Niby w Europie nic się nie zmieniło w wyniku ostatnich wyborów do PE. Europejska Partia Ludowa utrzymała stan posiadania. Fala prawicowa nie zalała gmachu parlamentu. Zmieniło się jednak wszystko. Dzięki Francji i Frontowi Narodowemu, który uzyskał w 30% poparcie. I prezydentowi Macron, który rozpisał przedterminowe wybory do parlamentu francuskiego.
Po deklaracji Republikanów (systemowych konserwatystów) o ewentualnym poparciu dla FN (partii antysystemowej), zareagowała niemiecka CDU/CSU, grożąc wyrzuceniem Republikanów z Europejskiej Partii Ludowej.
Wygląda na to, że niemiecka troska podziałała na Francuzów jak płachta na byka. Na tydzień przed I turą wyborów poparcie dla FN Marine Le Pen wzrosło do 36%. Przy takim wzrostowym trendzie Front ma szansę na samodzielne utworzenie rządu. Wbrew Niemcom, francuskim masonom i zielonemu szaleństwu.
Wygląda na to, że Francuzom coraz mniej się podoba sojusz francusko-niemiecki, którego jedynym wygranym są Niemcy. Niemcy, które po wkroczeniu wojsk rosyjskich na Ukrainę, słowami kanclerza Scholza zapewniły o kolejnej (po 1939) gotowości Niemiec do przewodzenia całej zjednoczonej przez siebie Europie.
Bartosz Jasiński