Jeszcze niedawno wydawało się, że Polaka i Ukraina, pomimo przeszkód wewnętrznych i zewnętrznych, weszły na prostą drogą współpracy. Współpracy zabezpieczającej pozycję obu państw przed imperializmem rosyjskim. Nawiązującej do projektów takich wizjonerów jak Piłsudski, Howorko, Wasilewski, Józewski.
Świadczyły o tym częste spotkania prezydentów i premierów Polski i Ukrainy, zapewniających o strategicznym partnerstwie, przyjaźni i nowym otwarciu.
Niestety, okazało się w ostatnich dniach, że wąski interes producentów zboża, nagłośniony przez krzykliwe grupki aktywistów, może ideę współpracy skutecznie zablokować. Wymuszono na polskim państwie, kreującym się na lidera Międzymorza, zakazu nie tylko wwozu produktów rolnych z Ukrainy, ale także ich tranzytu przez Polskę. Dla kraju zmagającego się z rosyjską agresją było to szokiem. Polska w swej polityce realnej wobec Ukrainy niemal zrównała się z Węgrami.
Nie posłuchał, niestety, polski rząd mojego głosu sprzed tygodnia.
Jak wyglądały gospodarcze stosunki polsko ukraińskie przed kwietniem 2023?
W 2022, trudnym dla naszego sąsiada roku wojny, Polska odnotowała nadwyżkę handlową z Ukrainą w wysokości 3,7 mld euro. Środki, które mogliśmy na przykład wydać na sfinansowanie deficytu z Turcją w wysokości 1,7 mld euro.
Ukraina przez kilkuset lat była spichlerzem Europy, a ziemie dzisiejszej Polski bogaciły się na tranzycie ukrainnego zboża i eksporcie przez porty bałtyckie. Po zablokowaniu przez Rosję portów czarnomorskich w ubiegłym roku, nastąpiła powtórka z końca XV wieku. W 1484 r. Osmanowie przejęli kontrolę nad wybrzeżem Morza Czarnego, odcinając Księstwa Ruskie, będące wtedy w składzie Unii Wielkiego Księstwa Litewskiego i Królestwa Polskiego, od mołdawskich portów czarnomorskich.
Wtedy to cały eksport z ziem dzisiejszej Ukrainy i Białorusi zaczął odbywać się przez Gdańsk, inkorporowany przez Władysława Jagiellończyka do Królestwa Polskiego w 1454 r.
Współcześnie, po zablokowaniu ukraińskich portów czarnomorskich przez Rosję, ukraiński biznes zwrócił się ku portom bałtyckim. Wiele ukraińskich produktów zaczęło być eksportowanych z wykorzystaniem polskiej infrastruktury przewozowej. Zarabiali przewoźnicy kolejowi i porty.
Odblokowanie portu w Odessie i dobre zbiory przyczyniły się do spadku cen ziarna na światowych giełdach. Zaczęły one wracać w okolice poziomu sprzed połowy roku 2021, sprzed drastycznego wzrostu cen wszystkich surowców, nie tylko rolnych.
Nasz przemysł przetwórstwa rolno-spożywczego, zatrudniający 2,8 mln osób (!), zyskał znakomitą okazję, by na dostępie do taniego i niezłej jakości ziarna skorzystać. Skorzystaliby także konsumenci, kupując tańsze jajka, chleb i mięso. Zmniejszyłaby się presja inflacyjna.
Skąd zatem te protesty i paniczna reakcja polskiego rządu?
Obecne, niskie ceny ziarna na świecie i duże zapasy polskiego drogiego ziarna sprzed roku, stworzyły okazje dla protestów. Do tej wybuchowej mieszanki przyczynił się w dużej mierze sam rząd, w osobie ministra Kowalczyka. Zaapelował on na jesieni ubiegłego roku do producentów pszenicy o jej niesprzedawanie i oczekiwanie na jeszcze wyższe ceny. Za swoje nieodpowiedzialne zachowanie został teraz zdymisjonowany … i awansowany(!), co stanowi kuriozum w skali świata.
Aktywiści rolni, hałaśliwa grupa pragnąca wzorem Andrzeja Leppera wjechać traktorami do Sejmu, nie mogła nie skorzystać z takiej okazji. Wysunęła nośnie medialnie hasło ratowania polskiego rolnictwa, poprzez zakaz importu ukraińskiego ziarna. Zbliżające się wybory skłoniły rządzących na podjęcie decyzji o zakazie wwozu produktów rolno-spożywczych z Ukrainy.
Na efekt nie będziemy musieli długo czekać. Stracą polskie firmy transportowe, kolej, właściciele terminali i porty, właściciele elewatorów.
Polscy konsumenci nie kupią tańszego chleba, mięsa, jaj, wyrobów cukierniczych.
Inflacja konsumencka będzie dalej rosnąć.
Nie skorzystają także polskie firmy produkujące żywność na rynek krajowy i zagraniczny. Zdobywanie nowych rynków jest możliwe w dużej mierze dzięki dostępowi do taniego surowca.
W tym kontekście nadrzędny i uznany interes polskich producentów ziarna jest rzeczą niepokojącą. Zwłaszcza, że nasze obecne zapotrzebowanie na ziarno to 25 mln ton, a produkcja to ok. 35 mln ton. Czy mamy zatem płacić dwa razy drożej niż cały świat również za zboże niesprzedane, lub dopłacać do eksportu?
Pieniądze te powinniśmy przeznaczyć na rozwój i promocję światową branż, które nie muszą być dotowane. Dla nich szerszy dostęp do kapitałów i nowych rynków, to jeszcze szybszy wzrost.
Moim zdaniem, odcięcie Ukrainy przez Polskę od unijnych i światowych rynków zbytu na produkty rolne było przykładem udanej rosyjskiej operacji. Wykorzystując rzeczywisty problem określonej grupy producentów ziarna, udało się odpowiednio stymulując działania aktywistów i mediów, wywołać histerię społeczną.
Przestraszono się, że krzykliwe grupy prawej i lewej strony odbiorą poparcie społeczne dla Prawa i Sprawiedliwości przed wyborami. Zabrakło czasu na analizę skutków i znalezienie innych środków zaradczych. I wybrnięcie z sytuacji sprokurowanej przez błędną politykę ministra Kowalczyka.
Doprowadziło to Polskę – lidera koncepcji Międzymorza – do zablokowania zakupu i eksportu produktów Ukrainy – sojusznika i partnera w przyszłym dziele.
Mariusz Patey
Źródła