VIII. BRAK MYŚLENIA PAŃSTWOWEGO

Nie bez przyczyny zamieściłem wcześniej rozdziały dotyczące braku normalnego, zdrowego myślenia u każdego z nas. Bez świadomości, że to my obywatele tworzymy a ściślej powinniśmy tworzyć państwo nie zbudujemy nowoczesnej Polski. Jest dla mnie oczywiste, że w tym kręgu cywilizacyjnym musi to być państwo wolnych i odpowiedzialnych obywateli.

W dziele tym nie pomoże nam przejęta po komunistach struktura zbudowana na sprzeczności interesów rządzących i rządzonych. Centralizacja podejmowania decyzji i hierarchia organów władzy, od gminy poczynając a na biurze politycznym PZPR kończąc, służyły utrzymaniu niepodzielnej władzy w rękach jednej grupy. Rozbudowana administracja państwowa, partyjna i kontrolna, których kompetencje wzajemnie przenikały się i znosiły powodowała, że nikt nie mógł (i nie musiał) podjąć decyzji na szczeblu niższym niż wyżej wspomniane Biuro. Był to system tak skomplikowany, że bez specjalnej instrukcji można było zginąć. Dlatego też po pierwszym szoku, jakiego doznali „nasi” ministrowie przekraczając progi własnych urzędów, przyszło opamiętanie i refleksja, że bez instrukcji nie da rady. Na dodatek, żeby zrozumieć instrukcję potrzebni byli specjalni tłumacze. Okazało się, że na szczęście byli pod ręką. Nastąpiło pełne przejęcie komunistycznego systemu organizacji państwa. Przejęli „nasi”, że to nie państwo służy obywatelom jako techniczny sposób zabezpieczenia ich interesów ale odwrotnie, że to obywatele mają służyć państwu czyli grupie rządzącej. W miejsce ochrony przez wojsko, policję, sąd, system ubezpieczeń, państwo jak za komuny miało obywateli wychowywać i wtrącać się w jego życie prywatne. Na nic zdał się przykład komunizmu, że naruszenie autonomii jednostki prowadzi do degeneracji kolejnych pokoleń.

Najjaskrawszym bodajże przykładem degeneracji umysłowej w myśleniu o państwie jest niedawna postawa księdza Tischnera. Człowieka, który nie wziął udziału w wyborach parlamentarnych nazwał homo sovieticus. Gdyby komunizm był zdolny napchać żołądki – stwierdził – człowiek sowiecki dalej by na komunizm głosował. Myślenie takie, choć może dziwi nieco w wykonaniu księdza katolickiego, nie jest niczym nowym. Z twierdzeniem, że większość ludzi byłaby za komunizmem, gdyby tylko był systemem wydolnym ekonomicznie spotkałem się na długo przed rokiem 1991. I był to klasyczny przykład pułapki na inteligenta. Odpowiedź prostego ludu na tąż rozterkę brzmiała: gdyby babka miała wąsy – to by dziadkiem była. Gdyby komunizm faktycznie zapewniał zdecydowanej większości ludzi lepszą pozycję materialną niż kapitalizm, to byłby ustrojem lepszym i sam bym nań głosował. Tymczasem komunizm polegał właśnie na tym, że niewielkiej garstce zapewniał względny dobrobyt kosztem biedy i cierpienia zdecydowanej większości. A gdy okazało się, że i tej garstce niewiele już jest w stanie zaoferować, upadł. Bankructwo komunizmu było natury gospodarczej. Postawa Tischnera dowodzi, że nie doszło jeszcze do bankructwa duchowego, skoro tak ewidentne brednie można wygadywać z miną mędrca. Większość obywateli uznała, że ich udział w głosowaniu niczego nie zmieni i pozostała w domach. Ponieważ uważałem podobnie, również nie głosowałem.

Każdy w komunizmie chowany spotkał się z taką sytuacją. Spotykacie się po raz pierwszy (w szkole, na studiach), nic o sobie nie wiecie. Jaka musi być wasza pierwsza decyzja? Wybór przewodniczącego, starosty, jak go zwał tak go zwał. I pada na was blady strach – nikogo nie znam, co to będzie? Pragnę was uspokoić. Jest paru , którzy chodzą po sali i szepczą: Jaś Kowalski jest w porządku. I nawet jeżeli pojawiają się inne kandydatury, Jaś Kowalski wygrywa a wy oddychacie z ulgą. Dopiero czas jakiś potem, gdy poznajecie kto jest kto, okazuje się, że Jaś Kowalski to komunista. A gdybyście dalej chcieli zgłębić problem, okazałoby się, że owi szeptacze to młodzieżowy aktyw komunistyczny. Zebrał się on wcześniej i ustalił, a raczej przyjął do wiadomości sugestię wtajemniczonych wyższego szczebla, że Jaś Kowalski jest idealnym kandydatem. Zebranie wcześniejsze w przypadku studentów nazywało się rokiem zerowym. Organizowane było w wakacje poprzedzające początek studiów przez komunistyczną organizację studencką za zgodą władz uczelni i przez te władze sygnowane. Na tym polegał komunistyczny fenomen społeczeństwa fasadowego.

W decydowaniu takim mogą uczestniczyć jedynie osoby naiwne lub zastraszone i jawni lub tajni komuniści w procedurze takiej wyćwiczeni. Ci ostatni wiedzą doskonale, że choć ich udział w farsie nie zmieni w niczym ogólnej sytuacji, to im samym przynosi całkiem wymierne korzyści. Człowiek uczciwy, zdrowy na ciele i umyśle, nie będzie w takim głosowaniu uczestniczył. Rzecz jasna zmieni swoje zachowanie, jeżeli postraszy się go naganem.

Przejdźmy teraz do braku zrozumienia przez Polaków własnego interesu państwowego i narodowego. Dla załatania tej dziury nieodzowna będzie mała lekcja historii.

II wojna światowa pomimo udziału w koalicji państw walczących z Niemcami zakończyła się dla Polski klęską. Od 1939 roku okupowana przez Niemcy i Sowiety, w roku 1945 znalazła się w całkowitym władaniu Sowietów. Nie dość, że włączyli Sowieci do swojego państwa połowę terytorium Polski, to na pozostałym obszarze, poszerzonym o ziemie zdobyte na Niemcach, utworzyli satelickie państwo komunistyczne. Sowieci nie wpuścili do kraju władz państwa polskiego znajdujących się w Londynie, a podległe im struktury podziemne zlikwidowali fizycznie. W zamian oddali ten teren w dzierżawę Żydom z Komunistycznej Partii Polski. (Choć zdaję sobie sprawę z grząskości gruntu, na który właśnie wkraczam, ominąć go niepodobna. Przez teren ten wiedzie bowiem droga do zrozumienia najnowszej historii Polski.)

Julian Stryjkowski, uczciwy Żyd, napisał w „Głosach w Ciemności”, że jak w KPP raz trafił się Polak i na dodatek robotnik, to jak na złość o żydowskiej fizjonomii. Komunistyczna

Partia Polski była na dodatek sowiecką agenturą i dlatego w latach 30-tych została zdelegalizowana. Po emigracji jej działaczy do Związku Sowieckiego, decyzją Stalina partia została rozwiązana a działacze trafili pod ścianę albo do więzienia. I wydawać by się mogło, że problem zniknął. Niestety, w zmienionej sytuacji w roku 1942 Stalin na powrót sięgnął do środowiska byłej KPP. Powstał Związek Patriotów Polskich, w roku 1944 przekształcony w Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Po krótkim epizodzie z Mikołajczykiem został on obwołany polskim rządem i jako taki uznany przez wszystkie państwa. Stało się zatem to, co nie udało się bolszewikom w roku 1920. Tymczasowy Komitet Rewolucyjnej Polski utworzony w Białymstoku nie stał się „polskim rządem” dzięki zwycięskiej Bitwie Warszawskiej. W roku 1944 i 1945 wycieńczona wojną Polska nie była w stanie powstrzymać Armii Czerwonej prącej na Berlin. Inna była też sytuacja międzynarodowa. W roku 1920 Polska była tamą na drodze do Europy bolszewickiej zarazy. W roku 1944 ta sama bolszewicka zaraza została uznana przez Europę i Stany Zjednoczone za sojusznika. Wszystko rzecz jasna w celu pokonania Niemiec. Tyle tylko, że chociaż Niemcy zostały pokonane, bolszewicka zaraza zalała pół Europy.

Polska na swoje nieszczęście znalazła się pod wodą. Dla utrzymania fizycznej podległości stacjonowały na terenie Polski sowieckie wojska. To oraz przymusowa nauka języka rosyjskiego były najbardziej widocznymi przejawami sowieckiej okupacji. Władzom sowieckim podlegały krajowe siły zbrojne, wywiad wojskowy i cywilny. Niższy poziom ucisku, najbardziej dotkliwy dla jednostki i zarazem najbardziej widoczny, tworzyli Żydzi-komuniści nazywani stąd żydokomuną. Schemat posłużenia się Żydami w roli dzierżawców, administratorów nie był niczym nowym. W XVII wieku zarządzali w imieniu polskich magnatów całym terenem późniejszej Ukrainy. Dlatego też kozacy Chmielnickiego mordowali ich na równi z polską szlachtą. Jednakże, ponieważ komunizm był zupełnym novum w dziejach ludzkości, dlatego dzierżawa ta nie ma odpowiednika w historii. Oprócz ucisku fizycznego, co stare i znane, nastąpił okres zorganizowanej presji i destrukcji psychicznej. Totalne unicestwienie jednostki stanowiło wstępną obróbkę do stworzenia człowieka sowieckiego. Wstępna selekcja decydowała czy dany osobnik rokuje nadzieje na zmianę czy nie. W drugim przypadku nadawał się jedynie do likwidacji fizycznej. Okres terroru 1944-53 stanowił komunistyczne sito. Urząd Bezpieczeństwa, wojsko, administracja terenowa, cenzura, szkolnictwo i propaganda były narzędziami do fizycznego i moralnego unicestwienia narodu polskiego. Dla usprawiedliwienia Żydów z ich ogromnego wkładu w pacyfikację narodu polskiego trzeba zauważyć, że ich udział w dziele niszczenia nie był dobrowolny. Często doświadczali wyboru: będziesz rządził albo kulka w łeb. Nie można też stosować odpowiedzialności zbiorowej, wielu Żydów niedostosowanych do nowych czasów stało się ofiarami podobnie jak Polacy. Podobnie jak Bormanna czy Gebelsa nie można porównywać do szeregowego żołnierza Wermachtu, tak Borejszy i Różewicza nie można stawiać na równi z pragnącym ocalić swoją skórę zwyczajnym Żydem. Większość z nich uciekła z Polski przed rokiem 1948. Ci, którzy pozostali dokonując dzieła niszczenia, już w ten sposób usprawiedliwiani być nie mogą. Dla pełnego kamuflażu pogolili pejsy i brody, zrzucili chałaty, zmienili imiona i nazwiska na polskie, często historyczne. Nie przyznałby się do nich żaden uczciwy Żyd.

Oprócz opisanych powyżej Żydów-komunistów, tworzących szkielet i system nerwowy nowego państwa, trzeba wspomnieć też o Polakach, którzy zaprzedali duszę czerwonemu diabłu. W masie swej pochodzili oni ze środowisk najmniej wyrobionych politycznie, zdeprawowanych dodatkowo 5-letnią wojną. Z lumpenproletariatu miejskiego i wiejskiej biedoty. Na przykład liczne za okupacji niemieckiej bandy rabunkowe udające partyzantów, teraz za nowej władzy sowieckiej chętnie są zamieniane w oddziały Milicji Obywatelskiej. Każdy naród ma swój margines, który jednak nie stoi zbyt wysoko w hierarchii społecznej.

I niewiele ma do powiedzenia w sprawach dla narodu i państwa istotnych. Dlatego nie dajmy się zwieść komunistycznej propagandzie o czasach „niespotykanego awansu społecznego”. Dokonywał się on w wyniku planowego niszczenia społeczeństwa polskiego na skalę rzeczywiście niespotykaną. Dowodzą tego proporcje. W roku 1946 Urząd Bezpieczeństwa składał się prawie w 100% z osób narodowości żydowskiej, w roku 1970 50% stanowili rodowici Polacy. Do końca Imperium Sowieckiego, za zgodą moskiewskiej centrali, zarządza Polską klika nazywana popularnie żydo-komuną. Ale w tym momencie należałoby ją już nazywać żydo-polo-komuną.

Przez pół wieku terenami, na których nominalnie tylko istniało państwo polskie, zarządzała mafia polityczna nie utożsamiająca się z interesem narodu polskiego. Starająca się wyzyskać wszelkie możliwości jedynie dla własnych korzyści. Ponieważ mafia ta rządziła nie tylko siłami przymusu fizycznego, ale i słowem, nic dziwnego zatem, że zapomniano w Polsce co to takiego interes państwowy. Poczucie państwowości obce było ludziom, którzy chcieli służyć nie jakiemuś tam państwu ale rewolucji i świadomymi obywatelami państwa wcześniej nie byli.