back to top
More

    Wywiad z Jean-Frederic’em Poissonem

    Strona głównaPolitykaWywiad z Jean-Frederic'em Poissonem

    Polecamy w dziale

    Inwazja Izraela na Liban

    Wojska Izraela przekroczyły południową granicę Libanu, aby przeprowadzić "ograniczoną operację wojskową". Jej celem jest zlikwidowanie infrastruktury Hezbollahu, stale atakującego północny Izrael. Po wypełnieniu celu, mają się wycofać.

    Hassan Nasrallah nie żyje

    27.09 w wyniku izraelskiego nalotu bombowego zginął Hassan Nasrallah, nieuchwytny przywódca szyickiego Hezbollahu, ostatni na liście zabitych przez Izrael dowódców tej terrorystycznej organizacji. Czy to oznacza wstęp do wkroczenia wojsk Izraela do Libanu?

    Atak Izraela na Liban

    Niemal 600 osób zabitych i 2000 rannych, w tym kobiety i dzieci – oto ponury bilans nalotów izraelskiego lotnictwa na południowy Liban. Straty po stronie izraelskiej to kilku lekko rannych w wyniku ostrzału rakietowego Hezbollahu na północny Izrael.

    Atak Izraela na Hezbollah

    Mosad wysłał wiadomość do 5 tysięcy pagerów Hezbollahu. Ci, którzy wyjęli je z kieszeni i unieśli do oczu, niczego już więcej nie zobaczą. Ci, którzy ich nie wyjęli, mają oderwane kończyny i genitalia. 10% ludzi Hezbollahu zostało okaleczonych.
    Rozmowa Mariusza Patey i Moniki Obrębskiej z Jean-Frédéric'em Poissonem (konserwatywnym politykiem, prezesem partii VIA, Francja).

    M.PATEY: Proszę powiedzieć  kilka słów o sobie. Jak to się stało, że stał się Pan politykiem?

     JEAN-FRÉDÉRIC POISSON: Jestem z wykształcenia filozofem. Doktorat z filozofii uzyskałem na Uniwersytecie w Sorbonie. Jeszcze  jako student interesowałem się zarówno zagadnieniami filozoficznymi, jak i związanymi z biologią, naukami przyrodniczymi i polityką. Kilka lat później, kiedy podjąłem pracę zarobkową  w korporacji i zostałem kierownikiem  ds. zasobów ludzkich, poznałem panią Christine Boutin, która była posłanką do parlamentu i ministrem w rządzie Francji. W tym czasie, a było to trzydzieści lat temu, zajmowała się ona pracami w dziedzinie bioetyki. Walczyła w obronie statusu embrionu ludzkiego. Wówczas absolutnie nie miałem zamiaru w jakikolwiek sposób zajmować się polityką, ale pewnego dnia, będąc na konferencji, usłyszałem, jak Pani Boutin opowiada z przekonaniem  o swej misji ratowania życia ludzkiego. Podszedłem do niej, proponując pomoc w pracach nad zagadnieniami bioetyki. Odpowiedziała mi natychmiast: „To wspaniale, popracujmy jakiś czas razem”. Ten „jakiś czas” trwał  wiele lat, a ja zostałem w polityce, bo uznałem, że walka o przestrzeganie reguł w dziedzinie bioetyki i walka o ochronę ludzkiego życia są słuszne. Zaangażowałem się więc 30 lat temu we współpracę z Panią Boutin, aby pracować nad zagadnieniami związanymi z godnością człowieka, pojęciem człowieczeństwa i  w obronie ludzkiego życia. Wytrwałem w tym wyborze, choć była to szkoła cierpliwości i pokory. W końcu znalazłem to, czego szukałem od dawna, tj. sposobu obrony wizji godności człowieka. Pragnę próbować polepszać los moich rodaków, oraz bronić mój kraj, bo to się dla mnie liczy. Ponadto jestem autorem kilku książek o tematyce bioetycznej. Dużo pracowałem też nad islamem, na temat którego wydałem dwie książki. Byłem przewodniczącym Komisji Śledczej Zgromadzenia Narodowego, która opracowała raport o działalności Daesh. Jestem myśliwym i brydżystą tak jak wielu Polaków. Wiem, że Polacy są doskonałymi brydżystami. Jestem członkiem zespołu rugby francuskiego parlamentu. Przewodniczę  organizacji VIA – la Voie du Peuple, która jest partią konserwatywno-socjalną, inspirującą się wartościami chrześcijańskimi. (2:39)

    M.PATEY: Jaką misję chce Pan wypełnić, aby służyć swojemu krajowi?

    JEAN-FRÉDÉRIC POISSON:  

    Chciałbym, aby moi współobywatele zrozumieli dwie ważne rzeczy, że:

    – nie można żyć szczęśliwie, jeśli zapomni się o swoim dziedzictwie. A dziedzictwo Francji jest chrześcijańskie

    – nie można żyć szczęśliwie, jeśli nie wypełnia się obowiązków, które ludzie powinni  wykonywać. Żyjemy dzisiaj w państwie, które zapomniało o inspiracji chrześcijańskiej, będącej początkiem jego historii i kultury, w państwie, które pozwala osiedlać się u siebie ludziom chcącym zastąpić naszą cywilizację cywilizacją islamską. A wielu z nich   przynajmniej ma  taką nadzieję. Francuzi są tym zirytowani, ale nie bardzo wiedzą, jak jak rozwiązać ten problem, i są w tej chwili trochę zrezygnowani. Mamy to nieszczęście, że  Prezydentem Republiki Francuskiej jest człowiek autorytarny, który centralizuje całą władzę, człowiek, który nie pozwala Francuzom wypełniać ich obowiązków, nie daje im wolności, koniecznej do samodzielnego dbania o swoje  życie. Gdybym miał w życiu osiągnąć tylko dwie rzeczy, to pierwszą z nich byłoby uświadomienie Francuzom, że są spadkobiercami tradycji, którą mają obowiązek przekazać przyszłym pokoleniom, a drugą byłoby, że muszą się wziąć w garść, muszą przejąć kontrolę nad swoim życiem tak, aby osiągnąć sukces w tym przekazywaniu naszej chrześcijańskiej tradycji. Gdyby moja działalność polityczna mogła przyczynić się do  wzrostu tej świadomości, do tego przebudzenia, to byłbym naprawdę szczęśliwy.

    M.PATEY: Jak czujesz się jako lider partii prawicowej, która jest uważana za skrajną?

    JEAN-FRÉDÉRIC POISSON: Jest mi bardzo trudno odpowiedzieć na Pana pytanie, bo nie wiem, co to jest skrajna prawica… 

     Sytuacja we Francji, ale nie tylko we Francji, jest taka, że ​​pozwalamy lewicy określać treść różnych kategorii politycznych. I faktycznie żyjemy pod presją  klasyfikacji, która jest klasyfikacją lewicy. Innymi słowy: wszystko, co nie jest w lewicowe, jest określane jako skrajnie prawicowe. To trochę tak jak marksiści, którzy uważają wszystko, co nie jest marksistowskie, za reakcyjne. To ten sam rodzaj kategorii. Jeśli rzeczywiście skrajna prawica w jakiś sposób oznacza nazistowską, dyktatorską, totalitarną, rasistowską, ksenofobiczną, to nie, nie mamy nic wspólnego ze skrajną prawicą. Ponadto w statucie partii, której mam zaszczyt przewodniczyć od 8 lat, jest napisane, że pierwszą zasadą i pierwszą wartością jest dla nas poszanowanie godności każdej osoby ludzkiej od poczęcia do naturalnej śmierci. Jest też zapisane zobowiązanie dążenia do poprawy warunków życia wszystkich ludzi bez względu na ich zdrowie, religię, klasę społeczną i styl życia. To motywuje nas do angażowania się do walki politycznej. Rozumiem, skąd te manipulacje. Modelem lewicy jest społeczeństwo wielokulturowe. To Kosowo, czyli  piękna historia, w której ostatecznie różne grupy etniczne o różnych religiach żyją sobie szczęśliwie jak dzieci, ponieważ według lewicy przeznaczeniem ludzkości jest wspólne pokojowe istnienie, ignorujące wszelkie różnice. Chciałbym, żeby tak było. Ale to oderwana  od rzeczywistości utopia … Gdy uznam, że istnienie mojego  kraju jest zagrożone, kiedy zobaczę, że bardzo wielu Francuzów ma poczucie, iż są stopniowo wywłaszczani ze swojego stylu życia, ze swoich tradycji, ze swojej kultury, a czasem nawet i z języka, to wówczas, no cóż, będę musiał bronić tego wszystkiego, co otrzymaliśmy od naszych przodków, a o co oni walczyli. Natomiast Lewica uważa, że ​​jest to postawa skrajnie prawicowa. No to niech tak będzie. Osobiście uważam, że obrona dziedzictwa kulturowego, tradycji, sposobu życia, to po prostu obrona ludzi i  ich codziennego  życia. Uważam, że jest to obowiązek partii politycznej.  Nie ma więc znaczenia dla mnie, co inni o nas mówią.  To nie przeszkodzi nam w dalszej obronie tego, czego bronimy. Dodam i na tym zakończę, że coraz więcej Francuzów uważa, że ​​musimy tego bronić. Nie wiem, czy zamierza Pan w dalszej części naszego wywiadu zadać pytanie dotyczące francuskich wyborów prezydenckich, które odbędą się w kwietniu 2022 r., ale popularność Erica Zemmoura, widoczna w sondażach,  jest z tym związana. Wielu Francuzów uważa, że ​​w końcu ktoś mówi o tym, o czym oni myślą: o tym strachu, którego wielu Francuzów doświadcza na co dzień. Sądzę, że jest to bardzo pouczające dla lewicowych  intelektualistów, którzy nadal patrzą na świat przez różowe okulary – świat,w którym wystarczyłoby postawić ludzi różnych kultur, o różnych potrzebach, różnych czasem sprzecznych  celach  w jakimś neutralnym środowisku prawnym, aby wygasły wszelkie konflikty i  wszystko było  dobrze. To iluzja. I  trzeba tę niebezpieczną iluzję  politycznie zakwestionować.

    M.PATEY: Czy wartości etyczne nadal liczą się w polityce?

    JEAN-FRÉDÉRIC POISSON:  Mam taką nadzieję. Chciałbym w to wierzyć. Mam ten sam pogląd, co Pan. Myślę, że politykom brakuje  odwagi, przenikliwości, a w końcu kultury. Zauważam, że wśród wielu kwestii stojących przed naszą zachodnią cywilizacją (a włączam Polskę, jeśli Pan pozwoli, do naszej zachodniej cywilizacji) jest jedno fundamentalne pytanie: w jaki sposób będziemy w stanie stawić opór wobec potrójnego ataku. Po pierwsze ataku islamu, który pojawił się tu w Europie także w swej  wojującej wersji, ponieważ taką ma   niestety naturę, a po drugie ataku materializmu chińskiego, którego nic nie reguluje i który jest gotowy na wszystko. I po trzecie wreszcie: materializmu amerykańskiego, który jest tylko trochę bardziej uregulowany. Tak sądzę, obserwując to wzmożenie amerykańskich środowisk liberalno-lewicowych, tę wzbierającą niszczącą falę. A w każdym razie jest nie mniej dominujący niż materializm chiński. Różnica polega jedynie na tym, że Amerykanie są naszymi sojusznikami, a Chińczycy nie. A Europa jest w środku tego wszystkiego. Świat zachodni jest w środku tego wszystkiego i między tymi siłami. Znajdujemy się w sytuacji, w której musimy potwierdzić z całą mocą, kim jesteśmy, potwierdzić fakt, że Europa jest miejscem, w którym Historia pozwoliła wyłonić się tej szczególnej koncepcji osoby ludzkiej, obdarzonej indywidualną godnością, na której zbudowane są społeczeństwa. Z grubsza – koncepcja społeczeństwa, w którym Bóg jest z Człowiekiem, podczas gdy w materializmie mamy koncepcję Człowieka bez Boga, jak to jest w przypadku materializmu chińskiego i amerykańskiego, albo koncepcję Boga bez Człowieka, jak w islamie. 

    Znajdujemy się w równowadze chwiejnej, którą należy umocnić . Jestem, jak wszyscy chrześcijanie, z definicji świeckim, więc nie twierdzę, że społeczeństwa powinny oddawać się modlitwie i  nawracaniu.  Nie o to chodzi. Chodzi o odnalezienie tego, co w naszym zachodnim dziedzictwie pozwoli nam po prostu oprzeć się tym  wpływom  materializmu i islamu, które  toczą dziś z nami wojnę. Dlatego politycy podzielający nasze ideały powinni  zdać sobie sprawę, że prowadzona jest z nami walka. Obrona naszego kulturowego stanu posiadania, musi także dotyczyć obrony  zasobów materialnych.

    Nasi francuscy politycy nie powinni pozwalać na  wyprzedaż  naszych aktywów wytwórczych na przykład  amerykańskim funduszom inwestycyjnym. Niech przeciwstawią się niekontrolowanym wzmagającym się  przepływom  migracyjnym z półkuli południowej, Afryki i Bliskiego Wschodu. Chciałbym, abyśmy  byli o wiele bardziej czujni i asertywni  w kwestii rozrastania się  chińskich interesów i chińskich  wpływów w Europie. Niestety, nasi politycy są bierni i nie odpowiadają na te wyzwania, ponieważ brakuje im  zmysłu obywatelskiego i odwagi, nie rozumieją  specyfiki naszych przeciwników. 

    Myślę, że normy  etyczne, o których wspominał Pan wcześniej, ulegają erozji, bo oczywiście – jeśli brakuje nam odwagi i dalekowzroczności, to  jak możemy wziąć na siebie jakąkolwiek odpowiedzialność? Na koniec trzeba powiedzieć, że mamy do czynienia z niemal mechanicznym szerzeniem się przemocy, która zalewa wiele społeczeństw europejskich i nieeuropejskich. Rozwiązaniem tego problemu jest  edukacja,  zwiększenie wymagań wobec treści, które przekazujemy przyszłym pokoleniom, czego uczymy nasze dzieci, a którą powinniśmy zacząć od siebie. I nikt do tej pory, w każdym razie ani we francuskiej klasie politycznej, ani w obecnym rządzie, w pełni nie zdaje sobie z tego sprawy. Tak więc rzeczywiście z powodu braku odwagi, braku przenikliwości, braku kultury, braku szacunku,  rozpada się nasz fundament wartości. Jeszcze nie wszystko jest stracone, ale musimy zrozumieć zagrożenia  i stanąć na nogi. Nadal  możliwa jest wygrana.

    M.OBREBSKA: Czy nie ogłosił Pan zbyt wcześnie, że zamierza wycofać swoją kandydaturę na rzecz Erica Zemmoura?

    JEAN-FRÉDÉRIC POISSON:  To bardzo dobre pytanie o  taktykę. Moje stanowisko jest zasadnicze. Rozumiem, że wątpliwości wzbudziła moja wypowiedź odnosząca się do warunków, na jakich wycofam moją kandydaturę w przypadku  wzrostu szans dla kandydatury Erica Zemmoura.  Po pierwsze – konieczne byłoby, aby zwrócił on większą uwagę na ułomności, na które cierpi społeczeństwo francuskie, a są one bardzo liczne, niezmiernie liczne. Nasz kraj znajduje się  w fatalnej sytuacji. Po  drugie – musiałby zgodzić się promować, w pewien sposób wziąć na swoje barki utworzenie koalicji wyborczej, sojuszu wyborczego konserwatystów, na co czekamy od dawna i nad czym próbowaliśmy pracować do tej pory bezskutecznie. Wyraziłem tu dwa życzenia, których spełnienia w pełni oczekuję, podobnie jak jasnych odpowiedzi z jego strony. Jeśli tak się stanie, to wówczas dotrzymam zobowiązania. Zawsze dotrzymywałem swoich obietnic. Jeśli kandydat w wyborach prezydenckich ma projekt podobny do mojego i wiem, że jest w lepszej pozycji, aby wygrać, to dlaczego miałbym się zachowywać tak, jakby go nie było? Tak więc w najlepszym interesie naszego kraju wycofam moją kandydaturę. W ten sposób zapewnię większą szansę na wygraną kandydatowi, a więc projektowi wyborczemu, który wspólnie proponujemy.

    M.PATEY: scentralizowana Unia Europejska (federacja) czy związek suwerennych państw?

    JEAN-FRÉDÉRIC POISSON:  Jestem przekonany, że obecny model europejski nie działa. 

    Nie trzeba mieć wyższych studiów uniwersyteckich, aby dojść do takiego wniosku. Zresztą wydaje mi się, że wiele środowisk wśród  narodów Europy podziela to przekonanie. Unia Europejska nie działa z powodu, który, jak sądzę, dość łatwo zauważyć, a mianowicie, że stopniowo wpadliśmy w system polityczny, który sprawił, że straciliśmy z oczu pierwotny cel: pokój i dobrobyt, czyli wymiana surowców, „porozumienie węgla i stali” pierwszych  sześciu  krajów Unii Europejskiej prawie 70 lat temu. Obejmowało to także zobowiązanie, by nie toczyć ze sobą wojen. Było to  rozsądne, mądre, pasujące do naszej sytuacji podejście. Stopniowo przesunęliśmy się w kierunku systemu, w którym chcieliśmy stworzyć jednolity rynek, potem wspólną walutę, potem wspólne instytucje, wspólne prawo, a potem wszystko wspólne, zapominając, że choć oczywiście istnieje wspólna cywilizacja łącząca  kraje  Europy, i to bardzo stara cywilizacja,  jest też wiele różnic. Polacy i Portugalczycy są Europejczykami i oba kraje są chrześcijańskie, ale czy mają taki sam stosunek do świata? Czy słowiańscy książęta z jednej strony, a z drugiej strony włoscy dożowie ze śródziemnomorskiego południa mają ten sam stosunek do życia, do świata? Oczywiście, że nie. Musieliśmy więc znaleźć sposób, aby uszanować tę różnorodność, pozwalając jednocześnie tym krajom na wolny handel, na swobodne  podróżowanie. Wszystko to można było osiągnąć dzięki umowom międzynarodowym między niezależnymi krajami, przy zachowaniu indywidualnej suwerenności  i niezależności. Uważam, że model, w którym pozwalamy państwom zachować niezależność, a jednocześnie bardzo silnie zachęcamy do zawierania umów o współpracy handlowej, umów o warunkach inwestowania, umów gwarantujących swobodę przemieszczania się obywateli, jest jak najbardziej racjonalny i lepszy niż centralizowanie, dublowanie kompetencji państw członkowskich przez biurokrację UE. Ten zwrot ku korzeniom jest możliwy. Będziemy musieli zrobić bardzo duży krok wstecz w porównaniu z obecnym stanem instytucji unijnych, ale jest to niezbędne. Nie widzę innej drogi, by zapewnić narodom  Europy prosperity. Rodzą się tu dwa pytania. Pierwsze dotyczy znaczenia wspólnej waluty i jestem jednym z tych, którzy poważnie zastanawiają się, czy powinniśmy utrzymać tę wspólną walutę, czy też nie powinniśmy na nowo wymyślić walut narodowych obok waluty euro, która stałaby się wspólną walutą gwarantującą w pewien sposób stabilność handlu, ale pozostawiając każdemu państwu możliwość prowadzenia  własnej polityki pieniężnej. 

    Z drugiej strony, uważam, że należy położyć  kres Parlamentowi Europejskiemu, który jest bezużyteczny oraz  Komisji Europejskiej, która też  jest bezużyteczna. Pozwólmy państwom współpracować ze sobą w ramach traktatów handlowych, tak to robiono od bardzo dawna, od wieków. Nie ma powodu, aby dzisiejszy świat miał nas  przed tym powstrzymywać. Tak więc wierzę, że współpraca między państwami, które by się ponownie usamodzielniły w wielu dziedzinach, jest całkiem możliwa. Po prostu trzeba umieścić  współpracę  europejską  na właściwym miejscu. Wiem, że trwa dziś  bardzo ożywiona debata o przyszłości UE, zwłaszcza u  Was, w Polsce. Przy okazji  przekazuję wyrazy uznania polskiemu rządowi za jego decyzję z zeszłego tygodnia. Myślę, że musimy powiedzieć instytucjom europejskim: nie macie żadnego prawa ingerować w narodowe sprawy państw. Zajmujcie się tym, aby dobrze zorganizować wzajemną współpracę między państwami, ale nie naszym codziennym życiem, bo to nie wasza sprawa. W tym kierunku należy przeprowadzić naprawdę dogłębną reformę. 

    M.PATEY: Relacje francusko-polskie są całkiem dobre, ale są dwa obszary (wartości europejskie, aborcja, definicja małżeństwa i imigracja), w których porozumienie między Francją a Polską wydaje się być bardziej problematyczne. Wiemy, że VIA, wasza partia, podziela nasze przekonania w tych sprawach. Ale czy planuje wspierać różnorodne podejście  państw  członkowskich  UE w tym obszarze? Czy państwa członkowskie mają prawo do autonomii w podejmowaniu decyzji w swoich sprawach, co samo w sobie  zapewnia uwzględnienie ich specyfiki związanej z ich doświadczeniami  historycznymi?

     JEAN-FRÉDÉRIC POISSON: Podzielamy tę wizję Europy, ale by ją zrealizować, musielibyśmy dojść do władzy. Musielibyśmy wygrać wybory. Gdy je wygramy, będziemy mogli prowadzić skuteczną politykę, która będzie szła w tym  kierunku. Niestety, myślę, że większość francuskich polityków jest tak zaślepiona Unią Europejską, tyle im wmówiono, tak bardzo wierzyli, a że są leniwi, to wierzą, że taka wizja Europy promowana przez lewicę  jest jedynym możliwym sposobem istnienia dla Francji, więc robią dokładnie to, o co biurokraci UE  ich proszą. To jest nie do zniesienia. Nawet nie rozumiem, jak to jest możliwe? Mam dużą sympatię do krajów należących do Grupy Wyszehradzkiej, które regularnie uświadamiają Brukseli, że czują się panami w swoich domach i nie muszą bez przerwy ulegać dyktatom Komisji Europejskiej. W pełni podzielam ten punkt widzenia. Myślę, że trzeba będzie, i mówię to absolutnie poważnie, naprawdę radykalnie zmienić polityków we Francji tak, aby francuska klasa polityczna po prostu zaakceptowała ideę suwerenności narodów. Nie jest to całkowicie obce naszej tradycji, ponieważ we francuskiej Deklaracji Praw Człowieka napisane jest wyraźnie, że suwerenność należy przede wszystkim do Ludu. Tylko tyle  i aż tyle. Tylko narody są suwerenne. Kiedy naród polski czy naród węgierski uznają, że ​​nie chcą zalegalizowania aborcji, że nie chcą przepływów migracyjnych, że małżeństwa osób tej samej płci im nie odpowiadają, że propaganda homoseksualna w szkole im nie pasuje, to mają prawo o tym decydować. I tylko oni mają prawo o tym decydować. A Unia Europejska  nie powinna absolutnie  pozwalać sobie  na zakazywanie robienia czegokolwiek, co zmuszałoby te kraje, te narody do podejmowania decyzji lub pójścia w kierunku, którego nie chcą. Taka jest moja koncepcja Europy, niezbyt szeroko podzielana przez francuską klasę polityczną, ale  zauważam, że Francuzi, w przeciwieństwie do swoich przedstawicieli, zaczynają rozumieć, iż Europa, którą im elity polityczne sprzedają, nie jest prawdziwą Europą. Zaczynają się irytować tego rodzaju niemal systematyczną ingerencją Europy w ich codzienne życie. Mamy inne problemy z Europą niż wy, ale   inne kraje europejskie także zaczynają wyrażać swoje zaniepokojenie działalnością biurokratów unijnych. Może to być np. limit objętości w litrach wody do spłukiwania WC, wielkość pomidorów, ilość grzybów  na cm2, skórki sera pleśniowego, nie wspominając np. o kontrolach sanitarnych, które już niedługo zabronią nam w ogóle spożywania serów niepasteryzowanego mleka i innych dziwacznych rzeczach. Przeszkadza nam wiele dyrektyw, może trochę mniej ważnych niż te, które was dotyczą, ale  są one dla nas nie mniej istotne. Podsumowując, uważam że rzeczywiście mamy obowiązek powstrzymania biurokracji europejskiej i wspierających ją polityków  w tych kwestiach. Naprawdę konieczne jest, aby narody, jeśli chcą być u siebie i czuć się  wolne, wybierały  rządy, które sprowadzą Europę na właściwe miejsce, którego powinna się trzymać. Tak jak zrobiliście to wy w Polsce, tak jak zrobili to Węgrzy, jak zrobili Słowacy, jak zrobili to przez chwilę Austriacy. Mam nadzieję, że Francuzi przygotowują się do tego, żeby wybrać rząd, który przywróci ideę Europy na właściwy tor, tzn. wybiorą taki rząd, który zadba, by Europa była przestrzenią współpracy międzynarodowej, ale niczym więcej. 

    Nie potrzebujemy Europy ani europejskich sądów, aby przypominały Francuzom, czym są prawa człowieka, jak chronić ludzi i jak zapewnić sprawiedliwość w moim kraju. Sprawiedliwość we Francji istnieje znacznie dłużej, niż istnieje Unia Europejska, a Francja nie jest jedynym krajem w Europie, w którym tradycje demokratyczne są długie. 

    M.PATEY: Kolejnym punktem spornym między Polską a UE jest obszar imigracji.

    Co mógłby Pan doradzić władzom Polski i Litwy? O czym ostrzegać w kontekście nielegalnej migracji?

     JEAN-FRÉDÉRIC POISSON: Jest mi bardzo niezręcznie doradzać przywódcom kraju, w którym nie mieszkam. Tu muszę być ostrożny. Moja odpowiedź będzie opierała się na doświadczeniu Francji w tej dziedzinie. Nie można akceptować nielegalnych  imigrantów. Nie wolno ich akceptować. W przesłanych do mnie pytaniach podaje Pan na pierwszym miejscu powód etyczny, następnie słusznie zauważa Pan, że Polska nie ma kolonialnej przeszłości, nie ma więc żadnych szczególnych obowiązków w stosunku do populacji migrantów. Ale ja osobiście wcale nie uważam, że fakt, iż my, Francuzi, mamy kolonialną przeszłość, nakłada na nas jakiekolwiek zobowiązania w stosunku do migrantów. Nie zgadzam się z tym. Mogę zrozumieć, że mamy obowiązek pomagać krajowi, z którego oni pochodzą, ale nie migrantom. Gdy obserwuję, w jaki sposób wielu z tych migrantów żyje w moim kraju, w warunkach niegodnych, w warunkach, w których nikt z nas nie zgodziłby się spędzić ani jednego dnia, to myślę, że fakt ich przyjęcia do naszego kraju nie jest dobrym rozwiązaniem ani na poziomie etycznym, ani politycznym. Moim pierwszym odruchem jest doradzenie wam: odmówcie tym migrantom wjazdu do Polski. Chyba że sami Polacy uznają, iż z takiego czy innego powodu: ekonomicznego, kulturowego chcą ich do siebie przyjąć.Mogą istnieć pewne sytuacje, w których przyjmuje się migrantów. Był okres w XX wieku, kiedy migracja była zjawiskiem niezwykle powszechnym. Na pewno była trochę mniej powszechna w krajach, które ze względów oczywistych znajdowały się w sferze wpływów i władzy Związku Sowieckiego z powodów, które bardzo dobrze rozumiemy. Ale w każdym razie tak było w Europie Zachodniej. Ten okres się skończył. Szczególnie społeczeństwa europejskie, ale nie tylko, nie są w stanie obecnie przyjąć wielkiej masy ludzi z innych krajów na akceptowalnych  warunkach. Dodam, że jest jeszcze jeden powód, który musi skłaniać Polaków do nadzwyczajnej ostrożności w tej kwestii, o ile dobrze rozumiem sposób, w jaki stawia Pan swoje pytanie. Jednym z powodów, a jeszcze przez chwilę wrócę do przypadku Francji, jednym z powodów, dla których nie możemy dłużej zaakceptować tej migracji, jest to  (napisałem nawet książkę na ten temat), że niektóre  państwa muzułmańskie zdecydowały się, co może być trudne do uwierzenia, realizować  strategię podboju Europy przez eksport islamu, aby ostatecznie wprowadzić  prawo szariatu  także w Europie. Dokumenty, do których dotarłem, są  dokumentami oficjalnymi, przyjętymi 21 lat temu przez wszystkie państwa muzułmańskie uczestniczące w konferencji w Doha. To jest fakt powszechnie znany. Komentowałem to w mediach, napisałem o tym książkę. Nadmierna imigracja stała się więc dla nas nie do zaakceptowania nie tylko z powodów ekonomicznych, społecznych i etycznych, ale także, a może głównie, z powodów politycznych – obrony naszej suwerenności i tożsamości, ponieważ niesie za sobą osłabienie dziedzictwa naszej cywilizacji. To nie jest oczywiście  wina  ludzi, którzy do nas przyjeżdżają. Nie twierdzę, że wszyscy przybysze realizują jakiś plan powstały w Doha. Mówię po prostu, że mogą ostatecznie stanowić zagrożenie, będąc podatnymi na manipulację  ze strony  obcych państw i organizacji,  które nie życzą Francji dobrze.  Ze sposobu, w jaki formułuje Pan swoje pytanie rozumiem, że zdaje się Pan obawiać próby infiltracji w szczególności ze strony migrantów wysyłanych z Białorusi. Innymi słowy – instalacji w Polsce zwolenników reżimu moskiewskiego, który ostatecznie osłabiłby Polskę. A nieco żartując: obiecałem sobie, że nigdy nie będę rozmawiał z Polakami o dwóch rzeczach – o  narodowości Fryderyka Chopina i o stosunkach Polski z Moskwą. Ale dziś  zrobię wyjątek: nie będziemy wprawdzie rozmawiać o Chopinie, ale porozmawiamy o Moskwie. 

    M.PATEY: Francja w cieniu W. Putina

    Kreml pod rządami W. Putina w latach 1998-2004 dopuszczał się masowych zbrodni:

    – na narodzie czeczeńskim: zostało zamordowanych według różnych szacunków do 100 000 obywateli,

    – kilkuset cywilów ucierpiało podczas inwazji na Gruzję,

    – 10 000 osób zginęło w wojnie hybrydowej przeciwko Ukrainie,

    Czy politycy francuscy mogą  publicznie bronić takiej osoby i utrzymywać z nią bliskie stosunki, ze szkodą dla innych krajów Europy Wschodniej?

    JEAN-FRÉDÉRIC POISSON: Zauważam od zawsze, kiedy rozmawiam z polskimi przyjaciółmi, że Rosja jest niezwykle trudnym tematem do dyskusji z powodów historycznych, które oczywiście wszyscy rozumiemy. My we Francji nie mamy dokładnie takiej samej jak wy wizji ewolucji Rosji. Jeśli przyjmiemy, że we Francji i ogólnie w Europie Zachodniej nie mieliśmy takich doświadczeń jak wy, to nasuwa się  wniosek, że nadal potencjalnie postrzegamy Rosję jako możliwego sojusznika. W każdym razie nasze doświadczenia były o wiele mniej bolesne i znacznie mniej bezpośrednie niż te, które wy mieliście w Polsce zarówno z Rosją, jak i ze Związkiem Radzieckim. Tak, to co mówi Pan o wojnie w Czeczenii i sprawie Ukrainy jest słuszne. Nie znałem tych liczb, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że interwencja w Czeczenii była czymś niezwykle brutalnym. Głosowałem jednak przeciwko sankcjom nałożonym na Rosję  we francuskim parlamencie. Abstrahując na chwilę od trudności, jakie Rosja ma w kontaktach z krajami bałtyckimi oraz z Polską i z Ukrainą, widzę Rosję jako partnera w walce, w którą jesteśmy zaangażowani, zwłaszcza w obliczu wojującego islamu. Widzę Rosję przede wszystkim jako część świata zachodniego, podobnie jak Polskę, która jest częścią (chyba mogę tak powiedzieć) tego, co szeroko nazywamy światem zachodnim. Po drugie uważam, że Rosja jest  w wojnie z islamem raczej naszym sprzymierzeńcem niż wrogiem. I tak my we Francji uznajemy ten aspekt polityki rosyjskiej za najważniejszy, priorytetowy. Nie oznacza to, że francuscy politycy zgadzają się ze wszystkim, co robi Władimir Putin. Co więcej, francuski parlament głosował (ja byłem przeciwny) za sankcjami przeciwko Rosji. To moim zdaniem był bardziej symboliczny gest  niż realny koszt dla W. Putina. To pytanie jest trudne. Myślę, że w dniu, w którym Francja odzyska swoją międzynarodową rangę i wpływy na arenie międzynarodowej, które do tej pory w dużej mierze straciła i o których zapomniała,  będzie jednym z nielicznych krajów, które będą potrafiły rozmawiać zarówno z Rosjanami, jak i z Polakami. Nie twierdzę, że jesteśmy w stanie pogodzić te dwa kraje. Wydaje mi się to odległe. Ale my, Francuzi, mamy doświadczenie, gdyż udało nam się unormować  stosunki z Niemcami i przyznajmy, że nie było to takie proste. Mamy pewne doświadczenie w długich sporach. Uważam, że gdyby Europa chciała być czymś więcej niż tylko tą wspaniałą  przestrzenią wspólnego handlu (o której wspomniałem wcześniej), mogłaby spróbować ułatwić dialog między Polską a Rosją. Ale, niestety, zabieramy się do tego niezręcznie, a tak naprawdę  nie potrafimy  rozmawiać  z żadną  ze stron. Sposób, w jaki UE traktuje Polskę, podobnie jak i Węgry, to skandal. Powiedziałem to w moim wystąpieniu  w zeszły piątek, i dalej się tego trzymam. I ma Pan absolutną rację, potępiając podwójne, a nawet potrójne standardy w postawach Unii Europejskiej. Pamiętam rozmowę z ambasadorem Orłowskim, który reprezentował Rosję we Francji w latach 2012 ~ 2015/16. Został on zaproszony do Zgromadzenia Narodowego na obiad z kilkunastoma parlamentarzystami, wśród których byłem i ja. Zdarzyło się to dokładnie w czasie kryzysu krymsko-donbaskiego. Powiedział nam wtedy: „Wiedzcie, że my, Rosjanie, nie zapomnieliśmy o tym, co wydarzyło się w Serbii i Kosowie. Możecie więc nie zgadzać się z nami w sprawie tego, co robimy w Donbasie i na Krymie.  Ale wziąwszy pod uwagę rzeczy, które wy zrobiliście w byłej Jugosławii, obrzydliwe, niegodne, nie macie prawa uczyć nas moralności”. Podtrzymuję mój wniosek, że niestety, Unia Europejska, pouczając wszystkich, sama powinna być nienaganna, ale nią nie jest. Kiedy pouczamy wszystkich, starajmy się pouczać  według jednakowych standardów. A tak się nie dzieje. A gdy stawiamy  się w pozycji wyższości i staramy się “pomagać”, robimy więcej szkód niż pożytku. To bardzo duża odpowiedzialność Unii Europejskiej, ale nie zwalniam z tej odpowiedzialności własnego kraju. Francja jest na tyle duża, że powinna ​​wiedzieć,  z kim może i musi utrzymywać stosunki dyplomatyczne, a w tej chwili jej dyplomacja zachowuje się pasywnie. Myślę, że moja wypowiedź na temat W. Putina jest to także i  punkt widzenia naszego kraju, który w waszych oczach może wydawać się  obroną  osoby Władimira Putina. Zresztą na tym polegają problemy w stosunkach międzynarodowych: osiągnąć porozumienie nawet z ludźmi, których decyzje lub działania mogą być kwestionowane. 

    M.PATEY : Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że możemy skupić się na tym, co łączy, zostawiając na później to, co na razie dzieli.

    Rozmowę prowadzili:

     Mariusz Patey i Monika Obrębska 

    Tłumaczenie z francuskiego: Monika Obrębska 

     

    Jean-Frédéric Poisson ur. w 1963 r., absolwent filozofii, ukończył studia m.in. na Université Paris Sorbonne. Publikował na tematy związane głównie z zagadnieniami bioetyki. Z zawodu wykładowca akademicki i przedsiębiorca. Zaangażował się w działalność polityczną na poziomie lokalnym; był zastępcą mera, a w latach 2004–2007 merem Rambouillet, a następnie pozostał  radnym tej miejscowości.

    Współtworzył Forum Socjalnych Republikanów, przemianowane później w Partię Chrześcijańsko-Demokratyczną. Wraz z tym ugrupowaniem dołączył do Unii na rzecz Ruchu Ludowego. W 2013 r. zastąpił Christine Boutin na funkcji przewodniczącego PCD[4] (w 2020 przemianowanej na VIA, la voie du peuple).

    Jean-Frédéric Poisson zastąpił na stanowisku  poselskim  Christine Boutin,  obejmując  mandat w 2007 r., gdy jego poprzedniczka  została powołana w skład rządu. Utracił go po jej zdymisjonowaniu i odmowie powrotu do parlamentu w 2009. W tym samym roku Jean-Frédéric Poisson wygrał wybory uzupełniające do Zgromadzenia Narodowego w jednym z okręgów w Yvelines, jednak w 2010 r. głosowanie to zostało unieważnione, a w wyniku kolejnego mandat w tym okręgu przejęła lewica. Jean-Frédéric Poisson wystartował po raz kolejny w wyborach w 2012 r., powracając w ich wyniku do niższej izby francuskiego parlamentu. 

    Za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Jean-Fr%C3%A9d%C3%A9ric_Poisson

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja