More

    Wywiad z Arkadiuszem Chiniewiczem ps. „AC” – polskim ochotnikiem walczącym na Ukrainie

    Strona głównaABCWywiad z Arkadiuszem Chiniewiczem ps. „AC” - polskim ochotnikiem walczącym na Ukrainie

    Polecamy w dziale

    Polsko-ukraiński konflikt o pamięć (2)

    Mimo wydarzeń 1943–1944, w kręgach AK i WiN istniało przekonanie o konieczności szukania porozumienia. WiN-AK i UPA podjęły próby współpracy, gdy było już jasne, że wspólnym wrogiem są władze komunistyczne i NKWD. Pamiętajmy o własnych bohaterach i ofiarach, i na to samo pozwólmy Ukraińcom.

    Polsko-ukraiński konflikt o pamięć 1942–1946.

    Konflikt polsko-ukraiński w latach 1942–46 był dramatycznym zjawiskiem, w którym rywalizacja o granice etniczne doprowadziła do masowych zbrodni na ludności cywilnej. W polskiej pamięci historycznej dominują ofiary ludobójstwa na Wołyniu. Pomijane są polskie ataki na cywilną ludność ukraińską.

    Koncert Maksa Korża w Warszawie – fakty, konteksty, dezinformacja

    Rapera Maksa Korża, na którego koncercie pojawiła się flaga banderowska, słuchają głównie Białorusini, ale też Ukraińcy, Rosjanie, Kazachowie, Litwini, Mołdawianie, Gruzini, a nawet Bułgarzy. Nie obciążajmy incydentem tylko Ukraińców i pamiętajmy, że Maks Korż może bez przeszkód koncertować w Rosji

    Walka o Mołdawię

    Mołdawska Centralna Komisja Wyborcza podjęła decyzję o niedopuszczeniu do wyborów prorosyjskiej koalicji Zwycięstwo. Na jej czele stoi skorumpowany oligarcha Ilan Sor, skazany prawomocnym wyrokiem sądu na 15 lat pozbawienia wolności za wielomilionowe malwersacje finansowe.
    Podczas pierwszej misji kolega z oddziału, który osłaniał drogę odwrotu, został ranny. Rosjanie dobili go strzałem w tył głowy, ucięli obie ręce, rozcięli brzuch i napakowali do środka materiałów wybuchowych. Nie mieliśmy szans zabrać jego ciała. To była makabryczna pułapka. Ludzie tak nie robią.

    „Prawdziwy żołnierz walczy nie dlatego, że nienawidzi tego, co przed nim, ale dlatego, że kocha to, co za nim”

    G.K. Chesterton

    I. Przed wojną i droga na front

    Mariusz Patey: Czym zajmował się Pan przed wojną? Jak formowały się Pana poglądy, które doprowadziły do decyzji o wyjeździe na Ukrainę, by pomagać tym, którzy stawiają czoła rosyjskiemu ekspresjonizmowi, zamiast szukać sensacji jak niektórzy dziennikarze?

    Arkadiusz Chiniewicz:  Od 2004 do 2017 r mieszkałem w Wlk. Brytanii. Pracowałem jako operator wózków widłowych. Po powrocie zajmowałem się montażem okien, drzwi, bram garażowych, czyli branża usług. 

    Odkąd pamiętam zawsze byłem radykalnie prawicowy, fascynował mnie przedwojenny ONR, NSZ a także czytałem prace Romana Dmowskiego. Po powrocie z Anglii w 2017 r. do czasu utworzenia Konfederacji byłem sympatykiem Ruchu Narodowego. Odszedłem z chwilą powstania Konfederacji. 

    Jak na ironię losu nienawidziłem Ukraińców za Wołyń. Jednak mimo tego najazd Rosji na Ukrainę wzbudził we mnie ogromne współczucie do Ukraińców. Sprawa Wołynia przestała mieć pierwszoplanowe znaczenie. Od samego początku miałem w głowie chęć przyjazdu na Ukrainę i walkę w obronie ich kraju, a także w odsunięciu niebezpieczeństwa od Polski. 

    ILDU (Międzynarodowy Legion obrony Ukrainy) na początku przyjmował tylko osoby z doświadczeniem wojskowym, co mnie automatycznie eliminowało z możliwości dostania się w szeregi Legionu. Drugi problem to moja rodzina. Nie mam rodziców, nie żyją niestety. Mam rodzeństwo i babcię, która jest w bardzo podeszłym wieku i do tego ze strasznie słabiutkim już serduszkiem. Bałem się, że nie przeżyje mojego wyjazdu na Ukrainę. Kiedy zebrałem się na odwagę i powiedziałem jej o moich planach, okazało się, że rozumie mnie i akceptuje moją decyzję. Przyznam się szczerze, że to był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. 

    M. P.: Czy decydując się na wyjazd na Ukrainę spotkał się Pan z niezrozumieniem lub krytyką w swoim otoczeniu? Jak Pan na to reagował?

    A.Ch.: Pyta Pan o reakcje otoczenia…,eh, jest potępienie i pełne poparcie. Mogę powiedzieć, że w proporcjach 50/50. Ci, którzy popierają mój wybór, tym samym dają mi niesamowite wsparcie. Jestem im ogromnie wdzięczny za to. Byli tacy, co powołując się na Wołyń wyprowadzali wniosek, że nie powinniśmy Ukraińcom pomagać. To absurdalny argument, ale często przytaczany. Zdecydowana większość współcześnie żyjących Ukraińców nie ma żadnych związków z rzeziami Polaków lat 40-tych XX w. Dziś zagrożeniem dla Ukrainy, ale i dla Polski, jest odradzający się rosyjski ekspansjonizm, rewizjonizm, który właśnie dał o sobie znać napadem na Ukrainę. Ci, którzy podważają sens mojego wyboru, dając wiarę tzw. „niezależnym portalom”, no cóż, kiedyś Bóg ich rozliczy. 

    M.P.: Proszę opowiedzieć o swojej drodze na front. Czy przeszedł Pan jakieś szkolenie? Jeśli tak, czy pomogło ono Panu przetrwać i skutecznie działać w warunkach wojennych?

    A.Ch.: Proces rekrutacji był bardzo szybki. Parę pytań, rozmowa wideo z rekruterem i pozytywna decyzja. Pierwszy tydzień to załatwianie dokumentów, konta bankowego, ukraińskiego numeru komórkowego. Na froncie brakuje żołnierzy, dlatego obecnie każdy ochotnik jest na wagę złota. Generalnie szkolenie jest krótkie trwa od 6 do 8 tyg. , ale intensywne. W moim przypadku było troszkę dłuższe, bo 12 tyg.  A to dlatego, że rozszerzyli szkolenie i moja grupa akurat była gotowa na to w tym czasie.  Szczerze, nieźle dali nam w kość. To, że żyję i nie odniosłem poważniejszych ran pokazuje, iż instruktorzy naprawdę starali się przekazać nam swoją wiedzę. To jednak wojna i niezbadane są wyroki boskie…

    M.P.: Czy w momencie podejmowania decyzji zdawał Pan sobie sprawę z jakim ryzykiem się to wiąże? Czy dziś, z perspektywy czasu podjąłby Pan tę samą decyzję?

    A.Ch.: Długo myślałem o tym, że mogę tu zginąć, choć to co zobaczyłem, przyznam się, przerosło moja wyobraźnię. Mój niejasny status prawny w Polsce jako ochotnika walczącego po stronie Ukrainy też był źródłem mego niepokoju. Mimo wszystko, odpowiem: tak, gdybym mógł cofnąć czas raz jeszcze podjąłbym taką samą decyzję. I to mimo tego wszystkiego co przeżyłem, widziałem, doświadczyłem na linii frontu. Nawet przez sekundę nie mam wątpliwości, że postępuję słusznie. 

    II. Dynamika wojny i ocena sytuacji

    M.P.: Jak zmieniały się reguły wojny na przestrzeni czasu? Czy zauważa Pan, że Rosjanie doskonalą swoją sztukę wojenną? Czy wojska ukraińskie potrafią skutecznie reagować na te zmiany?

    A.Ch.: Ta wojna to jakby całkowicie nowy rozdział w historii wojen. Rosjanie wykorzystują drony maksymalnie. I są w tym bezlitośni. Podam przykład z jednej mojej misji. Moim zadaniem było zmienić kolegę( Ukraińca) z batalionu. Był już zbyt długo na pozycji. Od pierwszego dnia ruska piechota prowokowała nas, strzelając w naszym kierunku na ślepo, oczekując odpowiedzi z naszej strony. Niestety z paru sąsiednich pozycji chłopcy odpowiedzieli ogniem. To wystarczyło, żeby nad nami pojawił się rój rosyjski dronów, starając się zlokalizować nasze pozycje. Zrzucali na ślepo granaty, miny przeciwczołgowe z nadzieją, że sprowokują jakiś ruch na naszych pozycjach. 

    Wyglądało to tak, jeden dron zrzuciwszy ładunek wracał po następny, w tym czasie nadlatywał drugi FPV z ładunkiem. Jednocześnie cały czas wisiał nad nami, dużo wyżej niż drony zrzucające ładunki, dron z kamerą o większej rozdzielczości, wypatrując jakiegoś ruchu. Później zaczyna się ostrzał z moździerzy. Po takim ostrzale drzew praktycznie już nie ma, więc tym samym dron obserwacyjny ma łatwe zadanie. Lokalizuje miejsca gdzie mogłyby znajdować się nasze pozycje i drony zaczynają systematycznie bombardowali metr po metrze. Często używają ładunków zapalających lub rozpalonego ciekłego metalu. . 

    Piechota atakuje na samym końcu, by dobijać tych, co przeżyli. Pod Donieckiem tak zrobili z oddziałem kolegów, którzy osłaniali drogę odwrotu mojego oddziału po wykonaniu zadania. Zginął cały ich oddział, pięciu wyjątkowych chłopaków. Najgorsze, że rosyjscy barbarzyńcy pastwią się nad ciałami poległych. Poziom okrucieństwa jest ogromny. 

    M.P.: Jak ocenia Pan pomoc Zachodu, w tym Polski? Czy jest ona wystarczająca, czy też można było zrobić więcej, aby skuteczniej wesprzeć Ukrainę?

    A.Ch.: Jeśli chodzi o pomoc z zewnątrz, to myślę, że jest kluczowa. Bez niej Ukraina nie miałaby żadnych szans. Pracuję na czeskiej CZ Bren 2 i jako strzelec karabinu maszynowego używam belgijskiego FM MAG. Jeśli chodzi o pomoc z Polski, to ja jestem jej chodzącym przykładem. Pomoc jest, ale niewystarczająca. Rosjanie mimo dużych strat cały czas posuwają się naprzód. 

    M.P.: Czy zdarzały się sytuacje, w których na froncie bezpośrednio odczuwał pan efekty decyzji politycznych (np. dostawy lub braki w zaopatrzeniu i wsparciu sojuszników)?

    A.Ch.: To nie jest mój obszar kompetencji. Mogę jednak z autopsji powiedzieć, że z logistyką wojenną raz jest lepiej raz gorzej. Kiedy jest gorzej pojawiają się różne niepotwierdzone teorie, różne tłumaczenia, kiedy się poprawia nastroje też są lepsze. Na przykład moja ostatnia misja. Przez 7 dni i nocy moździerze orków bombardowały nasze pozycje praktycznie bez przerwy. Nasze moździerze i artylerię słyszałem tylko dwa razy przez ten czas. Nie wiem co było tego przyczyną. Osobiście myślę, że braki w amunicji, jeśli chodzi o artylerię i braki w ludziach, jeśli chodzi o moździerze. My w piechocie odczuwamy najbardziej brak wsparcia ogniowego

    M.P.: Wielu ekspertów ma różne opinie na temat właściwej formy reakcji NATO na działania Rosji. Niektórzy uważają, że NATO musi się powstrzymać od zbyt silnych reakcji, aby nie prowokować Kremla do eskalacji, wierząc, że przekonanie o braku zagrożenia ze strony Zachodu wystarczy, by Rosja się samoograniczyła i zaprzestała wojny. Inna grupa ekspertów uważa, że najlepszy okres na interwencję i pokonanie Rosji stosunkowo małym kosztem został stracony w 2022 roku, a brak wsparcia wojsk ukraińskich w ciężki sprzęt, artylerię rakietową, nowoczesne samoloty, elektroniczne środki pola walki i personel doprowadził do nadmiernych strat ludzkich i dał Rosji czas na wzmocnienie się oraz zmianę strategii. Według tej grupy Kreml utwierdził się w przekonaniu, że Zachód jest niezdolny do większego wysiłku militarnego, a osamotnioną Ukrainę można podbić akceptowalnym kosztem. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

    A.Ch.: Walka Ukrainy z Rosją to jak walka Dawida z Goliatem. Im więcej wsparcia ze strony państw NATO, tym większa szansa, że wytrzymamy. Rosja jest silna w porównaniu do Ukrainy, ale słaba jeśli porównamy jej zasoby do zasobów NATO. Oni to wiedzą i dlatego starają się rozbić jedność NATO i osłabić wolę pomocy Ukrainie. Mam nadzieję, że im się to nie uda. Nie jestem ekspertem. Moje doświadczenie wojskowe jest mimo doświadczenia frontowego w dalszym ciągu niewielkie. Jednak to co obserwuję skłania do refleksji, że to nie jest wojna tylko Ukrainy. To początek starcia nie tylko o odzyskanie wpływów Rosji w całym naszym regionie, ale chodzi o osłabienie wpływów całego zachodu w świecie – tego  jestem pewien. 

    Myślę też, że NATO już dawno powinno przysłać tu żołnierzy. Wystarczy spojrzeć, jak Rosję wspierają główni oponenci zachodu. Od północnokoreańskich żołnierzy którzy tu są i walczą po stronie Rosji poczynając. 

    M.P: Czy ma pan kontakty z cywilami w pobliżu linii frontu?

    A.Ch.: Cywile potrafią zatrzymywać mnie na ulicy i ze łzami w oczach przytulać.  W sklepach w 80% przypadków mam dużą zniżkę, tak samo jest w restauracjach. I wie pan co jest najciekawsze, będąc w grupie chłopaków z całego świata jako jedyny jestem tak traktowany. Uważamy jednak na kontakty z przypadkowymi ludźmi w pobliżu frontu, bo wpływy rosyjskie niestety nie ustały. 

    M.P.: Czy potrzebują pomocy także żołnierzy?

    Tak, żołnierze w miarę możliwości starają się wspierać cywili, dostarczając żywność środki medyczne, no a przede wszystkim w ewakuacji z terenów zagrożonych ostrzałami. Nasze oddziały liniowe mają jednak głównie kontakt z cywilami, gdy jesteśmy wycofywani na tyły. Z mieszkańcami stref przyfrontowych rzadko wchodzimy w interakcje jak nie musimy. Na mieszkańców Rosjanie oddziaływują środkami wojny psychologicznej. Wielu się boi, ale nawet starsi ludzie wysyłają nam ukradkiem uśmiech. I trudno się dziwić. Przecież wiele miejscowości utraciliśmy, a tam służby rosyjskie tropią podejrzanych o sprzyjanie Ukrainie. 

    M.P.: Czego, według Pana, brakuje, aby skutecznie powstrzymać Rosję?

    Ta wojna już trwa za długo, a skończyć można ją tylko  zmuszając siłą  ruskich do pokoju. Potrzeba ludzi i nowoczesnych środków walki. Armia Ukrainy to grubo ponad 800 tysięcy żołnierzy i mundurowych. To często najlepsi z najlepszych, ideowa część społeczeństwa. Niestety, wielu z nich ginie. 

    Rosjanie mają kim odtwarzać zasoby. Po naszej stronie każda strata to olbrzymi problem. Więcej nowoczesnej broni, to niższe nasze straty i wyższe po stronie wroga. Większe straty wroga, to mniej chętnych Rosjan na front. Co innego wspierać politykę ekspansji w Telegramie, a co innego samemu walczyć i zginąć. 

    III. Doświadczenia osobiste i relacje

    M.P.: Jakie są Pana doświadczenia z żołnierzami ukraińskimi? Czy w okopach historia dzieli, czy też odkładacie na bok to, co dzieli, by skupić się na tym, co łączy? Co Pana motywuje do działania?

    A.Ch.: Spotykam tutaj tylko ogromną wdzięczność, zmieszaną czasem z zaskoczeniem, że Polak walczy ramię w ramię z nimi broniąc Ukrainy. Z czystym sumieniem przyznam, że Ukraińcy dziękują ze łzami w oczach. Zarówno żołnierze, jak i cywile na ulicy. Będąc tu od stycznia tego roku, a walcząc na froncie od końca kwietnia, nigdy nie spotkałem się z niczym innym jak ogromna wdzięcznością. Często jest tak, że Ukraińcy widząc polska flagę na ramieniu traktują mnie priorytetowo, jak narodowego bohatera Ukrainy. I to nie tylko przez ukraińskich żołnierzy, ale i spotykanych cywili. 

    Parę razy zdarzyło mi się usłyszeć przeprosiny za Wołyń i nazywali mnie aniołem z Polski, bo mimo tego co nam kiedyś zrobili, jestem tu dobrowolnie i ryzykując życiem walczę o ich wolność. 

    M.P.: Polska i Ukraina, pomimo powtarzających się prób psucia relacji w ostatnich latach, zintensyfikowały relacje handlowe, a Polska odnotowuje wysokie dodatnie saldo w obrotach wzajemnych. Istnieje jednak wiele jeszcze nieuruchomionych synergii współpracy. Aby one zaistniały, potrzebny jest pokój i tzw. dobry klimat polityczny. Można powiedzieć, że Pan robi więcej dla polskich interesów na Ukrainie niż razem wzięci wszyscy tzw. turbo patrioci, dużo opowiadający o polskiej racji stanu i polskich interesach, ale często – gdy się ich „poskrobie” – wychodzą interesy nie tyle polskie, co rosyjskie. Na lep takich haseł łapie się sporo naprawdę patriotycznej młodzieży. Co mógłby Pan im przekazać?

    A.Ch.: Doświadczenie Wołynia było straszną tragedią, która wyryła ślad w pamięci całego polskiego narodu, tu nie żadnych wątpliwości. Przyznajemy się do wartości cywilizacji łacińskiej, do etyki chrześcijańskiej, ale poza tym warto być przyzwoitym. Polacy wielokrotnie w historii oczekiwali pomocy. Zdarzało się, że ją dostali, był też czas gdy wobec nas wyrastał mur obojętności. Niewykluczone, że w przyszłości też będziemy potrzebować wsparcia, a wykazując teraz empatię wobec napadniętego kraju, łatwiej będzie przekonywać, by i nam okazano pomoc w trudnych chwilach. 

    Egoizm nie zawsze jest skuteczną postawą polityczną. Pomoc broniącej się Ukrainie, to odsuwanie niebezpieczeństwa od małych i średnich państw Europy Środkowo-Wschodniej. Kreml bowiem na pewno nie napadnie tylko wtedy, gdy nie będzie miał wystarczających sił i środków by napaść. Pamiętajmy do czego są zdolni Rosjanie, kiedy rosną w siłę. Masowe mordy, przemoc, wyzysk, tego powinna nauczyć nas historia. Wróg naszego wroga staje się naszym przyjacielem. 

    Ja rozumiem, że działa rosyjska machina propagandowa, że Ukraina popełnia błędy, ale nie rozumiem dlaczego tak wielu Polaków daje się zmanipulować, że przestaje odczuwać empatię do sąsiada. To niestety przekłada się na to, że mało nas Polaków jak na średniej wielkości naród jest tutaj walcząc, naród z wielkimi przecież tradycjami walki o naszą i waszą wolność. Mamy wiele osób z przeszkoleniem wojskowym. Według mnie,  my Polacy jak nikt inny na świecie powinniśmy rozumieć jak strasznie cierpi teraz Ukraina. Przecież jesteśmy jednym z tych  narodów na świecie, który przez wieki przechodził piekło walcząc o wolność i niepodległość. Tym bardziej, że uważamy się za Naród wierzący w Boga, katolicki. 

    M.P.: Nie chcę za bardzo wypytywać o bieżące działania na froncie. Czy poznał Pan innych Polaków walczących czynnie z rosyjską agresją po stronie Ukrainy? Jakie są ich motywacje?

    A.Ch.: Polacy są obecni na froncie, ale mogłoby być nas więcej. Szkoda, że pokolenie żołnierzy wyklętych, Rafała Gan Ganowicza odchodzi, przeważa obojętność i filozofia moją chata z kraja i jakoś to będzie. Znam osobiście jeszcze 3 chłopaków z Polski, którzy aktualnie aktywnie walczą na froncie w moim batalionie. Nie pytam ich o motywacje. Najważniejsze, że tu są i walczą. Mnie utwierdza w moim wyborze każda śmierć cywila zabitego przez orków, a hejt na mnie ze strony prorosyjskich trolli tym bardziej mnie motywuje. 

    M.P.: Czy uważa Pan, że ten Wasz zbiorowy wysiłek, który można nazwać realną polityką czynu, powinien stać się podstawą dla jakiejś polskiej patriotycznej formacji politycznej, oczyszczonej ze złogów prokremlowskich narracji czasów zniewolenia?

    A.Ch.: Za wcześnie o tym myśleć. Na pewno przydałaby się formacja patriotyczna narodowa, która rozumie potrzebę współpracy w naszym regionie, która skupia się na tym co łączy nie dzieli. Nadmierne skupianie się na tym co dzieli, nie jest konstruktywne, nie jest polityką realną, nie daje wartości dodanej, a może osłabić kraj, dając możliwość rozgrywania nas przez Kreml. Dam taki przykład. Jeśli chcemy rozerwać sznur najłatwiej podzielić go na poszczególne nici. Wtedy porwiemy z łatwością nitka po nitce. Nici razem skręcone są szczególnie trudne do przerwania. Ja osobiście nie zamierzam się jednak angażować w bieżącą politykę

    M.P.: Czy są sytuacje, które szczególnie zapadły Panu w pamięci?

    Tak. Jeden szczególnie drastyczny. Podczas pierwszej misji kolega z mojego oddziału, który osłaniał drogę odwrotu mojej grupy, został ranny. Rosjanie dobili go strzałem w tył głowy, ucięli obie ręce, rozcięli brzuch i napakowali do środka materiałów wybuchowych. Nie mieliśmy szans zabrać jego ciała. To była okrutna makabryczna pułapka. Podczas tego zadania straciłem pięciu kolegów, cudownych ludzi. Najmłodszy miał 21. Od tej pory nie czuję litości dla tych, co tak postępują. Nazywamy takich Rosjan orkami. 

    Zapadły mi w pamięci także przyjemne zdarzenia, gdy na przykład nie znani mi Ukraińcy na widok polskich symboli na moim mundurze podchodzą i dziękują za wsparcie. 

    IV. Podsumowanie

    M.P.: Co mogą zrobić ci, którzy chcą pomóc walczącym na froncie?

    A.Ch.: Tutaj każda forma pomocy jest bezcenna. Słowa wsparcia też są ważne. Myślę, że mądrzy i świadomi Polacy powinni wspierać polityków rozumiejących znaczenie pomocy Ukrainie, by mieli zysk, a nie polityczne straty. Praca wolontariatu ma także znaczenie moralne. Daje jakże ważne wsparcie psychiczne i motywację. 

    M.P.: Co my w Polsce – ludzie bez doświadczenia wojny – powinniśmy wiedzieć o tej wojnie?

    A.Ch.: Rosjanie szybko się uczą, dostosowując taktykę, uzbrojenie, do zmieniających się warunków wojny. Nie powinniśmy lekceważyć niebezpieczeństwa. Jeśli chcemy żyć w pokoju, musimy akceptować koszty wydawane na obronność. Powinniśmy odrzucać demagogię niektórych polityków podważających sens pomocy Ukrainie. Każdy grosz wydany na wsparcie armii ukraińskiej to zaoszczędzony złoty na obronę, gdyby tej armii ukraińskiej nie stało. 

    Myślę, że doświadczenie tej wojny powinno nas nauczyć by być zawsze przygotowanym na najgorsze. Jeszcze 10 lat temu mało kto na Ukrainie spodziewał się, że dojdzie do otwartej napaści na ich kraj. Od wczesnych lat powinien być w szkołach przedmiot typu przysposobienie obronne. Powinna być w jakiejś formie przywrócona powszechna służba wojskowa, na przykład w postaci krótkich cyklicznie powtarzanych, ale intensywnych szkoleń. Powinno być reaktywowane wychowanie patriotyczne, wsparcie systemowe dla różnych form harcerstwa, organizacji proobronnych. 

    Kiedyś czytałem odpowiedź eksperta na pytanie typu „Jak Pan myśli, czy Powstanie Warszawskie mogło by wybuchnąć w naszych czasach?”

    Odpowiedź: Nie ma szans, żeby to powtórzyć z prostej przyczyny. Przed wojną nawet młodzież miała podstawowe szkolenia z obchodzenia się z bronią i podstaw taktyki. 

    M.P.: Czy po powrocie do Polski chciałby Pan dzielić się swoim doświadczeniem w edukacji, polityce, wojsku?

    Tak, jeśli w bożym planie dany mi będzie powrót do Ojczyzny, na pewno będę starał się podzielić swoim doświadczeniem. Mam nadzieję, że Wojsko Polskie zechce wykorzystać takich ludzi jak ja. Chcesz pokoju? Gotuj się do wojny. 

    Po powrocie planuję służbę dla Ojczyzny, jednak od polityki chcę się trzymać z daleka. Jak będzie tylko Bóg wie, a ja ufam i całkowicie akceptuję plan Pana Boga wobec mnie. Wierzę, że to co robimy na Ukrainie przyczyni się do polepszenia relacji między naszymi narodami i krajami.  Ci którzy tu walczą lub walczyli, na zawsze zostają w pamięci Ukraińców. Jest nas mało, ale odwalamy kawał dobrej roboty. Wiem, że może mało skromne, ale to jest właśnie polityka realna w działaniu. 

    M.P.: Dziękuję za rozmowę. Życzę Panu i nam wszystkim powstrzymania Rosji, trwałego pokoju oraz powrotu do Polski w zdrowiu i realizacji marzeń w warunkach pokoju.

    Mariusz Patey
    Mariusz Patey
    Absolwent Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta specjalizujący się problematyce ekonomii Międzymorza, bezpieczeństwa energetycznego. Były doradca wojewody lubuskiego, były członek rad nadzorczych spółek prawa handlowego związanych z transportem, rozwiązaniami IT dla transportu.

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja