back to top
More

    Marksizm kulturowy w zakrystii (cz. II)

    Strona głównaIdeeMarksizm kulturowy w zakrystii (cz. II)

    Polecamy w dziale

    Wyzwania stojące przed Polską

    Musimy zrobić rachunek zysków i strat, nie dla formacji politycznej, nie dla własnego środowiska, nie pod kątem karier tych czy innych osób, ale dla dobra narodu i państwa. Powinniśmy przeanalizować ewentualne skutki wyjścia z UE.

    Refleksje na Boże Narodzenie

    Koniecznie karp, prezenty pod choinkę, jeszcze opłatek, odpalić kolędy i możemy świętować. Czym jest Boże Narodzenie dziś? Na naszych oczach upada cywilizacja zbudowana na nauce Chrystusa. Powrót do źródeł to jedyny nasz ratunek.

    Paweł Zastrzeżyński, Nim kur zapieje… (list otwarty do Prezydenta RP Andrzeja Dudy)

    PAD wbrew swoim zapowiedziom z kampanii wyborczej 2015, podpisał Ustawę o finansowaniu in vitro. Przeciwko było tylko 100 posłów PiS (194). Pozostali, jak MM byli za, lub wstrzymali się, jak JK. Dlaczego zostaliśmy oszukani? (red)

    Wszystkich Świętych Obcowanie

    1 listopada przypomina nam trzy prawdy. 1. Że święci nadal żyją, chociaż fizycznie nie ma ich już wśród nas. 2. Istnieje życie inne od tu i teraz. 3. A skoro tak, to istnieje dawca życia na tyle mocny, że pozwala umarłym żyć dalej.
    Dobrą ilustracją zachwiania ładu cywilizacyjnego jest coraz częściej spotykana postawa w sporze światopoglądowym: jest pluralizm, wolno się nam różnić. Otóż – podkreślmy z całą mocą – nie wolno się różnić co do oczywistych prawd....

    „Bez gruntownych reform instytucji Kościoła katolicyzm w Polsce w ciągu kilkudziesięciu lat zostanie zepchnięty do postaci niewielkich grup zapiekłych, fundamentalistycznych osobników – napisał przed dziesięcioma laty w „Newsweeku” zwolennik tzw. Kościoła otwartego, Tadeusz Bartoś (rocznik 1967), były zakonnik.

    Zapewne wzorem na tej drodze „gruntownych reform” były dla niego niektóre kraje Zachodu. Jak wiadomo, konsekwentnie realizuje się tam walkę z Kościołem. Stosując strategię nowej lewicy, określaną jako marksizm kulturowy, „skasowano”konfesjonały, otworzono się na dialog z wszelkimi „innościami, zarzucono modlitwę i posty. I rzeczywiście – gorzko ironizując, da się powiedzieć, że religia rozwija się tam „dynamicznie”. Imamowie są bardzo zadowoleni. Proponuję przyjrzeć się sprawie bliżej na przykładzie Holandii, która jest, a przynajmniej uchodzi współcześnie za najbardziej „postępowy kraj Starego Kontynentu. Legalizacja związków homoseksualnych, eutanazji, aborcji, narkotyków mniej lub bardziej szokuje mieszkańców innych państw europejskich. Przyjrzyjmy się na wybranym przykładzie (aborcja) aktywności „postępowych” Holendrów, z nadzieją, że mogą z tego dla nas wyniknąć jakiejś pożytki.

    Jak można się było tego spodziewać, wykorzystują oni (a jakże by inaczej!) zasady skutecznego marketingu: uśmiechnięte twarze, lśniące czystością wnętrze gabinetu i zapraszający fotel ginekologiczny. Tak, z grubsza rzecz biorąc, wygląda folder reklamowy zwiastujący radosną nowinę. Ofiarowują ją nam przybysze z postępowej Holandii. Tak przynajmniej było jeszcze kilkanaście lat temu. Nie wiem, jak to wygląda dziś. Podpływali swego czasu na swoim statku do wybrzeża Polski, aby tu, na eksterytorialnych wodach, zaoferować Polkom „radosne święto” aborcji. Zapewne nieprzypadkowo owa pływająca klinika ginekologiczna nazywała się tak jak okręt, który dał sygnał do wybuchu bolszewickiej rewolucji październikowej: Aurora (Jutrzenka). Organizacja, która akcję prowadziła, to Kobiety na Falach. Rewolucjoniści z Holandii (i nie tylko) przypływają do „dzikich” krajów, w których ciągle z powodów katolickich „przesądów” aborcja nie jest traktowana jak zabieg kosmetyczny. A przecież aborcja to radosny symbol nowych czasów i wyzwolenia kobiet z wszelkich przesądów. Przeglądając folder organizacji, domyślamy się, że powinna być ona zalecana jako „środek planowania rodziny” oraz manifestacja wolności kobiety i jej „prawa do wyboru”. No cóż, współczesna rzeczywistość przyzwyczaja nas do znaczeniowych oszustw. Ideologią nazywane bywają elementarne odruchy moralne, a naturalnym prawem – nieliczący się z niczym egoizm. Ideologia rewolucji obyczajowej, emancypacji z wszelkich tradycyjnych norm w imię kultu wygody stroi się w szatki walki o „wolność i równouprawnienie”. Nic więc dziwnego, że jej symbolem staje się luksusowy fotel ginekologiczny, a ziemią obiecaną „aurora radosnej aborcji.  Może warto w zarysowanym kontekście aktywności „postępowychHolendrów przyjrzeć się, co się dzieje z holenderskim Kościołem, skoro te antychrześcijańskie eksperymenty społeczne są wprowadzane z taką łatwością? Odnotujmy dla porządku, że jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia Holandię postrzegano jako jedno z najbardziej katolickich państw europejskich (zwłaszcza południe tego kraju). Potwierdzały to statystyki: w niedzielnej mszy świętej uczestniczyło ponad 65% katolików (ponad 80% w regionach wiejskich). Kraj ten mógł się pochwalić dużą liczbą powołań do życia konsekrowanego. Przed Soborem Watykańskim II katolicy holenderscy stanowili jedynie 2% wszystkich katolików na świecie; ale aż 11% misjonarzy pochodziło właśnie z Holandii. Dokładniejszy obraz kryzysu Kościoła holenderskiego wyłania się z danych Katolickiego Instytutu Społeczno-Kościelnego (założonego w 1946 roku). Według danych z 31 grudnia 2000 roku, w Holandii, liczącej dziś 15 987 075 mieszkańców, jest 5 060 413 rzymskich katolików, czyli 31,7% populacji. A jeszcze w 1980 roku stanowili prawie 40% społeczeństwa. Porównanie tych dwóch roczników pozwala stwierdzić rosnący udział osób starszych (powyżej 65 roku życia) w ogólnej liczbie wierzących. Jeśli chodzi o liczbę chrztów, to spadła ona z prawie 31% (w 1980 roku) wszystkich urodzonych w Holandii dzieci do 20,5% w 2000 roku. Podobna tendencja występuje w wypadku sakramentu Pierwszej Komunii. Ze ślubami kościelnymi jest jeszcze gorzej. Jedynie 12,2% zawartych w 2000 r. związków było małżeństwami sakramentalnymi. W marcu 2001 r. we wszystkich parafiach holenderskich przeprowadzono liczenie wiernych uczestniczących we mszy świętej. Pokazało ono, że średnio jedynie 9,2% katolików (438 675) powyżej 7. roku życia uczestniczy w Eucharystii, podczas gdy jeszcze w 1980 było ich 23,7%. Jeśli chodzi o powołania do życia konsekrowanego, to podczas gdy jeszcze w 1980 roku funkcjonowało 3374 czynnych księży, 20 lat później liczba ta spadła do 1242. Jeśli nie jest to kryzys Kościoła w Holandii – pyta Jakub Wódka, któremu zawdzięczam przywołane dane – to co to jest? Nic dodać, nic ująć panie Jakubie (Druga reformacja?, „Nowe Państwo” 4/2003).

    Opłakane skutki „Kościoła otwartego”…

    Jak mogło dojść do zarysowanej sytuacji, jaka jest jej geneza, wyjaśnia teolog holenderski, jezuita, ojciec Jan Botsa. Otóż zauważa on, że aż do Soboru Watykańskiego II katolicy w Holandii żyli jakby w odrębnym, zamkniętym świecie – mieli własne szkoły, uniwersytety, gazety (w 1955 roku 97% katolików subskrybowało czasopisma katolickie), stacje radiowe itp., a więc nie byli narażeni na indoktrynację lewicowych i laicko-antykościelnych środowisk. Otwarcie owego zamkniętego świata pod wpływem przyświecającej Soborowi idei aggiornamento, czyli dostosowania Kościoła do współczesnego świata, doprowadziło do jego stopniowego rozkładu. Wzrost znaczenia świeckich w życiu parafii zaowocował żądaniami wyboru proboszcza; teologowie zaczęli poddawać pod dyskusję dogmaty, co wcześniej było nie do pomyślenia; kwestionowano celibat, odrzucano konieczność noszenia stroju zakonnego przez mnichów. Wszystko to „rozpuściło Kościół w społeczeństwie, które przeżywało właśnie prawdziwą rewolucję obyczajową. Rozluźniły się więzi rodzinne, a przez to wartości przekazywane dawniej przez rodziców dzieciom straciły znaczenie. W Holandii wielu młodych ludzi już w wieku 16–18 lat rozpoczyna życie na własny rachunek, z daleka od rodziny – wyjeżdża uczyć się, studiować czy po prostu mieszkać samemu. Tak więc to, co chroniło katolików – izolacja od świata zewnętrznego – przestało istnieć.

    Okazuje się, że znaczący wpływ na owo „rozmycie się” Kościoła mieli „postępowiteologowie holenderscy, którzy tak „przybliżali” katolicyzm społeczeństwu tracącemu tradycyjne wartości, że aż otarli się o nieprawomyślność; przedkładając „postęp” nad wierność dogmatom. Holendrzy coraz częściej krytycznie wyrażali się o hierarchii kościelnej, co w końcu doprowadziło do powstania takich tworów, jak „Ruch 8 Maja” – odpowiednik niemieckiego „Wir Sind Kirche” (My jesteśmy Kościołem). Ruch ten uważa – przypomnijmy – że to świeccy, a nie hierarchia powinni mieć decydujący wpływ na kształt Kościoła. Obecnie skupia on ponad 100 „postępowych grup katolickich, a jego nazwa pochodzi od daty zorganizowania demonstracji w przeddzień papieskiej wizyty w Holandii w 1985 roku. Manifestacja była sprzeciwem „postępowych”katolików wobec niedopuszczenia ich do współuczestniczenia w organizowaniu przyjazdu Jana Pawła II. Zaczęli oni domagać się od Kościoła większej uwagi w sprawach społecznych: obrony praw kobiet, biednych, mniejszości itd. Tymczasem wszystkie te sprawy leżą w orbicie zainteresowań Kościoła, ale przecież jego głównym zadaniem, sensem istnienia jest Głoszenie Dobrej Nowiny oraz nawracanie. Pojawiły się także inne „postępowe” oczekiwania „otwartego na świat Kościoła: dopuszczenia kobiet do kapłaństwa, złagodzenia stanowiska Kościoła w sprawie aborcji i antykoncepcji. Wprowadzono też nowy, lokalny katechizm, który w wielu punktach negował dotychczasową doktrynę katolicką. Jak wiadomo, Ojciec Święty Jan Paweł II stanowczo odrzucił wszystkie te pomysły, uznając je za niezgodne z nauką Kościoła (J. Wódka, jw.). Miał bowiem świadomość, że prowadzi to do marginalizowania religii, które przyczyniły się przecież do rozwoju kultury. Łatwo wszak wykazać, że prymat elementu religijnego (duchowego) w tradycji moralnej ludzi tkwi głęboko w naszej kulturze i był inspiracją najwyższych jej osiągnięć. Powiedzmy wprost: świat, w którym tradycja moralna/religijna przestałaby odgrywać jakąkolwiek rolę pobudzającą, jest trudny do wyobrażenia. Posłuchajmy symptomatycznego spostrzeżenia francuskiego pisarza i filozofa w tej kwestii: „Młodzież nie domaga się tradycyjnie pojmowanej edukacji religijnej, odczuwa tylkobrak wiedzy na te tematy. Daje o sobie znać brak pokoleniowej pamięci i poczucie zerwanej więzi z przodkami. Na widok wizerunku Matki Boskiej młodzi pytają: co to za dziewczyna? A czy święty Sebastian to kowboj dręczony przez Indian? Żeby zrozumieć Magnificat Bacha, Te Deum, trzeba wiedzieć, co to jest msza”. Trudno nie podzielić trafności przywołanego spostrzeżenia.

    Los „otwartego na świat Kościoła”w Holandii stanowi memento dla zgody na zbyt daleko idące eksperymenty. Podobnie coraz bardziej liberalny Kościół anglikański stoi na krawędzi rozpadu. Wszystkie postulaty „postępowych” katolików zostały już zrealizowane w Kościołach protestanckich. Okazało się, że wcale nie sprawiło to, że te wspólnoty się wzmocniły – wprost przeciwnie, pogrążyło to je w głębokim kryzysie. Spowodowało zanik zmysłu moralnego, wyrzeczenie się własnej nauki, a co za tym idzie, kryzys zaufania wśród wiernych. To przestroga dla Kościoła katolickiego. Zbliżając się do końca refleksji odnotujmy, że do zarysowanych powyżej niepokojących tendencji kulturowych odniósł się w specjalnym dokumencie kardynał Ratzinger. W rozdziale Noty, zatytułowanym Niektóre punkty węzłowe w obecnej debacie kulturowej i politycznej, sformułował zasadnicze ostrzeżenia przed nowym systemem społecznym, który zdaje się wykorzystywać nieznajomość podstawowych reguł myślenia u bardzo szerokich rzesz ludzi. Reguł, które kształtowały naszą łacińską cywilizację, a oparte są właśnie na realizmie Kościoła, na Dziesięciu Przykazaniach i chrześcijańskiej wizji osoby ludzkiej.

    Dobrą ilustracją zachwiania ładu cywilizacyjnego jest coraz częściej spotykana postawa w sporze światopoglądowym: jest pluralizm, wolno się nam różnić.Otóż – podkreślmy z całą mocą – nie wolno się różnić co do oczywistych prawd i wartości. To tak jakby mówić, że świętemu i bandycie wolno się różnić, bo… jest pluralizm. I jeszcze jedno. Kościół trwać będzie; ma na owo trwanie, o czym są przekonani katolicy, boską gwarancję. Zaś w świetle tego, co się przydarzyło postępowym Holendrom (przecież nie tylko im!) postawmy kropkę nad i, zwracając się do wszelkiej maści reformatorów i naprawiaczy Kościoła: Panie i Panowie, może jednak będzie mądrzej, gdy samobójcze „otwieranie się Kościoła na świat” zastąpi praca nad dostosowaniem świata do wymogów Ewangelii?

    Herbert Kopiec
    Herbert Kopiec
    Herbert Robert Kopiec (ur.1940 r) polski Ślązak, absolwent Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Doktor nauk humanistycznych. Nauczyciel akademicki Uniwersytetu Śląskiego, Akademii Świętokrzyskiej im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości; w latach 2006-2009 dziekan Wydziału Pedagogiczno-Społecznego tej uczelni.

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja