Od wielu lat słyszymy o polskim cudzie gospodarczym. Jesteśmy dumni, że w ostatnich dziesięciu latach nasz kraj rozwijał się zdecydowanie szybciej niż większość krajów Europy Zachodniej. Sprzyjająca demografia, boom na rynku nieruchomości oraz relatywnie niższe koszty pracy i energii sprawiły, że nadrobiliśmy część dystansu gospodarczego wobec Niemiec.
Wraz z objęciem rządów przez Koalicję 13 Grudnia tempo rozwoju znacząco wyhamowało. Nasza gospodarka zaczęła odczuwać skutki Zielonego Ładu, odwrócenia pozytywnych trendów demograficznych, powoli pękającej bańki na nieruchomościach mieszkaniowych oraz depresji gospodarczej w Niemczech.
Cud gospodarczy się skończył. Rząd Donalda Tuska nie chce jednak pozbawiać Polaków przywilejów socjalnych. Skończyłoby się to dla niego katastrofą polityczną. Nasze społeczeństwo przez dwie kadencje Prawa i Sprawiedliwości zostało przyzwyczajone do rozdawnictwa socjalnego, podwyżek emerytur oraz rent. Skutkiem jest rekordowy deficyt sektora finansów publicznych.
Jako społeczeństwo nie odczuwamy na razie jego negatywnych aspektów. Wysoki deficyt budżetowy wydaje się być problemem tylko dla Ministra Finansów Andrzeja Domańskiego. Ten robi dobrą minę do złej gry i mówi, że nie ma na razie żadnego problemu.
Podobnie było w Grecji. Na początku XXI wieku była chwalona za dołączenie do twardego jądra Unii (Niemiec i Francji) i szybki rozwój gospodarczy. Mało kto zwracał uwagę, że był on pochodną znacznego przyrostu zadłużenia. Grecy, zauroczeni dostępem do taniego finansowania, skupili się na konsumpcji i doprowadzili do częściowej deindustrializacji swego kraju. Bal trwał do 2008 roku, gdy nadszedł kryzys i rynki finansowe powiedziały: sprawdzam. Okazało się, że król jest nagi. Zaciągnięty dług okazał się mało efektywny. Trzeba go było jednak spłacać. Doprowadziło to do skokowego zubożenia społeczeństwa i wyprzedaży majątku narodowego.
Warufakis: W Grecji zdarzył się cud. Nie chcecie go widzieć u siebie
Śmiejemy się z Greków nie dostrzegając, że popełniamy te same błędy. Rosnące zadłużenie przeznaczamy na konsumpcję oraz deindustrializacji Polski. Brakuje innowacji, a mali i średni przedsiębiorcy są tłamszeni przez biurokrację. Kraj nasz jest dojną krową dla globalnych korporacji. A im bardziej się zadłużamy, tym bardziej będziemy zależni od Niemiec. Może o to właśnie chodzi Donaldowi Tuskowi?
Jest jednak jeden czynnik, który odróżnia nas od Grecji. Mamy własną walutę. W razie kryzysu złotówka powinna się osłabić, przez co konsumpcja będzie droższa, ale produkcja bardziej opłacalna. Wtedy jako społeczeństwo poczujemy ból nadmiernego zadłużania się. Oby ten moment otrzeźwienia przyszedł jak najszybciej.
MTC