III. BRAK SPOŁECZEŃSTWA

Co jakiś czas słyszymy, ze nowa solidarnościowa elita władzy oderwała się od społeczeństwa. Zarazem mówi się, że społeczeństwo popada w apatię, traci zainteresowanie sprawami państwowymi. Tymczasem problem cały jest po prostu wymyślony. Wynika z próby użycia języka komunistycznej nowo-mowy do opisu fikcji. W państwie komunistycznym nie istniało społeczeństwo, i do tej pory się nie wytworzyło. Zatem przywódcy Solidarności nie mogli i nie mogą być elitą czegoś co jeszcze nie istnieje, tym bardziej nie mogą się od tego oderwać.

Komuniści po zdobyciu władzy w roku 1945, w ciągu kilku lat zniszczyli polskie społeczeństwo (burżuazyjne – jak je zwali) likwidując fizycznie i prawnie tworzące je grupy. Tak zniknęła warstwa właścicieli ziemskich, warstwa producentów i kupców. Słowem komunistycznym pozbyto się krwiopijców. Nie była to walka z wiatrakami. Likwidując ludzi dysponujących niezależnym od socjalistycznego państwa kapitałem, zburzyli komuniści podstawy społeczeństwa. Spowodowali upadek rodziny, autorytetu, pozrywali wszelkie więzi społeczne chroniące jednostkę przed wszechogarniającym aparatem władzy.

Po zniszczeniu niezależnego kapitału, w miejsce różnych ośrodków finansowania nowych idei, wydawania książek i gazet, wprowadzili komuniści jeden mecenat – swój.

Zmonopolizowali życie gospodarcze, stając się właścicielem i dysponentem kapitału, zatem panem życia i śmierci dla ludzi będących właścicielem jedynie własnej głowy i rąk.

Dla dodatkowego zabezpieczenia własnej pozycji i utrzymania pozorów wobec obserwatorów zewnętrznych, normalne struktury samoorganizowania się społecznego zastąpili komuniści strukturami fasadowymi. Zakładane i nadzorowane przez nich związki zawodowe, partie polityczne i stowarzyszenia miały kanalizować spontaniczną działalność oraz wyłapywać i neutralizować autentycznych przywódców.

Czy można być politykiem nie reprezentując wyborców?

Czy można być intelektualistą nie mając własnych poglądów? Czy można być dziennikarzem nie próbując dociekać prawdy?

Okazało się, że nie tylko można ale jest to postawa wręcz pożądana. Nagradzana wyjazdami zagranicznymi, służbowym mieszkaniem, państwową pensją i wysoką pozycją w państwie. Dlatego według mojego skromnego rozeznania znajdujemy się dopiero przed progiem. Obyśmy go jak najszybciej przekroczyli i zaczęli budować – po prostu – społeczeństwo.