back to top
More

    Śledzie z Jednej Beczki. Punktem odniesienia dla opozycji sprzed 1989 r. nie było społeczeństwo, a Władza

    Strona głównaFelieton sobotni Jana A. KowalskiegoŚledzie z Jednej Beczki. Punktem odniesienia dla opozycji sprzed 1989 r. nie...

    Polecamy w dziale

    Życzę Zbigniewowi Ziobrze szybkiego powrotu do zdrowia!

    Jestem za aresztowaniem polityków SP, a zwłaszcza Z. Ziobry. Zablokował on reformę sądownictwa, utrącając projekt Pawła Kukiza i utrzymał komuszy relikt jakim jest areszt tymczasowy, nawet dla niewinnych.

    Nasze kolorowe bańki 

    Wrzeszczymy na mieszkańców nie naszej bańki, na yeba.pisów, na Jagodno, na ruskie onuce, na pisowskich tępaków, na ciemnogród. W tym czasie Polska traci moc stanowienia o sobie, a my szanse na rozwój

    Sędzia Taylor i Donald Tusk pomagają Niemcom wygrać

    Gdy cały niemiecki stadion uwierzył, że za chwilę Niemcy dobiją przeciwników, Hiszpanie strzelili zwycięską bramkę. Na wszelki wypadek w samej końcówce dogrywki. Tylko tak można wygrać z Niemcami.

    Partie polityczne wykańczają Polskę

    Dla własnych korzyści polskie partie polityczne niszczą nasze państwo. Czy istnieje jakieś lekarstwo mogące tę sytuację zmienić? Tak, wcielając w życie społeczny boży porządek dla wszystkich, prawaków, lewaków i lgbt+
    Po raz pierwszy w historii Polski po roku 1989 stare śledzie z beczki, z ławicy pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość, odwołały się do rybek spoza swojej beczki, odwołały się do społeczeństwa. Po ostatnim tekście jeden z internautów zarzucił mi, że niczego nie wiem i nie rozumiem. Wszystko wiedzą i rozumieją Aleksander Ścios, Matka Kurka i Jerzy Targalski, a ja próbuję istotę polskiego sporu ściągnąć gdzieś na manowce. Kiedyś w tym zestawie znalazłby się jeszcze Rafał Ziemkiewicz, […]

    Po raz pierwszy w historii Polski po roku 1989 stare śledzie z beczki, z ławicy pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość, odwołały się do rybek spoza swojej beczki, odwołały się do społeczeństwa.

    Po ostatnim tekście jeden z internautów zarzucił mi, że niczego nie wiem i nie rozumiem. Wszystko wiedzą i rozumieją Aleksander Ścios, Matka Kurka i Jerzy Targalski, a ja próbuję istotę polskiego sporu ściągnąć gdzieś na manowce. Kiedyś w tym zestawie znalazłby się jeszcze Rafał Ziemkiewicz, ale widać popadł w niełaskę obozu dobrej zmiany. Przyjąwszy w pokorze krytykę, spróbuję się wytłumaczyć.

    Uwaga, zaczynam! To POPiS powinien dziś rządzić Polską. IV RP była przecież pomysłem wspólnym, jeśli nie wcześniejszym PO i to z roku 2002. Dlaczego tak się nie stało? Odpowiedź na to cuchnące naftaliną pytanie będzie zarazem odpowiedzią na zarzut mojego niezrozumienia świata.

    O scenie politycznej Polski po roku 1989 decydował generał bezpieki Czesław Kiszczak. Rok wcześniej, w lutym roku 1988 jako przedstawiciel Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość byłem uczestnikiem spotkania opozycji niepodległościowej. Inicjatorem był lider Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski. Jego intencja ujawniła się niedługo potem, a została potwierdzona wiele lat później w dokumentach IPN.

    Zaraz po spotkaniu Leszek Moczulski pognał z listą uczestników do generała Kiszczaka i zaproponował ugodę z inną częścią opozycji, niesolidarnościową, jako jej rzekomy lider. Generał Kiszczak musiał mieć z tego niezły ubaw, bowiem w nagrodę Konfederacja Polski Niepodległej objęła dwa tytuły prasowe i oba niebawem położyła. W sumie logiczne; ówczesny młodzieżowy kapeenowiec Grzegorz Hajdarowicz też potrafił położyć każdy tytuł.

    Napisałem to, co powyżej, nie bez powodu. Punktem odniesienia dla opozycji sprzed roku 1989 była Władza, mówiona i pisana z dużej litery. Władza to jest słowo – klucz do zrozumienia mentalności opozycji i jej późniejszego zachowania. Tu nie było miejsca na społeczeństwo, na opinię publiczną, bo ich nie było. Władza nobilitowała poprzez represje, internowanie lub więzienie.

    Dlatego trudno jest nawet mówić o opozycji, bo opozycja solidarnościowa i nieliczna niepodległościowa była raczej zbiorem dysydentów. Punktem odniesienia, odwołania i własnej identyfikacji na drabinie ważności społecznej była Władza. Najpierw Partia (PZPR), a potem od połowy lat osiemdziesiątych Służba Bezpieczeństwa i osobiście Czesław Kiszczak.

    Znamy się jak śledzie z jednej beczki – powiedział w roku 2002 Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości, partii zebranej z rozbitków z Porozumienia Centrum i współpracowników jego brata Lecha z Najwyższej Izby Kontroli. Partii wydobytej z odmętów niebytu przez premiera Buzka, za sprawą mianowania śp. Lecha Kaczyńskiego ministrem sprawiedliwości.

    Wtedy, w roku 2002 zdumiały mnie te słowa, bo świadczyły o braku dobrego rozpoznania rzeczywistości. Bo w tej jednej starej beczce miały pływać również śledzie z PO, z późniejszym głównym śledziem Donaldem Tuskiem na czele. Już wtedy w roku 2002 opisałem Platformę Obywatelską jako nową partię władzy, nie dziwcie się mojemu zdumieniu.

    Oprócz zdumienia, ja, Jan Kowalski – przeciętny obywatel III RP, byłem przerażony takim rozumieniem rzeczywistości. Bo znaczyło to tyle, że dla pretendującej do zarządzania Polską partii punktem odniesienia nie jestem ja, Jan Kowalski ze swoimi problemami (piętro niżej w Kolegium Witkowskiego był Instytut Psychologii), ale stare śledzie z jednej politycznej beczki.

    Nadzieja na zmianę tego beczkowego, hermetycznego myślenia o polityce nie przyszła wcale w roku 2005. Bolesne rozpoznanie miało przyjść pięć lat później. Chociaż wtedy wielu świetnych publicystów prawej strony ogłaszało zaistnienie POPiS-u czyli wspólnych rządów PO i PiS, rzeczywistość polityczna nie pozostawiała złudzeń.
    Że taka koalicja, koalicja IV Rzeczypospolitej nie nastąpi, było wiadomo najpóźniej w momencie zażądania przez PO wszystkich resortów siłowych. Co zostało wyartykułowane ustami Jana Marii Rokity, niedoszłego premiera z Krakowa. Człowieka, który się szczycił się tym, że zdołał wskoczyć do pociągu z napisem polityka, zanim Czesław Kiszczak odgwizdał moment odjazdu.

    Z tej przyczyny nie doszło do wspólnego rządu – Czesław Kiszczak i jego ludzie z WSI nie życzyli sobie tego. Słabe koalicyjne rządy, z co chwilę zmienianymi premierami i ministrami, to była podstawa do przekształcenia państwa polskiego w jedno wielkie żerowisko dla swoich. I gwarancja ich bezkarności.

    Rok 2015 szczęśliwie zmienił prawie wszystko. Po raz pierwszy w historii Polski po roku 1989 stare śledzie z beczki, z ławicy pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość, odwołały się do rybek spoza swojej beczki, odwołały się do społeczeństwa. Stąd wzięła się cała wygrana roku 2015, prezydencka i parlamentarna. Inaczej by jej nie było. Przecież w mediach i sondażach na długo przed wyborami zwyciężył Bronisław Komorowski. To, co mnie niepokoi, to obawa, że Prawo i Sprawiedliwość może o tym zapomnieć. A jak już wspominałem, chcę, żeby rządziło przynajmniej osiem lat (o powodach pisałem już kilka razy, a za tydzień podpowiem niezawodny sposób).

    Myślę, że wszystko jest już jasne. Jakiekolwiek śledzie i ich rozgrywki o dominację nie są dla mnie istotą rzeczy. Z racji samego nazwiska, punktem odniesienia do oceny sytuacji politycznej jest dla mnie tylko i wyłącznie interes społeczny. Interes państwa i narodu polskiego, całego narodu polskiego. Łącznie z lemingami.

    Każdemu, kto w interesie jakiejkolwiek hałaśliwej grupki, chciałby narzucić wykoślawione partyjne myślenie ogółowi Polaków, mogę jedynie współczuć. Ale nigdy tego nie zrozumiem, pomimo bagażu pięćdziesięciu czterech lat. Uff.

    Jan Kowalski

    Jan A. Kowalski
    Jan A. Kowalski
    Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja