Niemcy chcą być mocarstwem i rządzić Europą, na razie w formalnym sojuszu z Francją, a potem samodzielnie. Ogłosił to kanclerz Scholz, prawie dwa lata temu i nie ma podstaw, żeby mu nie wierzyć.
Niemcy podbiły Europę swoją konsekwentną polityką gospodarczą. Tym, o czym my Polacy nie mamy najmniejszego pojęcia. Snujemy swoje imperialne międzymorskie plany nie mając niepodległej i mocnej gospodarki. Opowiadamy niestworzone brednie o doganianiu i prześciganiu Niemiec, mając od nich zależną gospodarkę i w dużej mierze politykę – tą zależnością wymuszoną. To dlatego „nasi sojusznicy” z Międzymorza głosują w PE zawsze tak, jak Niemcy sobie życzą. Za ich tarczą również.
Teraz, po kolejnych podwyżkach płac i wzroście kosztów prowadzenia biznesu, tracimy nawet ostatni atut, dotychczasową taniość polskiej pracy fizycznej. I atrakcyjność dla globalnych korporacji. Doprowadziły do takiej sytuacji kolejne rządy, albo pozwalając kraść mafiom gospodarczym (PO), albo nakręcając spiralę inflacyjną i powiększając nasze zadłużenie zewnętrzne (PiS).
W efekcie koszt polskiej pracy poszybował w kosmos.
W roku 2004 minimalna płaca wynosiła 800,00 zł netto = 1.200 kosztowała pracodawcę. Dolar US kosztował 3,70 złotego. Zatem zagranicznego pracodawcę polski pracownik kosztował 325 dolarów.
W roku 2024 minimalna płaca wynosi 3 200 zł netto = 5.200 kosztuje pracodawcę. Dolar amerykański kosztuje 4,00 zł. Zatem polski pracownik kosztuje globalną korporację 1 300 usd – dokładnie 4 x więcej.
Jeszcze kosztuje, bo za chwilę wiele z nich wyprowadzi z Polski swoje stanowiska pracy do Rumunii, Serbii lub Maroka.
W międzyczasie zrobiono wszystko, żeby zniszczyć polski prywatny biznes i nie pozwolić się mu odnawiać poprzez dopływ świeżej krwi. Odtrąbiono sukces zlikwidowania bezrobocia. Tymczasem pracuje tylko 16 mln Polaków w wieku produkcyjnym, a powinno 21 (analogicznie do Niemiec i Czech). Przedstawił to kiedyś, bardzo obrazowo, Jan Kowalski:
Słuchając kolejnych polskich mądrali (ekspertów) o rosnącej pozycji geopolitycznej naszego państwa, w oderwaniu od polskich realiów gospodarczych, nie sposób nie przywołać na koniec słynnego zwołania Bila Clintona: gospodarka, głupcze!
Bartosz Jasiński