Po aresztowaniu wice-przewodniczącej Parlamentu Europejskiego, Evy Kaili i jej lewych pieniędzy, warto zapytać o trafność decyzji podejmowanych przez to ciało. Pieniądze dla Kaili (i prawdopodobnie jeszcze kilku[nastu] osób) wystarczyły do uznania przez PE Kataru za państwo praworządne, gdzie przestrzegane są wszelkie prawa pracownicze. Pomimo dramatycznych apeli organizacji pozarządowych, że jest bardzo, ale to bardzo inaczej.
Eva Kaili jest/była członkiem Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów, drugiej siły w Parlamencie. Jego polscy członkowie to Marek Belka, Leszek Miller, Bogusław Liberadzki, Marek Balt, Robert Biedroń i Włodzimierz Cimoszewicz. Sama Kaili i cały Postępowy Sojusz oskarża Polskę, od początku utworzenia rządu przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015, o łamanie praworządności.
Do ostatniej afery myślałem, że za takim stanowiskiem PE stoją polscy europarlamentarzyści, zainteresowani zmianą obecnego rządu na swój. Teraz powinniśmy to naiwne myślenie co nieco zrewidować.
Jeżeli za brudne pieniądze Katar mógł kupić własną czystość w oczach i rezolucjach PE, to może ktoś inny mógł kupić nieprzychylne stanowisko Parlamentu wobec Polski.
Polska jest najważniejsza, wiadomo. Jednak co by było, gdyby się okazało, że za decyzjami o Europejskim Zielonym Ładzie i Fit for 55, za pogrążeniem Europy w kryzysie energetycznym, za pozbawieniem Europy konkurencyjności i za forsowaniem absurdalnych rozwiązań stoją brudne pieniądze? Bardzo brudne pozaeuropejskie pieniądze?
Bartosz Jasiński