VI. BRAK MYŚLENIA

Starożytni Grecy poza demokracją odkryli wiele innych rzeczy. Na przykład harmonię czyli równowagę ducha i ciała. Z równym zapałem oddawali się ćwiczeniom umysłowym i doskonaleniu sprawności fizycznej. Obie te sfery uznawali za równie ważne, a zaniedbanie którejkolwiek za wystąpienie przeciwko człowiekowi jako całości. Niestety, w odróżnieniu od demokracji, to ważne odkrycie zostało zapomniane. Szczególnie i programowo zapomniano o nim w komuniźmie. Tu przecież powstało słynne rozróżnienie na teorię i praktykę i uzasadnienie braku zgody między nimi. Stąd powiedzenie: teoria teorią a praktyka praktyką. Tymczasem myślenie rozwija się nie dzięki zaliczeniu stu kolejnych lektur, ale w wyniku ścieraniu się odmiennych, indywidualnych poglądów. Udoskonala się nie poprzez opanowanie sztuki czytania do góry nogami, w lustrze czy po przekątnej ale dzięki zastosowaniu. To życie stanowi jedyną pełną weryfikację naszych przemyśleń. To w życiu okazuje się czy mieliśmy rację, czy nie, doświadczając na własnej skórze konkretnych skutków.

Cenzura komunistyczna kojarzy się nam zwykle z męczeństwem twórców brylujących między wierszami, mrugających okiem na znak, że znowu zrobiliśmy czerwonego w konia i liżących swe rany w zaciszu komunistycznych Domów Pracy Twórczej. Tymczasem cenzurą o wiele poważniejszą od zakazu pisania o życiu innym niż model obowiązujący, była sama cenzura na życie. Urzędowy zakaz życia innego niż dozwolone. Przemyślenia najgenialniejsze na papierze są nic nie warte, jeżeli na bieżąco nie dokonujemy poprawek wynikających z zastosowania ich w praktyce.

Pisząc w tym rozdziale o braku myślenia mam na myśli brak dziedzictwa intelektualnego, z którego teraz moglibyśmy skorzystać. Komunizm spowodował kilkudziesięcioletnią wyrwę. Może ona zostać zasypana jedynie ogromnym wysiłkiem ludzi pragnących się od komunizmu uwolnić. Wyrwy tej nie da się na dodatek przemyśleć. Niezbędna będzie pełna potu i krwi harówka. Bo choć istnieje wyrażenie „niepodległość ducha”, to bez niepodległości fizycznej, materialnej, jest to pusty frazes. Jako naród zostaliśmy na pół wieku wyrwani z życia i osadzeni w komunistycznym więzieniu. O tym co dzieje się na zewnątrz mogliśmy dowiedzieć się jedynie od klawisza albo kapusia. Wiedzę o normalnym życiu czerpaliśmy z książek akceptowanych przez komunistyczną cenzurę. Jeżeli były to tłumaczenia z Zachodu, to stanowiły dodatkowy dowód, że kapitalizm jest obrzydliwy. „W kapitalizmie nie jest możliwa prawdziwa miłość” pisał uwielbiany przez nas Erich Fromm w „Szkicach o Miłości”. Książka była do kupienia w przykościelnym kramie lub w niezależnym kolportażu.

Właśnie w naukach najbardziej związanych z życiem, w naukach społecznych, dokonało się największe spustoszenie umysłowe. Każdy człowiek dorastając wypracowuje swój własny warsztat, aparat poznawczy pozwalający obserwować i oceniać zjawiska, uogólniać je i wyciągać wnioski. U ludzi wychowanych w socjalizmie jest to, niestety, aparat socjalistyczny. To co powinniśmy teraz zrobić, to odrzucić socjalistyczne przesądy. Nie po to jednak by ulec kolejnej doktrynie, do czego po tak fatalnym wychowaniu mamy naturalną skłonność. Musimy na nowo przemyśleć dawno poukładane konstrukcje konfrontując je bezpośrednio z życiem. Piszę o tym ponieważ główny spór publiczny w Polsce to starcie dwóch gotowych rozwiązań: socjalistycznego i kapitalistycznego. A najważniejszym argumentem tej dyskusji jest stwierdzenie, że …”na całym świecie się coś tam…” albo …”we Francji robi się to…”. Takim „argumentem” posługują się prawie wszyscy Polacy. Najczęściej zresztą przywoływany przykład nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Rozwiązanie socjalistyczne jedynie dla uwiarygodnienia posiłkuje się rzekomym przykładem z Zachodu. Kalka kapitalistyczna jest natomiast przenoszona żywcem, bez uwzględnienia warunków lokalnych. Tymczasem wystarczy że inny jest jeden element z całej konstrukcji aby rozwiązanie było odmienne. Walka gotowych rozwiązań na gotowe argumenty zabija myślenie zamiast je rozwijać.

Oto przykład, niemal anegdota. W gazecie uważanej powszechnie za niezależną i prawicową ukazał się tekst, którego autor jest zdeklarowanym liberałem i przyjacielem wolnego rynku. Opisywał powstanie pewnej fortuny w Niemczech.

Początek tekstu: Rozpoczynał od jednej zdezelowanej furgonetki, którą sam wyremontował…

Rozwinięcie: …obecnie jego firma zatrudnia 300 tysięcy pracowników w samych tylko Niemczech…

Zakończenie: … i jak się ma do tego nasz rodzimy kapitalista z placu, sprzedający mąkę z żuka?

Dla wyjaśnienia dodam, że tekst ten ukazał się w czasie faktycznej i propagandowej walki z handlem z chodnika i z samochodu. Opisany powyżej przypadek to żywy dowód dziury w mózgu. To owa dziura spowodowała, że autor nie był w stanie dostrzec podobieństwa pomiędzy opisywaną przez siebie parę wierszy wcześniej zdezelowaną furgonetką a żukiem, i zachłysnął się jedynie dysproporcją pomiędzy obecną pozycją niegdysiejszego właściciela zdezelowanej furgonetki a rozpoczynającego dopiero biznes właściciela żuka.

Przykład z gazety świadczy też o braku zrozumienia dynamiki życia i rozwoju jako procesów naturalnych. Świat jest dla nas ciągle statyczny. Tymczasem kapitalizm oparty jest na ciągłym rozwoju i to zasadniczo różni go od statycznego socjalizmu i pokrewnego mu feudalizmu. Ten rozwój właśnie spowodował, że niemiecka fortuna mogła się zacząć od jednej zdezelowanej furgonetki. To stąd pojawił się na Zachodzie wolny kapitał, niepotrzebny już jakiemuś „dorobionemu” kapitaliście, wykorzystywany teraz do finansowania kolejnych przedsięwzięć. Infrastruktura jak banki, konsorcja finansowe, fundusze mniejszego i większego ryzyka nie wzięła się znikąd. Wyrosła na glebie użyźnianej przez kolejne pokolenia przedsiębiorców ryzykujących własnymi pieniędzmi, nieraz dorobkiem całego życia. Z dziesięciu właścicieli zdezelowanych furgonetek wielką fortunę zbił ten jeden, ale cała dziesiątka była niezbędna do podniesienia poziomu życia. Przypominam o tym nie dlatego, żeby proponować powtórzenie kolejnych etapów od kamienia łupanego począwszy, ale byśmy spróbowali dostrzec proces rozwojowy. Zauważyć elementy, które sprzyjały i przeszkadzały, także te niezbyt przyjemne, które proces ten hartowały i były nie do uniknięcia. Tylko taka wiedza może być Polsce przydatna. Sama znajomość współczesnych, szczegółowych rozwiązań, różnic między Francją a Szwajcarią, może nam pomóc w zrozumieniu faktu, że szczegóły warunkowane są geograficznie i kulturowo. Główne zadanie to odkrycie wspólnych mechanizmów – mechanizmów rozwoju. I umożliwienie im zaistnienia w polskich już warunkach.

To stare, odziedziczone po komunizmie, statyczne myślenie o życiu pozwoliło nam zaakceptować kolejny centralny plan gospodarczy. Plan Balcerowicza, który nie miał najmniejszego sensu ponieważ nikt, dysponując nawet największym komputerem świata, nie jest w stanie zebrać wszystkich potrzebnych danych z rozróżnieniem na mniej i bardziej ważne. I dodatkowo zaprogramować dynamikę zmian, i pojawienie się nieznanych jeszcze elementów. Dlatego program ten, gdyby traktować go serio, miał podobną wartość jak układanie kilkuletniej prognozy pogody podczas gdy nawet kilkudniowa się nie sprawdza.

Komunizm zniszczył więzi międzyludzkie, pozbawił nas możliwości naturalnej współpracy z innymi dla wspólnej korzyści. Nie potrafimy sobie wyobrazić, że współpraca o ile ma mieć miejsce musi być opłacalna dla obu stron. Brak nam zrozumienia procesu przejścia. Większe zarobki nie wiążą się w naszej głowie z lepszą organizacją pracy, z opanowaniem większej części rynku, z większymi możliwościami. Nie oznaczają możliwości awansu dla naszych współpracowników, którzy i tak powinni całować nas po rękach za to, że zarabiają o 500 tysięcy więcej niż średnia krajowa, a tylu jest bezrobotnych. I na odwrót, nasz zwierzchnik to zwykle prymityw, na dodatek nic nie robi – to my na niego pracujemy. Jego wyższa pozycja jest zwykłym zrządzeniem losu – głupi ma zawsze szczęście. Wyznajemy za to mityczną wiarę w pieniądz jako wartość samą w sobie. Ile to się nie nasłuchałem w ostatnich latach o kredytach czy raczej niemożności ich uzyskania. Większość utyskujących w ogóle nawet nie pomyślała jak go wykorzystać; pieniądz rodzi przecież pieniądz. Co więcej, nie zrobiła nic by poprawić efekty własnych działań w oparciu o dostępne im środki. A przecież wystarczy tylko trochę pokręcić się w biznesie by zauważyć, że choć jedna złotówka rodzi następną, to żeby do szczęśliwego rozwiązania doszło, wcześniej potrzebny jest ojciec.