Ale po kolei. Nie jest celem Putina zdobycie Kijowa (już nie). Okrążają Rosjanie Kijów, okrążają i okrążyć go nie mogą. Do tego zadania – maskirowki przeznaczeni zostali młodzi chłopcy z poboru, którzy chcą tylko to przedłużone wojsko przeżyć i wrócić do domu. Do swoich dziewczyn i matek.
Prawdziwą walkę toczą rosyjskie wojska w Donbasie, gdzie już zdobyli większość obwodu ługańskiego i donieckiego, i na wybrzeżu Morza Czarnego. Broni się resztkami sił Mariupol, ale za chwilę pewnie padnie pod gruzami. Rosjanie opanują drogę lądową na Krym. Gdy dokończą podbój Donbasu w jego administracyjnych granicach (Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej), zaproponują Braciom-Ukraińcom upragniony pokój. Dla przyśpieszenia go bombardując cokolwiek.
Putin ogłosi się zwycięskim wyzwolicielem ciemiężonej ludności rosyjskiej zamieszkującej rdzennie rosyjskie terytoria. Cel minimum tej wojny zostanie przez Rosję osiągnięty.
Ile ugra Rosja przy stole rokowań? Jeśli nie włączą się Amerykanie i Anglicy i pozwolą na odegranie głównej roli Niemcom (i Francuzom), Putin zyska uznanie zdobyczy terytorialnych i tytuł Wielkiego Wodza. I powrót na europejskie salony towarzyskie i gospodarcze.
W interesie Polski jest niedopuszczenie do takiego rozwoju sytuacji. Musimy udowodnić Amerykanom naszą determinację i wolę budowy proamerykańskiego Trójmorza ABC – pomiędzy Niemcami i Rosją. Wspólnie z Ukrainą (nawet okrojoną do 500 000 km2), państwami bałtyckimi, Czechami, Słowacją, Węgrami i Rumunią, będziemy stanowić ogromny potencjał ludnościowy – 130 milionów wobec 120 milionów Rosjan.
A gospodarczo?
Już dziś nasze państwa lekko prześcignęły Rosję w wysokości PKB – 1,700 biliona USD do 1,650 biliona USD.
Pozostaje przeorganizować nasze gospodarki na współpracę i wyzwolenie się spod niemieckiej dominacji. A jest obecnie ogromna. Dopiero wtedy, przy ochronie i wsparciu Stanów Zjednoczonych, staniemy się trwałą wartością geopolityczną. Zdolną do samodzielnego funkcjonowania w sferze gospodarczej i politycznej. I naturalnie, bo we własnym interesie, sprzymierzoną z USA.
I do tej koncepcji powinniśmy przekonywać, i przekonać, prezydenta Bidena w trakcie najbliższej wizyty.
Jan A. Kowalski