Europa Środkowo-Wschodnia to region skomplikowany, wielowarstwowy i historycznie poraniony. Przeplatające się przez wieki epizody współpracy i bratobójczych walk sprawiły, że narody tego regionu niosą ze sobą bagaż resentymentów, kompleksów i wzajemnych krzywd. W tym krajobrazie — politycznym i społecznym — jak w lustrze odbija się współczesna rosyjska strategia geopolityczna, oparta na starej jak świat zasadzie: „dziel i rządź”.
Strategia rozbijania wspólnoty
Współczesna Rosja, kontynuując tradycje imperialnej polityki caratu i ZSRR, świadomie i systematycznie wykorzystuje napięcia między narodami regionu. Wznieca konflikty, pielęgnuje nieufność, wzmacnia skrajności i wspiera tubylczych radykałów. Osłabia tym samym potencjalną wspólnotę państw, które mogłyby wspólnie przeciwstawić się neoimperialnym zapędom Moskwy.
Niestety, nie brakuje wśród nas „turbo-patriotów” — w Polsce, na Ukrainie, Węgrzech, Słowacji, w Rumunii — którzy gorliwie wypominają sąsiadom każdy historyczny ból i każdą ranę, zamiast szukać mostów porozumienia. To co dzieli jest dobrze znane: pamiętane traumy, niezaleczone rany, historyczne niesprawiedliwości. Łatwo się tym posłużyć.
Między Wołyniem a Warszawą
Relacje polsko-ukraińskie, polsko-litewskie czy polsko-białoruskie są naznaczone skomplikowaną przeszłością. Czasem, jak w 1920 roku, współpraca wydawała się możliwa – sojusz Piłsudskiego z Petlurą niemal doprowadził do powstania niepodległych państw białoruskiego i ukraińskiego, wolnych od bolszewickiego terroru. Ale ta szansa została zaprzepaszczona. Polska zawarła separatystyczny pokój z Rosją Sowiecką, pozostawiając sojuszników samym sobie. Efektem było rozczarowanie i utrata zaufania.
W kolejnych latach przyszedł czas największych dramatów – jak rzeź wołyńska, która zamiast przybliżyć Ukrainę do niepodległości, obróciła się przeciw jej sprawie. Wzajemna spirala przemocy i odwetu przekreśliła współpracę wobec wspólnego wroga – Moskwy. Do dziś cień tej tragedii pada na dialog polsko-ukraiński, mimo wspólnych interesów geopolitycznych.
Patriotyzm – emocje czy odpowiedzialność za Ojczyznę?
Prawdziwy patriotyzm to nie skandowanie haseł lub pielęgnowanie urazów. To umiejętność chłodnej analizy, identyfikowania realnych zagrożeń i zdolność do kompromisu, nawet z tymi, z którymi „wydaje się, że nie jest nam po drodze”. To odwaga, by na moment odłożyć historyczne żale i zapytać: co nas łączy dziś? Co możemy zyskać, jeśli zamiast wzajemnego oskarżania, usiądziemy do stołu?
Współpraca w duchu filozofii win-win wymaga nie tylko woli, ale też pokory, czasu i pracy. I niestety – wiąże się z ryzykiem oskarżenia o zdradę interesu narodowego przez różnych „pożytecznych idiotów”, często nieświadomych, że w rzeczywistości służą interesom Kremla.
Zgoda buduje, niezgoda rujnuje
Zamiast wikłać się w kolejne wojny pamięci, lepiej zostawić sporne obszary historii historykom, a politykę oprzeć na pragmatyzmie. To nie znaczy zapomnieć. To znaczy umieć rozróżnić przeszłość od teraźniejszości i nie pozwolić, by historia napisała nam przyszłość świeżą krwią.
Dziś Europa Środkowo-Wschodnia ma szansę mówić jednym głosem. Ale tylko wtedy, gdy zamiast wciąż dzielić się wokół bolesnych wspomnień, skoncentrujemy się na wspólnym bezpieczeństwie, gospodarce, infrastrukturze, energetyce, obronności i odporności na dezinformację.
Bo rosyjskie „dziel i rządź” działa tylko wtedy, gdy my – Polacy, Ukraińcy, Litwini, Białorusini, Słowacy, Węgrzy czy Rumuni – na to pozwalamy.
Zgoda buduje, niezgoda rujnuje, a dobrymi chęciami, jak mawiał św. Bernard z Clairvaux, jest piekło wybrukowane.
Mariusz Patey