. ). Reasumując poświęcono sporo miejsca w bardzo krótkim fragmencie raportu o Marynarce Wojennej (zaledwie kilka stron z 340!) na teoretyzowanie i stawianie teorii, które przeczą rzeczywistości, którą znamy od dziesięcioleci. Rzeczywistości, w której Rosjanie posługują się dużymi jednostkami na Bałtyku, Finowie zdecydowali się nabyć lekkie fregaty, Duńczycy i Niemcy posiadają własne fregaty, a Szwedzi żałują że wcześniej postawili na mniejsze korwety, które są podatne na atak lotniczy.
Tymczasem zabrakło odniesienia się do najbardziej ważkich argumentów w temacie, które padały wielokrotnie w debacie publicznej. Mianowicie nie zostało przedstawione i uzasadnione:
- W jaki sposób, jakim potencjałem przy użyciu jakiej taktyki i środków Rosjanie mieliby zatopić nowoczesnej polskie fregaty w 15 minut od rozpoczęcia wojny? Teza o 15 minutach została rzucona bodaj 4 lata temu i do dziś nie została uzasadniona (ani się z niej publicznie nie wycofano), a eksperci od walki morskiej ten zarzut zwyczajnie obalili (problem namierzania w czasie rzeczywistym ruchomego celu oraz nakierowania na niego pocisku i skoordynowania ataku saturacyjnego, a także przezwyciężenia systemów obronnych a także uniknięcie „wabików” – pomijając fakt, że Rosjanie mieliby olbrzymi problem z atakiem saturacyjnym, brak środków).
- W jaki dokładnie sposób ustawiona na wybrzeżu NAREW oraz Morska Jednostka Rakietowa miałyby ochronić newralgiczną infrastrukturę energetyczną w postaci kopalni ropy (polskie platformy wiertnicze na Bałtyku), terminalu LNG w Świnoujściu, czy infrastruktury Baltic Pipe (i innych) przed saturacyjnym atakiem morskim lub lotniczym, wykonanym z pułapu poniżej horyzontu radarowego? Zwłaszcza, że dwa miesiące temu Rosjanie zademonstrowali potencjalną możliwość ataku na polską platformę:
- Dlaczego S&F postuluje zrezygnować z potencjału zdobycia przewagi nad Bałtykiem (co jest możliwe), odstraszenia rosyjskiej floty i lotnictwa z tej strefy oraz uniemożliwienia Rosjanom zagrażania Polsce od północnej strony? Fregaty to pływające „bąble” A2AD, przed którymi S&F oraz sam dr Jacek Bartosiak wielokrotnie przestrzegał. Czemu rosyjskie „bąble” są groźne, ale nasze byłyby łatwe do przebicia?
- Dlaczego S&F zaprezentowało mapkę walki na lądzie, ale zabrakło takiej w stosunku do ewentualnej bitwy powietrzno-morskiej nad Bałtykiem? Z mapy jasno wynikałoby, że polska flota mogłaby się w łatwy sposób „schować” przed rosyjskimi lądowymi rakietami przeciwokrętowymi, bowiem morze również posiada geografię, a Polskie wybrzeże posiada atuty w położeniu względem Obwodu Kaliningradzkiego. Nie przedstawiono żadnej analizy w kwestii walki o Bałtyk, ewentualnych zagrożeń ze strony Floty Bałtyckiej ,potencjalnych ruchów okrętów i samolotów rosyjskich nad Bałtykiem, słowem temat nie został w ogóle przenalizowany, ale tezy są dość mocne.
- Nie przedstawiono mocnych i słabych stron Rosjan jeśli chodzi o walkę na Bałtyku, a tymczasem geografia sprawia, że to strona rosyjska posiada fatalny dostęp do Morza Bałtyckiego i byłaby łatwa do zablokowania, co za tym idzie, to nie Polska i NATO muszą się obawiać wrogiej działalności na Bałtyku, a właśnie Rosjanie.
Reasumując, temat Marynarki Wojennej i ewentualnej koncepcji walki powietrzno-morskiej został potraktowany zdawkowo i po macoszemu. Nie przedstawiono żadnych wariantów ewentualnej walki na Morzu, żadnych wniosków z tego płynących, ani argumentów. Zamiast tego stwierdzono, że „na wiarę” Marynarka Wojenna nie jest potrzebna bo zostanie zatopiona i nie odegra roli. Co dziwne, mimo ,że program Miecznik nabrał rozpędu (a więc czy zespół Strategy & Future tego chce czy nie, prawdopodobnie będziemy mieć fregaty) , to nie przedstawiono żadnego pomysłu, w której taki potencjał można by wykorzystać. W koncepcji planu bitwy manewrowej nie ma słowa o działaniach na Bałtyku innych niż minowanie, nie przewidziano żadnego zastosowania dla Miecznika…
W tym miejscu wymagałoby zrobić to, czego nie wykonali autorzy raportu ANW. Czyli odpowiedzieć na pytania, do jakich zadań jest nam potrzebna Marynarka Wojenna? Temat ten jest rozległy i autor niniejszego opracowania zamierza poświęcić mu odrębny artykuł. Zwłaszcza, że ten niniejszy rozrósł się do rozmiarów niemal dwukrotnie większych, niż zostało to założone. Ponadto szereg szkodliwych mitów wprowadzanych przez szefa S&F na temat Marynarki Wojennej oraz zatapiania okrętów przy pomocy lądowych wyrzutni pocisków rakietowych autor niniejszego opracowania dość szczegółowo – z uwzględnieniem tak mało istotnych zdaniem S&F „technikaliów” – opisał m.in. w tekście: „Polska Armia 2030 Część II”.