Taki pomysł na Polskę nowoczesną ma premier Mateusz Morawiecki, a z nim obóz władzy obecnej i przyszłej. Pokazało to ostatnie, niewdrożone na szczęście (chwilowo?), rozporządzenie rządowe.
Światowe korporacje zainwestują w Polsce swoje miliardy, o co usilnie zabiega Mateusz Morawiecki, jeżeli będziemy dysponować dużymi zasobami taniej siły roboczej. Stąd pomysł, żeby ją zaimportować.
Dla socjalistów ze Zjednoczonej Prawicy, którzy swój interes utożsamiają z pracą, a nie z przedsiębiorczością, pomysł to idealny. I podwójnie opłacalny.
- Najwyższe w Europie opodatkowanie pracy hamuje rozwój polskiego biznesu, tworzącego niezależny od ich władzy kapitał. Niezależny kapitał zawsze jest groźny dla (wszech)władzy.
- Przynosi środki mogące finansować programy socjalne i publiczne marnotrawstwo pieniędzy, przy odpowiedniej prowizji dla własnego zaplecza politycznego. A zatem, pośrednio, dla nich samych.
Jest jednak jedno ale. Socjaliści nigdy nie liczą kosztów biznesu, finansowych i społecznych. Według ich myślenia obcy kulturowo i religijnie migranci mają grzecznie wykonać pracę dla korporacji, którą oni opodatkują … i tyle. Czyste pieniądze i zero problemów, na przykład ze ściąganymi do Polski żonami, dziećmi i innymi członkami rodziny. I ze zobowiązaniem do wypłacania im przyszłych emerytur. O, socjalistyczna naiwności!
To radykalne i na zawsze zmieniające polską strukturę społeczną rozwiązanie próbuje się forsować w warunkach nierozwiązanego, największego problemu społecznego Polski, jakim jest 12,5 miliona niepracjących Polaków w wieku produkcyjnym. Z niespotykanym w naszej części Europy 56%-owym wskaźnikiem zatrudnienia. Co jest efektem ostatniego 30-lecia rządów socjalistów (pod różnymi szyldami). Wraz z drugim – kolosalnym zadłużeniem państwa i zależnością od zewnętrznego finansowania.
Tymczasem uwolnienie polskiej pracy z obecnego fiskalizmu odblokowałoby rozwój prywatnej polskiej przedsiębiorczości i polskiej gospodarki. Pisałem o tym jakiś czas temu:
Zwiększyłoby zarazem najwstydliwszy od wielu lat wskaźnik, wskaźnik zatrudnienia, z 56% do przynajmniej poziomu Czech (76%), a może nawet Niemiec (80%). Wystarczyłoby tu stosowne rozporządzenie. Na wzór tego, które spowodowało przyrost pracujących emerytów o 45% (=250 000 osób).
Podniesienie wskaźnika do poziomu Czech oznaczałoby zwiększenie liczby pracujących Polaków w wieku produkcyjnym z 16,5 mln obecnie do prawie 23 mln. O 6,5 mln osób! Bez ryzyka podboju cywilizacyjnego i kulturowego naszego kraju przez pakistańskich lekarzy😊
Jednak Konfederacja (przedsiębiorców) Lewiatan, grupująca komunistycznych beneficjentów roku ’89, nie przyjdzie do rządu z takim projektem rozporządzenia. Przyjdzie do rządu PiS lub PO, po wyborach, z tym samym, którego procedowanie czasowo zostało zawieszone (dlaczego jeszcze nikt nie został zdymisjonowany?).
Pakistańscy „lekarze” i inni migranci nie są potrzebni, skoro mamy do dyspozycji 6,5 miliona niepracujących Polaków.
Problem w tym, dla rządu i Konfederacji Lewiatan, że dla ich przywrócenia rynkowi pracy potrzebna jest zmiana. Polskiemu państwu jest potrzebna zmiana. Zmiana systemu zarządzania państwem, którego składową stanowi rynek pracy, obciążenie fiskalne pracy – pracowników i pracodawców. Tu jest pies pogrzebany. No dobrze, jeden z psów.
Bo drugi pies leży w glebie, której na imię niemiecka biurokracja. Biurokracja, którą daliśmy sobie wprowadzić jak Trojanie konia.
Kosztuje nas ta niepotrzebna biurokracja rocznie około 300 miliardów złotych. Mam to napisać słownie?
Taki jest rzeczywisty, częściowy koszt naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Skąd wynika ta kwota napiszę za tydzień. Dla ułatwienia, przeciętne wynagrodzenie miesięczne brutto dla pracownika administracji publicznej to 8000 zł. Kto niecierpliwy, niech już wyciąga kalkulator😊
Jan Azja Kowalski
PS. Straty pośrednie członkostwa w UE są kilkukrotnie wyższe. Dojdziemy do nich w trakcie kolejnych obliczeń. Również do ryzyka związanego z PiS-owskim Projektem Polska.