Tym bardziej dla wierzących, zwłaszcza dla duchownych – przełożonych, nie ma usprawiedliwienia w zaniedbaniu poznania i umiłowania Boga. To oni mają być wzorem postępowania i odpowiedzialności za kondycję podwładnych i powierzonych im w opiekę duszpasterską, a także dla niewierzących. Stanisław ze Skarbimierza nie potępiał niewiernych. Uznawał ich za bliźnich innego wyznania, już wtedy licznie zamieszkujących Królestwo Polskie, którzy powinni być traktowani przez rządzących w taki sam sposób jak wierni Kościoła rzymskiego.
„Pośmiewiskiem świata” jest duchowny mąż, który swą władzę objawia jedynie insygniami, czym przypomina „groby pobielane, na zewnątrz błyszczące, a wewnątrz pełne popiołu, słomy i wygasłych iskier”. Ubolewał, że zbyt wielu jest „rządców dusz” bezczeszczących godność kapłańską i niewypełniających posługi kapłańskiej. Wielu jest nie tylko pozbawionych mądrości, ale i wiedzy o tajemnicach wiary, a nawet o zasadach liturgii.
Bez światła mądrości nie sposób orzekać sprawiedliwie o winie i karze, nie sposób sprawiedliwie nagradzać, nie sposób rozróżniać czynów dobrych od złych u siebie i u innych, nie sposób rozgrzeszać i zadawać pokutę. A im wyżej w hierarchii postawiony taki ułomny władca, tym bardziej rządy są niesprawiedliwe i niedoskonałe. Dotyczy to zwłaszcza władzy sędziowskiej. Sędzia pozbawiony mądrości „[n]ie wie ani nie stara się przemyśleć, co za sprawa została popełniona, którą ma rozstrzygnąć, jakiej wagi i jakiej rangi (…) jakie lekarstwa pokuty, na jakie choroby są odpowiednie”.
Jakkolwiek pisma Skarbimierczyka liczą sobie ok. 650 lat, to jego rozpoznanie nagannych praktyk w Kościele przypomina o tym, że sama ta instytucja, jak każda instytucja, jest podatna na deformację. Skarbimierczyk jednak ściśle oddzielał to, co jest władzą poszczególnego błądzącego człowieka, także duchownego, od tego, co jest prawem bożym, które tej osłabianej instytucji pozwala przetrwać. Bez ogródek wskazywał na występowanie u niektórych duchownych pospolitych ludzkich przywar, które współcześnie są nader widoczne. „Sprawę najpoważniejszą, w której decyzja należy do Stolicy Apostolskiej lub do biskupa, sam zuchwale, jakby wszystkie prawa miał schowane w swoim wnętrzu, rozstrzyga, zanim jeszcze spowiadający się skończy swoje wyznanie. (…) Nie troszczy się, żeby uzdrawiać, a tylko, żeby unikać przykrości; nie stara się, aby zasłużyć za trudy na nagrodę u Boga, ale żeby opróżnić sakiewki spowiadających się”.