Książka, którą właśnie kończycie czytać jakoś zawsze była nie w porę. Już sam początek powinien był dać mi do myślenia. W lecie 1990 roku na konferencji zorganizowanej przez pewną partię prawicową wygłosiłem referat zapisany w książce jako „Nasz Rząd”. Moje spostrzeżenia nie były budujące; połowa uczestników wyszła z sali, połowa z tych co zostali przysypiała. Rozbudziły ich dopiero gromkie brawa, jakie dostałem po zakończeniu przemowy od zaproszonych polityków angielskich. I tu bardziej dostrzegłem miny zdziwienia: za co? niż próbę dołączenia się z oklaskami.
Zakończenie czyli „Po czterech latach” napisałem pod koniec roku 1998, namówiony do tego przez mojego, jak się okazało niedoszłego, wydawcę. W międzyczasie parę podjętych prób również zakończyło się niepowodzeniem. I zawsze coś komuś przeszkadzało. A to rozdział o szkole (i nauczycielach), a to o księżach, albo o inteligencji. I zawsze to co napisałem było nie na czasie. Najpierw sytuacja miała rozwinąć się inaczej, miał przecież zadziałać plan Balcerowicza i miało się nam żyć lepiej, a ja tu z takim szkalowaniem. Chwilę później już wszyscy wiedzieli, że nie zadziała i niczego nowego nie odkrywam. Gdyby nie to, że nie żyłem z pisania, musiałbym się chyba załamać.
Z tego publicystycznego niebytu wyciągnął mnie dopiero za uszy mój przyjaciel (chociaż od dziecka boję się tego słowa i jak mogę unikam go), redaktor naczelny „Gońca” Andrzej Kumor. Czy miał rację musicie już sami osądzić……