Trwająca agresja rosyjska na Ukrainę i związane z tym perturbacje makroekonomiczne skutkują wzrostem kosztów życia obywateli państw europejskich. Wywołuje to frustrację i zmęczenie. Pojawia się również niezadowolenie z nadmiernej – zdaniem coraz większej części europejskich społeczeństw – pomocy udzielanej Ukrainie.
Ilustracją tych nastrojów są dwa wywiady Mariusza Pateya z czeskimi działaczami społecznymi, zaangażowanymi w protesty anty-rządowe w Pradze. Dziś rozmowa z Janą Markową (red.).
Mariusz Patey: Jesteś kobietą, która odnosi sukcesy nie tylko w biznesie, lecz także w mediach społecznościowych. Skąd ta aktywność społeczna?
Jana Marková: Mam swoją prywatną firmę. Sprzedaję sprzęt łazienkowy oraz płytki ścienne i podłogowe. Prowadzę tę działalność od 20–25 lat. Jestem mamą dwójki dzieci. Jedno z nich ma prawie 6 lat, drugie – 11.
Interesuje mnie więc realna polityka społeczna, a nie socjalistyczne iluzje. Polityka społeczna, która odpowie na potrzeby pracujących kobiet i wesprze matki na rynku pracy i w biznesie. Nie chcemy czuć się winne, że musimy zostawiać nasze dzieci pod opieką obcych ludzi. Moje poglądy są bardziej konserwatywne niż lewicowe spojrzenie na problemy kobiet czy instytucję rodziny.
M.P.: Jaka jest według Ciebie sytuacja kobiet w Czechach? Czy państwo udziela efektywnego wsparcia rodzinom?
J.M.: Myślę, że polityka państwa idzie w zupełnie złym kierunku. Z mediów sączy się nienawiść do instytucji rodziny, nienawiść do podstawowych zasad życia rodzinnego. W tym procederze uczestniczy wiele organizacji. Tym ludziom płaci się za niszczenie rodzin. Rząd popiera te organizacje, bo one go wspierają. Ich zasadniczą ideą jest zabicie normalnej rodziny, zabicie – ich zdaniem – tej toksycznej męskości (kwestionowanie roli ojca). Chcą wychowywać dzieci bez udziału rodziców, w przeznaczonych do tego instytucjach – to jak hodowla zwierząt. Te pomysły rodem z początków bolszewizmu są dziś opłacane z budżetu naszego Ministerstwa Kultury. To jest straszne.
Mamy kryzys wartości, kryzys społeczeństwa uderzający w fundament organizacji życia społecznego i potrzebujemy odbudowy podstawowych zasad. Jak dbać o rodzinę, jak rodzina ma troszczyć się o swoje dzieci – to są główne problemy. Tutaj rząd, nasze dominujące nurty polityczne i nasze media idą w inną stronę.
M.P.: Można powiedzieć, że wszystkie te szalone bolszewickie pomysły, promowane w przeszłości m.in. przez Aleksandrę Kołłontaj, weszły do głównego nurtu waszego życia. To bardzo smutne. Co sądzisz o sytuacji w naszym regionie w związku z wojną na Ukrainie? Obserwując to wszystko z oddali, widzimy, że czeskiemu społeczeństwu trudno zaakceptować zwiększające się koszty przedłużającej się wojny.
J.M.: To ważny temat. Moim zdaniem wojna na Ukrainie to oczywiście jest zło. To, co się stało – atak Rosji na Ukrainę – jest całkowicie nieakceptowalne. Nie ma tu o czym dyskutować. Ale to, co robimy, też jest złe, bo na coś dajemy pieniądze, a nie wiemy, gdzie są te miliony koron, dolarów, euro. Nie wiemy na co są przeznaczane, a mamy przeświadczenie, że nikt nie kontroluje tego, co się z tymi pieniędzmi dzieje. Dobrze, jeśli damy Ukrainie trochę broni lub coś w tym rodzaju, może uda nam się uzyskać pewną kontrolę, ale w gazetach codziennie można przeczytać, jak wielka jest korupcja na Ukrainie. Nasz rząd wyciąga od naszych obywateli coraz więcej pieniędzy. Nie mamy pieniędzy dla naszych emerytów. Zabrali pieniądze na dopłaty do czynszów. Nasi emeryci nie dostaną podwyżek, które powinni dostać, a pieniądze posyłamy na Ukrainę. Po co? Nie wiemy, po co. I to jest problem.
Powiedzieli, że jesteśmy agentami Putina, jeśli buntujemy się przed dawaniem Ukrainie pieniędzy. Nie, nie chcę dawać tych pieniędzy Ukrainie. To moje pieniądze i chcę wiedzieć, co się z nimi dzieje.
M.P.: Zatem należy prowadzić kontrolę funduszy przekazywanych Ukrainie, nawet w interesie walczących Ukraińców. Tracenie pieniędzy na skorumpowaną administrację prowadzi do zwiększenia strat wśród żołnierzy ukraińskich, bo mają mniej zasobów do dyspozycji. Czy dobrze zrozumiałem sens Twojej wypowiedzi?
J.M.: Tak. Zabawne jest to, że nasze państwo pożycza pieniądze od banków, bo choć płacimy wysokie podatki, budżet się nie domyka. I jeszcze dajemy Ukrainie. Dajemy jej także gwarancje pod jej kredyty. A jeśli Ukraina nie zwróci pieniędzy, to my będziemy musieli zapłacić za ich długi. To jest szalone.
M.P.: Tak, to złożony problem. Mamy nadzieję, że NATO w jakiś sposób przejmie ciężar wsparcia dla Ukrainy, ponieważ Czechy i Polska – nawet razem – są za małe, aby samodzielnie przeciwstawić się Rosji. Za 2 lata odbędą się wybory w Czechach. Czego po nich oczekujesz? Czy ludzie poprą obecny rząd, czy spróbują go zmienić?
J.M.: Zmiana na co? Myślę, że wiele osób ma coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego. Głosowali na tę partię i teraz bardzo trudno im się przyznać do błędu. Jesteśmy głupi. Myślę więc, że wiele osób nie będzie głosować za zmianą w ciągu najbliższych dwóch lat, gdyż nie ma dobrego wyboru. Nie ma alternatywy dla partii głównego nurtu. Mamy rynek mediów zdominowany przez jednorodny przekaz. On kształtuje opinię publiczną i wybory polityczne. Trudno o złamanie tego monopolu.
M.P.: Czy masz może jakieś plany polityczne?
J.M.: Powiedzmy, że tak. Mam. Mam swój plan polityczny, ale teraz nie jestem w żadnej partii, bo z żadną z nich się nie utożsamiam. Jestem konserwatystką i nie chcę na przykład pozostać na zawsze w Unii Europejskiej.
Inspiruje mnie były prezydent USA Donald Trump. Parafrazując jego słowa, mogę powiedzieć: w pierwszej kolejności musimy zatroszczyć się o interes Czech i Czechów, potem możemy walczyć o inne kraje, w tym o Ukrainę. Przepraszam, ale dla mnie tak właśnie jest.
Kolejnym dużym problemem według mnie jest tzw. zielony ład i głupota decydentów. Dlatego też jestem zainteresowana współpracą z Markiem Zemanem w jego projekcie politycznym. Przeciwstawiamy się terrorystycznej ekologii i próbujemy znaleźć własny sposób, jak dotrzeć do społeczeństwa z wyjaśnieniem, dlaczego radykalny ekologizm jest groźny. Myślę, że to bardzo duży problem, że zwykli ludzie nie rozumieją, jak niebezpieczny jest ten tzw. zielony ład i jak duże koszty to wygeneruje już w bardzo krótkim czasie. Normalni ludzie, jeśli ich zapytasz o „Fit for 55”, odpowiedzą: „Jakiś zielony ład? Może trochę wzrosną ceny prądu”. Ale to nie jest tak. „To nie mój problem”. Nie będziesz miał samochodu. Nie będziesz miał pieniędzy na prąd i nie będziesz miał prądu. Nie będziesz miał nic. Co możesz w naszej czeskiej rzeczywistości? Nie mamy dość wiatru i słońca…
M.P.: Całe branże wytwórcze mogą zacząć się wynosić z Europy. Może pojawić się bezrobocie. Czy tego się boisz?
J.M.: Tak, ponieważ Czechy bez motoryzacji to martwa gospodarka. I wiele osób rozumie, że bez gospodarki nie ma ekologii. Jeśli nie masz nic do jedzenia, nie zadbasz o Układ Słoneczny. Najpierw trzeba zadbać o to, jak wyżywić rodzinę, zapewnić ciepło, dach nad głową i dowieźć dzieci do szkoły, a potem być może rozejrzysz się, czy energia elektryczna pochodzi ze słońca, czy nie.
M.P.: Życzę, aby Twoja działalność polityczna zakończyła się sukcesem, a stosunki polsko-czeskie były jeszcze lepsze niż obecnie.
J.M.: Właśnie na to liczę, na dobre stosunki nie tylko z Polską, lecz także z Węgrami. Jesteśmy małym krajem, ale nie jesteśmy sami. Nie musimy być sami. Zatem będziemy ściślej współpracować – wtedy oczywiście, gdy przejmiemy władzę.
M.P.: No to mam nadzieję, że będziemy współpracować. Dziękuję za rozmowę.
J.M.: Dziękuję.
Mariusz Patey (współpraca Włada Janczy)