Awantura do której doszło w gabinecie owalnym kilka dni temu była wydarzeniem bezprecedensowym. Starcie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zelenskiego z prezydentem USA Donaldem Trumpem i wiceprezydentem J.D. Vancem oglądały z zapartym tchem miliony ludzi na całym świecie.
Początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Delegacja ukraińska przyjechała do Waszyngtonu aby podpisać wynegocjowane porozumienie w sprawie wydobycia ukraińskich surowców przez Amerykanów. Spotkanie przebiegało w atmosferze familiarności, wzajemnego szacunku i pojednawczych gestów. Dopiero ostatnie 10 minut wypełniła ostra wymiana zdań między obiema stronami w świetle kamer i na oczach dziennikarzy. Zakończyła się wyrzuceniem Ukraińców z Białego Domu i zerwaniem rozmów dotyczących wydobycia ukraińskich surowców.
Dziś Ameryka wstrzymała wszelką pomoc militarną dla Ukrainy. Nie tylko dostawy sprzętu wojskowego, ale również danych wywiadowczych, bez których obrona Ukrainy przed Rosją będzie niezwykle trudna.
Jak do tego doszło? Prezydentowi Ukrainy ewidentnie puściły nerwy. Zapomniał gdzie jest, z kim rozmawia i jaka jest stawka tego spotkania. Dał się ponieść emocjom i ostro zareagował na słowa wiceprezydenta Vance’a mówiącego o dyplomacji, która ma być kluczem do zakończenia konfliktu.
Zwrócił się do niego nie używając oficjalnej tytulatury i zaczął krytykować prezydenta Trumpa za to, że ten nie zmienił sytuacji na Ukrainie, nie zatrzymał Putina i nie odzyskał okupowanych przez Rosję terytoriów podczas swojej pierwszej kadencji.
To rozsierdziło Trumpa, który uznał te słowa za przejaw roszczeniowości i braku szacunku. Jeszcze bardziej rozwścieczyło go sugerowanie przez Zełenskiego, że w przyszłości Stany Zjednoczone również mogą być zagrożone przez Rosję. Zełenski próbował w ten sposób przedstawić Ukrainę jako bastion broniący Zachodu przed agresywnym, rosyjskim imperium.
Argumenty skuteczne w rozmowach z Europejczykami, zwłaszcza tymi ze wschodu, okazały się jednak całkowicie nietrafione w przypadku Amerykanów, którzy nie tylko nie czują się zagrożeni, ale wręcz reagują alergicznie na wszelkie próby straszenia. Trump, który w tym momencie przeszedł do kontrofensywy, uciszył Zełenskiego i powiedział mu znamienne słowa: nie masz żadnych kart, igrasz z III wojną światową.
Zełenski próbował odpowiedzieć, że nie gra w karty, ale Trump go zagłuszył, powtarzając słowa Vance’a w jak fatalnej sytuacji znajduje się Ukraina, której brakuje żołnierzy. Dodał, że broni się wyłącznie dzięki wsparciu Amerykanów, bez których padłaby w ciągu 3 tygodni. Na to Zełenski niedwuznacznie zasugerował wpływ rosyjskiej propagandy na percepcję prezydenta USA.
Na tym spotkanie się zakończyło, ale był to dopiero początek złych wiadomości. Na przestrzeni zaledwie kilku dni Amerykanie zawiesili pomoc militarną i wojskową dla Ukrainy, zmuszając Zełeńskiego do pokajania się. Znalazł się on tym samym w pozycji nie do pozazdroszczenia. Jeśli się ugnie, straci twarz i jednocześnie obciąży Ukrainę niemal kolonialną zależnością. Jeśli pozostanie przy swoim ukraińska, obrona pozbawiona amerykańskiego wsparcia może w ciągu kilku miesięcy się załamać.
Ostatnie wypowiedzi Wołodymyra Zełenskiego sugerują, że wybierze tę pierwszą opcję. Jednak warunki, które przyjdzie mu zaakceptować, będą prawdopodobnie jeszcze gorsze niż te początkowo wynegocjowane. Vance publicznie zadeklarował gotowość do rozmów z Ukraińcami, jeśli Zełenski zaakceptuje plan pokojowy Trumpa. Czy jednak plan ten rzeczywiście jest planem pokojowym? Może przecież okazać się jedynie planem na chwilowe zawieszenie broni, którego konsekwencje dotkną następców Trumpa, ale przede wszystkim miliony mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej?
Patryk Patey