IV. W OPOZYCJI

Największą opozycję wobec komunizmu stanowiło samo życie. Okazało się na tyle wszechstronne, że komunistyczna próba regulacji według wymyślonych zasad była niemożliwa do zrealizowania. W walce fikcji z rzeczywistością okazało się, że fikcja nie może zwyciężyć. Nie oznacza to jednak, że wygrało życie. Gra toczy się dalej.

Przejdźmy teraz do opozycji jaką stanowili ludzie. Opozycją naturalną wobec komunizmu byli chłopi i rzemieślnicy czyli niedobitki starego społeczeństwa. Rozsadzali oni system samym swoim istnieniem. Szybko o tym zapomniano, wyolbrzymiając własne indywidualne zasługi. Dlatego mówiąc dziś o opozycji, myślimy najczęściej o Lechu Wałęsie i jemu podobnym. Ponieważ przez parę lat (prawie sześć) byłem czynnym działaczem opozycji, spróbuję rzecz całą opisać od środka. Na poziomie najniższym wszystko było stosunkowo proste. Drukowanie, rozrzucanie ulotek, kolportowanie pism i książek, (nie)przestrzeganie zasad konspiracji. Na poziomie wyższym, gdzie zaczynała się „polityka”, działania sprowadzały się do:

  • sporów wewnątrz struktury; sporów między strukturami;
  • wydawania oświadczeń skierowanych do władz komunistycznych i zachodnich rządów apelowania do społeczeństwa o udział w obchodach kolejnej patriotycznej rocznicy; udziału we Mszy Św. za Ojczyznę.

I to było wszystko. Na więcej i tak nie wystarczało czasu. Na więcej czyli refleksję po co, dlaczego, w jakim celu? Liczył się „konkret”. Ponieważ ogólnymi sprawami w ogóle się nie zajmowano za model organizacyjny przyjęto model komunistyczny. Wystarczyło wziąć statut PZPR, przepisać go zastępując niektóre sformułowania własnymi, i już dysponowaliśmy statutem organizacji opozycyjnej.

Opozycja polityczna nie była wynikiem oddolnego organizowania się, co stanowiłoby fundament pod budowę niepodległego społeczeństwa. Nie uczestniczyli w niej chłopi, bo w warunkach rozproszenia i braku jakiejkolwiek komunikacji poza państwową było to fizycznie niemożliwe. Nie uczestniczyli w niej w sposób zauważalny również przedstawiciele tzw. prywatnej inicjatywy powstałej po roku 1983 czyli przedsiębiorcy. Piszę powyżej „w sposób zauważalny”, bo udzielali wsparcia finansowego. Jednak ich udział osobisty był w praktyce niemożliwy. Prawo komunistyczne skonstruowane było tak, że każdy prowadzący działalność gospodarczą podpadał z góry pod paragraf. Przy jakiejkolwiek oznace buntu czekała go natychmiastowa kontrola Izby Skarbowej lub PG – policyjnej brygady do walki z przestępstwami gospodarczymi. Poza tym dopiero rozwijając własne przedsiębiorstwo niewiele miał czasu na cokolwiek więcej.

Dużo czasu miała za to inteligencja, co do tej pory wspomina z rozrzewnieniem. Nie miała też materialnie niczego do stracenia, w odróżnieniu do przedsiębiorców, którzy właśnie dorabiali się pierwszych pieniędzy. Ponieważ inteligencja nie stanowiła siły materialnej, a wsparcie ze strony innych grup było znikome, w roli opozycji politycznej mogła utrzymać się wyłącznie dzięki pomocy finansowej z Zachodu. Pieniądz sam w sobie nie jest złem, chociaż Marks twierdził że jest rajfurą. Demoralizuje w jednym przypadku. Gdy nie jest wynikiem naszego działania, ale dostajemy go za nic. Pieniądze i sprzęt napływające do kraju na potrzeby opozycji rozdzielane były przez centralę Solidarności – samorozwiązany KOR za lojalność. Dzięki temu mimo rozbicia Związku na wiele struktur, można było podtrzymywać mit jedności („Solidarności nie da się podzielić”) oraz hamować wykształcanie się grup samodzielnych programowo. Warunkiem koniecznym do otrzymania pomocy z Centrali było utrzymanie na winiecie wydawanego pisma logo NSZZ”S”.

W strukturach niepokornych, do których również docierały pieniądze, mniejsze jednak niż do najmniejszego pisemka zakładowej NSZZ”S”, narodził się przeto pomysł aby samemu je zarabiać. Pomysł genialny w swej prostocie, tyle że z gruntu komunistyczny. I analogiczny do wypowiedzi Urbana, że rząd się sam wyżywi. Myślę że tu właśnie znajdują się korzenie obecnego myślenia radnych gmin, a zatem nominalnie reprezentantów społeczeństwa, aby samemu jako rada robić interesy i utrzymywać w swoim ręku jak największy majątek. Ale po co w takim razie obywatele. Choć zabrzmi to może dziwnie, w roku 1989 okazało się, że faktycznie są niepotrzebni. Wystarczającą dla opozycji okazała się komunistyczna komisja weryfikacyjna pod przewodnictwem Czesława Kiszczaka – szefa tajnej policji.