Mój Katyń
Byłem kiedyś w Katyniu. W nagrodę za zwycięstwo w konkursie gimnazjalnym.
Las katyński jest cichy, jakby zwierzęta bały się odezwać, nie chcąc niepokoić pomordowanych. Nie chcąc przeszkadzać w modlitwie za ich dusze.
Chciałem tam pojechać, stanąć w lesie i pomodlić się. Najpierw za mojego pradziadka, zabitego strzałem w potylicę. A potem za wszystkich zamordowanych. Za 4400 zabitych w Katyniu i pozostałych.
Sowieci zabili w 1940 roku 22 000 Polaków. Elitę narodu. Mój pradziadek pojechał w pierwszym transporcie, przeznaczonym dla niereformowalnych wrogów ludu.
Jeńców przesłuchiwano, poddawano naciskom psychologicznym, manipulacji. Niektórych udało się złamać, przestraszyć lub przekonać do współpracy, jak Zygmunta Berlinga. Większość pozostała niezłomna i dlatego zginęła. Jak mój pradziadek.
Zginęli za wolną Polskę. Za nas. Winni im jesteśmy cześć i pamięć.
Kazimierz Grabowski