back to top
More

    Czy pieniądze uratują naukę w Polsce?

    Strona głównaOpinieCzy pieniądze uratują naukę w Polsce?

    Polecamy w dziale

    Prawdziwe przyczyny globalnego ocieplenia

    Zwolennicy CO2-centrycznej teorii globalnego ocieplenia sprowadzili rzecz do wyłącznie dwóch możliwości: a) jest antropogeniczne i spowodowane przez CO2; b) jest naturalne. Nie dopuszczono 3. możliwości, że globalne ocieplenie jest antropogeniczne, ale nie wynika z CO2

    Widziane na Ukrainie. Doktor Zemsta (16)

    Dostał SMS. „Masz przyjechać, ukrze, ze 100 tys. dolarów, inaczej wszyscy umrą”. Nie miał. Po godzinie dostał MMS. Na jakiś czas zaniemówił. Poszedł na front. Zbierał rannych. Któregoś dnia usłyszał wołanie o pomoc. Trzech ruskich leżało we krwi.

    Boże Narodzenie

    Niech nowonarodzony Syn Boży dodaje Wam Wiary, Nadziei i...

    2,5 miliona Polaków żyje w skrajnej biedzie!

    Jak informuje fundacja Szlachetna Paczka, aż 2,5 miliona Polaków żyje w skrajnej biedzie. Liczba ta wzrosła o 47% w 2023 roku. Kolejnym problemem jest ubóstwo emerytów. W Polsce jest 423 000 emerytów pobierających tzw. głodowe emerytury. Za 10 lat ma być ich ponad 2 mln(!)
    Tak Solidarność, jak i ZNP mówią jednym głosem – dajcie nam więcej pieniędzy, bo nam się należy, a przy tym jak my dostaniemy więcej, to wszystkim się polepszy...

    Od kilku tygodni świat akademicki protestuje, domagając się podwyżek płac dla etatowych pracowników szkół wyższych. Protesty organizują związki zawodowe różnych orientacji. Tak Solidarność jak i ZNP mówią jednym głosem – dajcie nam więcej pieniędzy, bo nam się należy, a przy tym – jak my dostaniemy więcej, to wszystkim się polepszy, bo taki mamy wpływ na gospodarkę i na wszystko to, co potrzebne do osiągnięcia dobrobytu społeczeństwa.

    Polski system akademicki jest systemem tytularnym i jednocześnie autonomicznym oraz samowystarczalnym, jeśli chodzi o jego rozwój tytularny, tzn. tak jest skonstruowany, że dla oceny (tak na poziomie osobniczym jak i instytucjonalnym) najważniejsze są dyplomy, stopnie i tytuły.

    Im więcej wydają dyplomów uczelnie, tym mają większe szanse na wyższe dotacje, a im więcej dyplomantów sformatują akademicy, tym wyżej są oceniani i mają większe szanse na awanse. Aby zostać profesorem, trzeba wypromować doktorów, więc produkcja doktorów (i w konsekwencji profesorów) idzie pełną parą. Uczelnie wydają coraz więcej dyplomów, profesorowie/kandydaci na profesorów promują coraz więcej doktorów i pod względem tytularnym jesteśmy potęgą światową.

    Nie widać jednak poprawy kiepskich wskaźników pozycji polskich uczelni wśród uczelni światowych, nie widać poprawy katastrofalnego poziomu innowacyjności polskiej gospodarki opartej na wiedzy akademików, nie widać zainteresowania powrotami polskich naukowców, którzy wyemigrowali w ciężkich czasach i zostali uformowani na zagranicznych uczelniach, nie widać zainteresowania wypędzonymi z uczelni w czasach komunistycznych, choć nadal aktywnych w nauce, dającej oparcie gospodarce. Ale tym związki zawodowe, rzekomo walczące o uratowanie rzekomo głodującej nauki, się nie interesują. Mają tylko argument: dajcie nam więcej pieniędzy, to będzie dobrze.

    Punktem odniesienia do płac ma być płaca minimalna profesora, która ma wynosić trzykrotność płacy minimalnej w Polsce. Pozostali mają dostawać odpowiednio mniej od profesorów zależnie od stopni, jakie posiadają, ale zależności płac od realnych efektów pracy jakoś nikt nie postuluje. Nie jest to łatwe taki system skonstruować, ale u nas nawet się tego nie próbuje.

    Mniemanie, że każdy profesor jest lepszy od doktora, jest niemal powszechne, choć z faktami nie ma to wiele wspólnego. Niejeden profesor plagiatuje niejednego doktora, dopisuje się do doktorskiej, a nawet magisterskiej działalności, wymusza dostawy obowiązkowe ich płodów intelektualnych na swoje konto, więc chyba powinno być jasne, że niejeden profesor jest w tym systemie gorszy niż niejeden doktor, a przy tym działa szkodliwie dla nauki.

    Przenoszenia w stan nieszkodliwości szkodliwych profesorów niemal nikt nie postuluje. Niemal, bo sam taki kierunek działania postulowałem jeszcze w czasach jaruzelskich, ale uznano, że to ja szkodzę szkodnikom, co jest dla systemu szkodliwe, bo na tych szkodnikach jest oparty, więc od tego patologicznego systemu jestem trzymany z dala.

    Żaden związek zawodowy, w tym Solidarność, którą na szczeblu mojego instytutu tworzyłem, nie ma nic przeciwko temu i postuluje, aby wszystkim, bez względu na to czy prowadzą działalność pożyteczną, czy szkodliwą, dawać więcej w zależności od stopni i tytułów.Rzecz jasna nikt się nie zajmuje (tak jak się nie zajmował przez upływające już dziesięciolecia) tymi, którzy żadnej płacy, nawet minimalnej nie otrzymują za swoją pracę i to czasem bardziej efektywną od profesorskiej.

    Gdyby takich na uczelniach zatrudniano, byłoby dla nauki lepiej, ale przecież chodzi tylko o to, aby było lepiej tym, co są na etatach zwykle zasiedlanych po ustawianych konkursach.  

    Jeśli są badania prowadzone w tej kwestii, a podważąją to, co ja piszę, to proszę o informacje, które chętnie rozpowszechnię. Póki co nie mam dowodów na to, że jest inaczej.

    Moim zdaniem, przy zachowaniu obecnych patologii systemowych i zwiększonemu ich finansowaniu razem z ideologią gender (sic!), nauki w Polsce się nie uratuje.

    Podobnie zamykanie kopalń nie tylko nie poprawi klimatu, ale naszą gospodarkę jeszcze pogrąży, choć profesorowie, i to śląscy, domagają się jak najszybszego zamykania kopalń, aby poprawić sytuację na Śląsku. Tacy „profesorowie” po spełnieniu żądań związkowców oczywiście dostaliby za swoją szkodliwą także dla gospodarki działalność trzykrotną wartość pensji minimalnej pożytecznych pracowników (sic!). 

    Problem pieniędzy w nauce to temat rzeka i nie da się go w krótkim felietonie wyczerpać, a przy tym trzeba mieć na uwadze, że 3 minuty czytania to maksimum, aby ktokolwiek cokolwiek przeczytał (tak jestem pouczany), a ze zrozumieniem to przeczytają tylko jednostki i to na ogół te z systemu naukowego skasowane, aby swoim głębokim pojmowaniem istoty sprawy nie peszyli przełożonych.

    Józef Wieczorek
    Józef Wieczorek
    Były wykładowca UJ, wykluczony z systemu uczelnianego w PRL, obecnie publicysta, jako dysydent akademicki z szewską pasją działa na rzecz naprawy patologicznej domeny akademickiej.

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja