I. OKRĄGŁY STÓŁ

Zacznijmy od roku 1988. Trwa właśnie rozdanie kart w grze pod nazwą Okrągły Stół. Rozdają komuniści. Nie tylko rozdają. Wcześniej mają przywilej doboru uczestników gry. I dobrze wiedzą kogo dopuścić do gry, żeby zasady były przestrzegane. Pierwsza zasada brzmi: wygrać jak najwięcej. Druga: przekonać przeciwnika i widzów, że to on wygrał.

Okrągły Stół jest dla komunistów niezbędny. Stanowi ostatnią szansę przetrwania materialnego, a zatem i duchowego. Gospodarka kraju leży w ruinie i choć rzecznik komunistycznego rządu twierdzi, że rząd się wyżywi, to jednak zdecydowana większość komunistów znajduje się poza rządem. Dochodzi do tego, że już nie tylko robotnik z Huty Katowice, ale młody aparatczyk partyjny, milicjant i wojskowy, nie od razu dostaje klucze do mieszkania. Dla młodych ludzi zatem dołączenie do komunistów jest na tyle nieatrakcyjne, że przed „partią” zaczyna majaczyć widmo śmierci naturalnej. A przecież przesłanie duchowe bolszewików stanowi, że istnienie Partii jest warunkiem koniecznym do budowy ustroju powszechnej szczęśliwości – komunizmu. Dlatego w momencie zagrożenia bytu Partii prawdziwy komunista chwilowo rezygnuje z doktryny.

Cofnijmy się teraz do faktycznego początku gry w okrągły stół, do roku 1983. Miała wtedy miejsce tzw. reforma Rakowskiego zezwalająca na rozwój sektora prywatnego w gospodarce komunistycznej. Od tego momentu datuje się w Polsce rozwój prywatnej

przedsiębiorczości w oparciu o państwową bazę. Jest to początek zjawiska nazwanego później uwłaszczaniem się komunistycznej nomenklatury. Rok 1983 nie oznaczał równych szans dla całej, jak się wtedy mówiło, prywatnej inicjatywy. Możliwości były równiejsze swojej, komunistycznej inicjatywy. Dla pozostałej, gdy pomimo obostrzeń prawnych zbyt się rozbuchała, pozostawał podatek od zbyt wielkich dochodów, tzw. domiar. Domiar pozwalał zniszczyć każdego niewygodnego przedsiębiorcę.

Trzy lata później, 11 września 1986 roku, reżim komunistyczny ogłosił amnestię i wypuścił na wolność kilkaset osób. Wrzawa propagandowa, jaka temu towarzyszyła, była zaplanowana równie dokładnie jak wcześniejsze zgromadzenie odpowiedniej ilości więźniów. Zwolnionych przechrzczono jednocześnie na więźniów sumienia, dla podkreślenia w ich przypadku braku ambicji politycznych. Od tej pory miała kierować nimi nie żądza władzy, a pragnienie „by prawo znaczyło prawo, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”. W tłumaczeniu na polski oznaczało to współpracę z komunistami dla wspólnego [komunistów i opozycjonistów] dobra, nie zaś walkę z nimi.

Wraz z faktycznym uznaniem opozycji politycznej gotowej do współpracy z reżimem istotne zmiany nastąpiły również w gospodarce. Komuniści uznali istnienie wolnego rynku dewizowego. Przestali prześladować cinkciarzy. Jednocześnie wprowadzili skup dolarów od ludności przez PKO po cenie czarnorynkowej. Umożliwili też otwieranie kont dewizowych bez konieczności udokumentowania pochodzenia dewiz. Od tej pory państwo komunistyczne zaczęło dyktować czarnorynkowy kurs dolara stale go windując. I od czasu do czasu próbując gry na zniżkę. Na początku roku 1988 kurs dolara z 3.300 złotych spadł nagle na 2.800, by po miesiącu osiągnąć pułap 3.500 złotych za jednego dolara. Zaczęła się zabawa w ustalanie kursu dolara i największe oszustwo finansowe w dziejach Polski. [Piszę „kurs dolara” a nie „kurs złotego”, bo to dolar a nie złoty był jedynym miernikiem polskiej gospodarki.] Państwo komunistyczne weszło w rolę spekulanta totalnego. Do jednej kieszeni chowało prawdziwe pieniądze – dolary, płacąc za nie fałszywymi – złotymi z drugiej. Narodowy Bank Polski, który właściwie nie był ani narodowy, ani polski, nie mówiąc już o tym, że nie był bankiem, spełniał rolę Głównego Urzędu Kontroli Kursu. NBP mimo, że oficjalnie rozpoczął skup i sprzedaż dewiz po cenie czarnorynkowej, to jednak w bezpośredni handel dewizami się nie wikłał ustalając ceny skupu i sprzedaży na poziomie na tyle nieatrakcyjnym dla klientów, by ci raczej zainteresowali się ofertą prywatnych kantorów. Mając dzięki temu niezwiązane ręce mogli komuniści dowolnie manipulować kursem i zarabiać ogromne pieniądze. W wypadku gdy kurs czarnorynkowy dolara w prywatnych kantorach przewyższał chwilowo kurs bankowy i przed okienkami w banku ustawiały się kolejki drobnych ciułaczy, wtedy Bank najpierw ograniczał a potem wstrzymywał sprzedaż. Następnego dnia wszystko wracało do normy.

Mając do dyspozycji własną sieć łączności terenowe oddziały NBP stosowały w jednym czasie różne kursy, pomimo jego centralnego ustalania. Dziwnym trafem wszystko wyrównywało się po upływie na przykład 30 minut. Innym sposobem jaki stosowały banki było celowe opóźnianie wypłat należnych klientom w okresie zwyżki kursu. Wystarczyło 10 milionów złotych klienta pożyczyć wujence stryjecznego brata [notabene komunisty], bez procentu rzecz jasna. Ta kupowała dolary płacąc 2.500 złotych za jednego, co stanowiło kwotę 4.000 dolarów, czekała aż dolar podskoczy na 3.000 [wiedziała kiedy to nastąpi] i zamieniała dolary z powrotem na złotówki. 10 milionów, których wartość spadła do 3.333 dolarów, można było wypłacić klientowi. 666 dolarów stanowiło „czysty” zysk. Jedyną aferą tego typu, ujawnioną przez prasę, było wstrzymanie wypłat rent i emerytur przez pocztę w Rzeszowie [oklaski].

W takiej oto scenerii gospodarczej do Okrągłego Stołu podano. Ponieważ większość postanowień pozostaje po dziś dzień tajna, nie odbierajmy chleba przyszłym historykom. Zajmijmy się następstwami. W grze tej komuniści wygrali: majątek państwowy, wojsko, policję, banki, administrację a co najważniejsze, prawne zabezpieczenie nowego porządku dzięki zaklepanej wygranej w „wyborach” roku 1989. Opozycja wygrała posady. 35% Sejmu, cały Senat, trochę stanowisk ministerialnych i możliwość tworzenia nowych posad urzędniczych dla znajomych i pociotków. W okresie rządów Mazowieckiego biurokracja zwiększyła się o 20%. Więcej wygrać nie było można ponieważ komuniści zaprosili do stołu tylko konstruktywną opozycję, która nie odrzucała dotychczasowego systemu ale chciała go jedynie w duchu socjalizmu reformować. Opozycja ta poza możliwością siłową zmiany systemu wyrzekła się również możliwości prawnej, godząc się na mniejszość w parlamencie. Przyjęła natomiast należne jej od dawna posady [proszę panie premierze, ależ proszę panie ministrze] i odtrąbiła zwycięstwo Polski i Polaków z wielką pompą, dzięki teraz już „naszym” mass mediom. Wszyscy bowiem, którzy dotychczas byli „ich”, teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienili się w „naszych”. A na dodatek nie można było ich usunąć, bo byli fachowcami. Tu anegdota. Rozmawiają Kiszczak i Michnik.

Kiszczak: – Panie Adamie, jak nazwałby pan kogoś, kto 40 lat przepracował w jednym fachu?

Michnik myśli, myśli: – Już mam, faa…, faa… –jąka się – fachowiec. I tak pozostało.

Byli wreszcie przy okrągłym stole ludzie z podwójnymi zaproszeniami. Raz jako uznani opozycjoniści, dwa jako komunistyczni agenci. Ci doświadczyli radości podwójnej.

Po podpisaniu porozumień Okrągłego Stołu 4 czerwca 1989 roku odbyła się komedia pod nazwą wolne wybory. Dzień 4 czerwca odsłonił jeszcze jedną istotną kwestię rzutującą na historię najbliższych kilku lat. Okazało się, że opozycja niepodległościowa, nie zaproszona do stołu, nie dość że była słaba i rozproszona, to na dodatek była głupia i nie miała żadnego programu. Dowodem na to był jej udział w komedii, a następnie poparcie programu reform rządu Mazowieckiego, ale o tym w następnym rozdziale.