Polacy w poszukiwaniu lepszych warunków do życia, lepszej pracy, możliwości podnoszenia swoich kwalifikacji decydują się na emigrację. Marząc o „European dream” wpadają czasem w poważne kłopoty związane z nieznajomością specyfiki kraju, do którego się przenoszą. Zdarza się, że nieroztropnie pozbywają się polskiego obywatelstwa, lekceważąc możliwości wsparcia ze strony własnego państwa. Trudno wymagać od polskich placówek dyplomatycznych skutecznej pomocy rodakom, którzy nie są polskimi obywatelami.
Zdarza się, że osoby z polskim obywatelstwem potrzebują pomocy. Wtedy jest łatwiej. Jednak skuteczność działania ambasad i konsulatów bardziej zależy od osobistego zaangażowania poszczególnych pracowników, niż od procedur i wyspecjalizowanych struktur.
W sytuacji wymagającej pomocy znalazły się polskie rodziny mieszkające w Norwegii, którym instytucje tego kraju odebrały opiekę nad ich dziećmi. Polityka społeczna w Norwegii kieruje się w teorii przede wszystkim dobrem dziecka. Problemem jest to, że „dobro dziecka” jest określane przez urzędnika państwowego. W przypadku wystąpienia jakichkolwiek wątpliwości co do sposobu wychowywania dzieci przez „niezintegrowanych” cudzoziemców, urzędnicy kierują się przekonaniem o wyższości kultury norweskiej. I często podejmują decyzję o odebraniu takim rodzinom dzieci.
Wytworzył się przy tym specyficzny biznes, w którym uczestniczą urzędnicy państwowi i firmy zatrudniające rodziny zastępcze. Dziecko odebrane jednej rodzinie, przynosi wymierne korzyści finansowe innej, tej, która została wybrana do sprawowania opieki zastępczej. System norweski jest skonstruowany tak, iż kontakt z dzieckiem można stracić na długie lata. Decyzja o tymczasowym odebraniu dziecka jest podejmowana przez Urząd Ochrony Praw Dziecka bez udziału sądu. A wygranie sprawy przed norweskim sądem jest trudne.
Niech ten wywiad będzie przestrogą dla osób wybierających się na stałe za granicę. Może też skłoni do refleksji polskie służby dyplomatyczne – czy misja polskich ambasad i konsulatów jest dobrze realizowana.
Wywiad z Agnieszką Marią Szubą, matką 12 letniego chłopca, odebranego jej przez norweski Urząd Ochrony Praw Dziecka,
Dzień dobry, proszę przedstawić się naszym czytelnikom.
Jestem matką samotnie wychowującą chłopca, który teraz ma 12 lat. Został mi odebrany w 2010 r przez norweskie służby opieki społecznej znane pod nazwą Barnevernet, czyli norweski Urząd Ochrony Praw Dziecka. Przeszłam piekło sądów. W końcu doczekałam się pozytywnego dla mnie wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC), który stwierdził wyrządzenie szkody matce i synowi z powodu odebrania mi opieki nad dzieckiem. Zasądzono odszkodowanie pieniężne za wyrządzone szkody. Niestety, mimo wyroku władze norweskie nie chcą przywrócić mi nad synem.
Chłopiec nadal nie mieszka w domu ze mną , chociaż mam 100 % praw rodzicielskich nad synem posiadającym polskie obywatelstwo.
W sprawie, którą z udziałem polskiego rządu wygrałam Norwegia została zobowiązana do reperacji wyrządzonej szkody. Wyrok został wydany 17.12.2019. Uprawomocnienie nastąpiło w 2020. Niestety sądy norweskie kierując się przesłanką, że po tylu latach została zerwana więź matki z dzieckiem, ze względu na dobro dziecka, obstają za pozostawieniem dziecka u rodziny zastępczej. A przecież można przywrócić więź matki z dzieckiem, nawet gdyby została zerwana, wystarczy chęć. Moja więź z synem nie została jednak zerwana. To nie mój przypadek.
Od kiedy zaczęły się pani kłopoty w Norwegii?
Problemy zaczęły się od kwietnia 2010 roku, kiedy to pielęgniarka złożyła donos do norweskiego Barnevernet, w którym poinformowała, że „martwi się o dziecko, ponieważ chłopczyk śmieje się do matki , a pielęgniarka została obdarzona tylko przelotnym uśmiechem podczas wizyty w przychodni dziecięcej”. Zadawałam też jej zdaniem zbyt wiele pytań na temat mojego dziecka, co oznaczało według pielęgniarki brak „kompetencji rodzicielskich” .
Jak wyglądała procedura odebrania pani jedynego synka i co się z nim działo?
Dziecko odebrano mi bez procesu sądowego .Po prostu zabrano je z przedszkola, ponieważ norweskie Barnevernet tak zdecydowało. Dziecko chodziło regularnie do przedszkola i według przedszkolnych pedagogów było dobrze rozwiniętym chłopcem. Lekarze nie wysyłali donosów mnie obciążających – nie mieli zastrzeżeń co do jakości mojej opieki nad dzieckiem. Tragedia dziecka i matki nikogo nie interesowała. Dziecko przez 3 tygodnie stawało pod drzwiami domu matki zastępczej i mówiło „mama”, pokazując paluszkiem na drzwi. Tak zeznała pierwsza matka zastępcza mojego syna.
Jakie działania pani podjęła by być z synem? Czy syn ma podwójne obywatelstwo, czy tylko polskie ?
Działania by przywrócić moją opiekę nad synem skupiały się na poprawieniu mojej sytuacji pod każdym względem. Wierzyłam w dobrą wolę norweskich urzędników i w to, że szybko błąd systemu zostanie wyjaśniony. Mój syn ma polskie obywatelstwo. Nie spodziewałam się długiej rozłąki. Moja matka, a także lekarz rodzinny syna pomogli mi załatwić przestronniejsze mieszkanie o wyższym standardzie. Poszłam na kursy rodzicielskie. W zaświadczeniach osób prowadzących zajęcia napisano, że „zadaję wiele pytań, świadczących o tym, że interesuję się swoim synem”.
Skończyłam praktyki w przedszkolu, podjęłam tam stałą pracę. Zaczęłam zarabiać znacznie więcej pieniędzy. Dostałam zaświadczenia z pracy w przedszkolu i z policji, wskazujące, że jestem dobrze przygotowana do roli matki. Przeprowadziłam badania psychologiczne.
Ponieważ te moje starania nie odniosły żadnego skutku, podałam sprawę do norweskiego sądu pierwszej instancji o przywrócenie mi opieki nad synem. Na moją korzyść zeznawało14 świadków. Matka zastępcza zeznała, że mój syn pytał ją o spotkania ze mną. Przed rozprawą mogłam widywać syna 2 razy w roku.
Po 2 miesiącach od ostatniego spotkania, sąd nie tylko nie oddał mi syna, ale też zabronił mi widzeń. Przeciętnie w Norwegii daje się 6-8 widzeń w roku. Niestety, moja emocjonalna więź z dzieckiem stała się argumentem na moją niekorzyść.
Jak wyglądała pani współpraca z przedstawicielami polskich władz?
Współpraca z władzami polskimi wyglądała pozytywnie, kiedy w Norwegii mieszkał i pracował pan konsul Sławomir Kowalski. Konsulat pracował nad przetłumaczeniem dokumentów otrzymanych z sądu w Strasburgu. Potem zdecydowano, że mnie wesprą, że będą stroną w sprawie przeciwko Norwegii.
Jakie ma pani oczekiwania w stosunku do polskich władz ?
W stosunku do władz polskich proszę o pomoc w skutecznej egzekucji wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Sprawa została wygrana, niestety władze norweskie nie chcą poddać się egzekucji wyroku, blokując mi możliwość odzyskania opieki nad moim dzieckiem. Oczekuję aktywnej postawy polskiej dyplomacji i rozmów z władzami norweskimi. W ten sposób udało się rozwiązać problem powrotu do domów rodzinnych dzieci hinduskich, odebranych ich rodzicom. Władze Indii poprzez działania dyplomatyczne wpłynęły na władze Norwegii, które zdecydowały się na odesłanie dzieci do Indii. Władze Indii powołały się tu na prawo reprezentowania praw matki, która posiadała podwójne obywatelstwo, norweskie i indyjskie. Przy czym nie miała .wygranej sprawy w Strasburgu jak ja.
My, polscy rodzice, którym odebrano dzieci, zauważyliśmy, że po wyjeździe z Norwegii konsula Sławomira Kowalskiego, ambasada RP przestała wykazywać zainteresowanie sprawami skrzywdzonych polskich małych obywateli. Przedstawiciele polskiej ambasady nie odwiedzają polskich dzieci w norweskich domach zastępczych. Rodzice przestali dostawać wsparcie od polskiej ambasady, do jakiego przecież mają prawo. Prosimy o przysłanie do Norwegii równie aktywnego i zaangażowanego w sprawy polskiej społeczności konsula jakim był pan Sławomir Kowalski. Polski konsul wobec skali problemu nie może być pasywny. Sławomir Kowalski doskonale rozumiał swoją misję, angażując się w ratowanie polskich dzieci i ich rodziców, zgodnie zresztą z konwencjami regulującymi pracę dyplomatów.
Czy pani problem jest problemem jednostkowym, czy dotyczy większej ilości polskich rodziców mieszkających w Norwegii?
Mój przypadek jest szczególny, bowiem jestem pierwszą matką obywatelką Polski, która wygrała proces w ETPC przeciwko Norwegii i otrzymała wyrok nakazujący państwu norweskiemu dokonania reperacji błędu. W procesie stronami były państwa, czyli rząd RP przeciwko Królestwu Norwegii. Wedle mojej wiedzy w Norwegii odebranych zostało 400 polskich dzieci.
Co mogłaby pani doradzić osobom planującym zamieszkanie w Norwegii?
Osobom planującym zamieszkanie w Norwegii radzę dobrze rozważyć przyjazd ze swoimi dziećmi. Należy liczyć z tym, że trzeba je będzie wychowywać w kulturze norweskiej, która jednak znacznie różni się od polskiej. Kwestionowanie opinii pielęgniarek, dotyczących wychowania dzieci, używanie innych niż akceptowane w Norwegii sposobów wychowania swoich dzieci , może skończyć się dozorem kuratora, a nawet odebraniem dziecka.
Mój wyrok przyczynił się do zmiany prawa w Norwegii. Z korzyścią dla innych matek mających problemy z norweskim Urzędem Ochrony Praw Dziecka. Marna to jednak pociecha dla mnie, gdyż jak dotąd nie przywrócono mi opieki nad moim synem.
Można omijać publiczną opiekę zdrowotną i oświatę wysyłając dzieci do prywatnych szkół i przychodni, jak to zrobiła moja siostra. Dzięki temu nie miała problemów z norweskim Barnevernet.
Na zakończenie chciałabym prosić instytucje polskiego państwa, organizacje pozarządowe a także osoby prywatne o pomoc w przywróceniu mi opieki nad moim synem.
Mój adres mailowy: [email protected]
Dziekuję.