Przez dziesięciolecia rynek gazu w Polsce był uzależniony od dominującego dostawcy rosyjskiego, od Gazpromu. Kolejne polskie rządy, choć dostrzegały potrzebę dywersyfikacji, to odkładały w czasie potrzebne inwestycje. Uznając, iż umowy długoterminowe zawierane ze stroną rosyjską dostatecznie zabezpieczają interesy polskich konsumentów.
W przeświadczeniu polskich decydentów, Rosja po rozpadzie ZSRR miała zmierzać do budowy gospodarki rynkowej i systemu demokracji liberalnej. Nieco wolniej niż Europa Środkowa ze względu na większą bezwładność determinowaną wielkością państwa. Tymczasem umacnianie zależności energetycznej Polski od rosyjskich importerów Kreml traktował jako przedłużenie swojej hegemonistycznej pozycji. To nie bazy wojskowe, ale ropa i gaz miały być teraz gwarantem utrzymania pozycji Rosji w regionie.
Podpisanie umów na budowę gazociągu Jamal nieprzypadkowo nastąpiło w latach 90. XX w. Polską integrację z UE i NATO Rosja przyjęła spokojnie, gdyż przeżywając duże problemy finansowe, musiała w pierwszym rzędzie zapewnić dopływ dewiz.
W obszarze relacji z Polską Rosja realizowała doktrynę Falina-Kwiecińskiego, która zakładała, że rolę gwaranta politycznych i ekonomicznych wpływów Moskwy mają pełnić spółki dostarczające gaz i ropę naftową. Rynek polski, pozyskujący środki finansowe z zachodu, miał zasilać w niezbędne dewizy Moskwę,
Dominacja nad Europą Środkową, w tym Polską, miała być realizowana za pomocą nowych instrumentów. Wojska radzieckie wojska zastąpione miały być zwiększonymi strumieniami ropy i gazu ziemnego. Elity polityczne krajów Europy Środkowej miały być uzależnione od strumieni pieniędzy związanych z rosyjskimi surowcami.
Zagrożeń wynikających z nadmiernego uzależniania się od rosyjskich surowców nie brano na poważnie do 2008 r i wojny w Gruzji. Chociaż trzeba przyznać, iż rząd AWS-UW premiera Jerzego Buzka podjął wysiłek złamania rosyjskiego monopolu, przygotowując plan budowy infrastruktury łączącej Polskę ze złożami norweskimi.
Niestety kolejne rządy SLD-PSL zawiesiły ten projekt, uzasadniając to dużo niższą ceną gazu rosyjskiego. Podjęto próby jeszcze szerszej współpracy z FR.
W 2004 r rząd Marka Belki zaproponował Rosji budowę II nitki gazociągu Jamal, a wobec zgłaszanych przez stronę rosyjską zastrzeżeń co do bezpieczeństwa dostaw przez Białoruś i Ukrainę, także wyraził gotowość uczestnictwa w gazociągu Amber. Ten miał wpinać się w przestrzeń gospodarczą UE w Krajach Nadbałtyckich, stających się częścią rynku wspólnotowego. Rosja zdecydowała jednak na ich ominięcie i poprowadzenie połączenia z odbiorcami zachodnioeuropejskimi poprzez droższe połączenie morskie, znane jako North Stream I.
Po latach przygotowań i negocjacji, 29 sierpnia 2006 r., rosyjski Gazprom kontrolowany podpisał w Moskwie z firmami E.ON Rurhgas i BASF porozumienie o utworzeniu konsorcjum Nord Stream. 10 czerwca 2008 r. do konsorcjum dołączyła firma N.V. Nederlandse Gasunie. Ostatecznie w składzie udziałowców Nord Stream obecne są podmioty: rosyjska firma Gazprom z 51% udziałów , podmioty z Niemiec -Wintershall będący częścią BASF i E.ON Ruhrgas po 20% oraz holenderska firma N.V. Nederlandse Gasunie – 9%. Gasunie, dołączając do konsorcjum, przejęła po 4,5% udziałów od niemieckich partnerów.
W tej sytuacji państwa Europy Środkowo-Wschodniej zaczęły się zastanawiać na ile uzależnienie od rosyjskiego gazu może stanowić zagrożenie dla ich żywotnych interesów. Tym bardziej, że strona rosyjska za fiasko budowy projektów Jamal II i Amber oskarżyła Polskę i rzekomo rusofobiczne rządy Państw Nadbałtyckich.
Polska negocjując z Gazpromem bardzo niskie, na granicy opłacalności, stawki za przesył gazociągiem Jamal do Europy Zachodniej, miała nadzieję na zapewnienie sobie konkurencyjnych cen i stabilnych dostaw.[6] Niestety, zawarliśmy sztywny kontrakt długoterminowy w formule take-or-pay, bez możliwości odsprzedaży nadwyżek stronom trzecim bez zgody rosyjskiej. Generowało to koszty w okresie spowolnienia gospodarczego i blokowało możliwości pozyskania tańszego gazu z innych, tańszych źródeł. Także powiązanie ceny gazu z ceną ropy naftowej nie zawsze było korzystne.
Po zwycięskich dla Prawa i Sprawiedliwości wyborach 2005 r., koalicyjny rząd (PiS-LPR-Samoobrona) podjął decyzję o budowie gazoportu. Budowa terminala LNG została uznana za inwestycję strategiczną dla Polski. Pod wpływem śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego przyspieszono działania na rzecz dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych.
Należy tu także wspomnieć, że równolegle, po Pomarańczowej Rewolucji w Kijowie, rząd ukraiński zaczął myśleć o uwolnieniu się od rosyjskiej zależności gazowej. Powstały ambitny projekt połączenia złóż Morza Kaspijskiego z Ukrainą ( gazociąg White Stream. Potem prezydent Juszczenko ogłosił projekt budowy terminala LNG w Odessie, sprawa zakończyła się skandalem.
W Polsce rządy PO-PSL kontynuowały budowę gazoportu w Świnoujściu, który został otwarty w 2015 r.
Rys. 1 Żródło: DGP
Rysunek nie przedstawia jednak całej prawdy o polskim rynku gazu w omawianym okresie. Import z Niemiec nie oznaczał bowiem, że gaz był pochodzenia innego niż rosyjski.
Import z krajów Azji Środkowej był realizowany przesyłem kontrolowanym przez FR.
Europa Centralna (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry) wraz z Ukrainą zużywały ok. 85 mld m3 gazu ziemnego rocznie.
Produkcja własna w tej grupie krajów to ok. 26 mld m3 Największym producentem w regionie jest Ukraina -20 mld m3, a następnie Polska –ok. 4,5 mld m3 i Węgry –ok. 2,2 mld m3.
Import gazu z Rosji w 2013 r. stanowił ponad 53 mld m3 co odpowiada 63 % całości konsumpcji i 92% całości importu (całość importu to ok. 70% konsumpcji).
Polska, Czechy, Słowacja i Węgry wraz z Ukrainą zużywały ok. 85 mld m3 gazu ziemnego rocznie. (dane za 2013 r )
W strukturze konsumpcji gazu, najwięcej zużycia w regionie ( V4 + Ukraina ) przypadło na Ukrainę – 55%, potem Polskę – 18% Węgry – 11%, Czechy – 9% i Słowację – 7% Import z Rosji to 95 proc. całości importu według źródła pochodzenia.
Brak infrastruktury przesyłowej, integrującej region z Europą Zachodnią i innymi kierunkami dostaw, utrzymywało uzależnienie Europy Centralnej od Gazpromu. Dominacja Rosji w imporcie była przyczyną tego, że w Europie Centralnej przeważały kontrakty długoterminowe z indeksacją w stosunku do ropy, a ceny za gaz kształtowały się na poziomie istotnie wyższym niż w Europie Zachodniej.
Rynki Europy Zachodniej cechuje rozbudowana infrastruktura pozwalająca na odbiór gazu z różnych źródeł, jak i wielość dostawców. Tym niemniej rynek gazu także w Europie Zachodniej jest znacznie mniej konkurencyjny niż np. w USA.
Za agencją Reuters (2012), główni dostawcy do Europy to:
Rosja 152 mld m3, Norwegia 110, Holandia 78, Wielka Brytania 40, Katar 37, Algieria 37, Libia 11. Całkowite dostawy do Europy to 465 mld 3 za rok 2012 r. Udział Rosji w imporcie gazu ziemnego do UE-27 zmalał w latach 2001–2009 z 47,7 % do 34,2 %, podczas gdy udział Norwegii wzrósł z 22,8% do 30,7%.
Powyższe stało się przedmiotem postępowania antymonopolowego Komisji Europejskiej przeciwko Gazpromowi, które zostało wszczęte z powództwa Litwy w 2011 r. Komisja w kwietniu 2015 r. przedstawiła Gazpromowi zarzuty stosowania praktyk ograniczających konkurencję:
- utrudnianie swobodnego obrotu gazem między państwami członkowskimi poprzez stosowanie tzw. klauzul terytorialnych
- nakładanie nieuczciwych cen na odbiorców poprzez indeksowanie ich w oparciu o ceny ropy naftowej i produktów ropopochodnych,
- narzucanie dodatkowych zobowiązań dotyczących działalności gazociągów warunkujących dostawy gazu.
Zarzuty dotyczyły działalności Gazpromu na krajowych rynkach:
Słowacji, Węgier, Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Czech, Bułgarii, w których udział Gazpromu w dostawach sięgał od 60% do 100% rynku gazu.
Mariusz Patey