Znowu łaziłem po Bieszczadach, czyli o tym, dlaczego nie obejrzę filmu „Kler”

Data

Strona głównaFelieton sobotni Jana A. KowalskiegoZnowu łaziłem po Bieszczadach, czyli o tym, dlaczego nie obejrzę filmu „Kler”

Polecamy w dziale

Czas na Polskę Mentzena … i moją. 1,7 bln zł długu – kiedy zbankrutujemy lub oddamy się w niewolę? (9)

NBP podał, że zadłużenie zagraniczne Polski wynosi 370,964 mld euro! To 1,7 bln zł. W ciągu 8 lat PiS dług przyrósł o 400 mld zł. O ile jeszcze wzrośnie na wypłatę 13- i 14-tek, i żeby min. Błaszczak mógł obronić granicę na Bugu?

Czas na Polskę Mentzena … i moją. Logika wyborcza czyli gwałt na rozumie (8)

Takiego nagromadzenia fałszu, demagogii i bezczelnego kłamstwa w trakcie kampanii wyborczej jeszcze nie widziałem. Gwałtu na moim rozumie dokonują główni aktorzy sceny politycznej – Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość.

Czas na Polskę Mentzena … i moją. Odpowiadam na 4. pytanie i podaję receptę (7)

Odp. Nie, nie jestem za przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską, ale za dochodowym mechanizmem wizowym podejmowanym przez urzędników MSZ😊 Na poważnie, sami musimy decydować kogo chcemy za sąsiada
Nie obejrzę filmu „Kler”. Jednak nie dlatego, żebym się bał prawdy o polskim Kościele. Mam swoją wiedzę na jego temat, popartą osobistym doświadczeniem. Uważam, że 50% księży prawdziwie wierzy w Boga. W Beskidzie Niskim jest prawie wszystko, czego potrzebuję do życia. Nie ma jednak połonin. Dlatego podobnie jak przed rokiem, wybrałem się w Bieszczady. Nie spotkałem niedźwiedzi, poza dwoma misiami z browaru Ursa Maior. Za to spotkałem ludzi, całe mnóstwo […]

Nie obejrzę filmu „Kler”. Jednak nie dlatego, żebym się bał prawdy o polskim Kościele. Mam swoją wiedzę na jego temat, popartą osobistym doświadczeniem. Uważam, że 50% księży prawdziwie wierzy w Boga.

W Beskidzie Niskim jest prawie wszystko, czego potrzebuję do życia. Nie ma jednak połonin. Dlatego podobnie jak przed rokiem, wybrałem się w Bieszczady. Nie spotkałem niedźwiedzi, poza dwoma misiami z browaru Ursa Maior. Za to spotkałem ludzi, całe mnóstwo ludzi. A z paroma osobami dłużej porozmawiałem. Najpierw przed grupą męską musiałem się tłumaczyć, że nie jestem pisiorem. Naprawdę trudny proces. A potem schodziłem z Tarnicy przez Szeroki Grzbiet do Ustrzyk Górnych z sympatyczną młodą lekarką Felicją. 6 etatów! Wyobrażacie to sobie? Sześć etatów, które pozwalają w miarę przyzwoicie żyć doktorowi nauk medycznych. Już po pół godzinie marszu nabrałem postanowienia, że odszczekam wszystkie swoje mądrości z felietonu Lekarzu, ulecz samego siebie. Tak, tak, uważajcie na młode lekarki starzejący się faceci! I pewnie bym odszczekał, co za brak charakteru (!), gdyby nie pojawiło się znowu to pytanie: czy nie jestem pisiorem?

Omal nie poczułem się jak kiedyś święty Piotr, tak ciągle zaprzeczając. Kompromisowo wymyśliłem, że nie jestem pisiorem, ale też nie jestem anty-pisiorem. Rzecz jasna, taka odpowiedź nikogo nie uspokoiła – ani grupy męskiej, ani Feli.

Dla mężczyzn jedynie zadowalającą deklaracją byłoby naplucie na napis „PiS” wyryty w bieszczadzkiej skale, gdybym chciał przynależeć do grupy osób kulturalnych. Nie wyryłem i nie naplułem, co wykreśliło mnie definitywnie z grona osób kulturalnych. A gdy próbowałem tłumaczyć, że w polityce liczą się korzyści (500+, obniżenie wieku emerytalnego itepe), zostałem wręcz oskarżony o prostytucję polityczną.

I nie ma dla mnie pocieszenia w zbliżającej się zimie, bo przypomniałem sobie poprzednią, gdy szczęśliwie zmęczony kilkugodzinnym bieganiem na nartach, musiałem zmierzyć się z podobnym politycznym wyzwaniem.

– A u was na Podkarpaciu – zapytał jegomość o fizjonomii wojskowego trepa – to chyba są za rządem? – Tak – odpowiedziałem – i ja też.

Co już naprawdę nie było potrzebne, bo okazało się wkrótce, że w całym schronisku narciarskim w Górach Izerskich tylko ja jestem za rządem. Aż głupio było mi się potem przyznać, że nie całkiem i nie do końca.

Teraz w Bieszczadach dowiedziałem się, że cała Europa się z nas śmieje. A moim rozmówcom męskim wstyd się przyznawać w górskich kurortach Włoch i Szwajcarii, że są Polakami.

Trzeba to powiedzieć wprost. Takie nastawienie do najlepszego po roku 1989 polskiego rządu, który zwykłym obywatelom nie odebrał, ale dał i chce dawać dalej, świadczy o porażce wizerunkowej obozu Dobrej Zmiany. Bo z mojego rozeznania tylko jeden z rozmówców (zimowych), aktywista KOD-u, był rzeczywistym przeciwnikiem rządu; po skrojeniu służbowej emerytury. Pozostali przeciwnie, albo już zyskali, albo wkrótce mieli zyskać. Moja obrona rządu może na chwilę zakłóciła ich pewność poglądów. Do czasu powrotu do domu i odpalenia TVN z jego antyrządową i antypolską narracją.

Cztery lata wkrótce miną, cała kadencja, a obóz Dobrej Zmiany nie podjął żadnych działań repolonizacyjnych w sferze mediów. A przecież TVP Info i Wiadomości z ich toporną propagandą nie dotrą do osób mniej prostych.

Fela, przy sześciu etatach, nie za wiele rozmyślała o polityce. Niemniej zdążyła obejrzeć film „Kler” Wojciecha Smarzowskiego. Mężczyźni również i do takiego aktu odwagi wszyscy mnie zachęcali. W domyśle wierząc, że po tym dopiero przejrzę na oczy.

Nie obejrzę filmu „Kler”. Jednak nie dlatego, żebym się bał prawdy o polskim Kościele. Mam swoją wiedzę na jego temat, popartą osobistym doświadczeniem. Uważam, że 50% księży prawdziwie wierzy w Boga. Tak dużo? – zapytają antyklerykałowie. Tak mało? – zapytają klerykałowie.

Nie obejrzę filmu „Kler” z innego powodu. Z powodu budowy własnego mózgu. Bo mój mózg, jak mózg każdego człowieka, przechowuje klatka po klatce wszystkie oglądane obrazy. Obraz zdegenerowanego księdza może nam podsunąć na przykład podczas Mszy, spowiedzi albo przyjmowania komunii św. Naprawdę tego chcemy?

Za księży, za wszystkich księży, powinniśmy się modlić, bo stoją w pierwszym szeregu walki ze złem. Są nastawieni na jego ataki i zranienia. I część z nich tego ataku nie wytrzymuje. Zrozumiałem to w trakcie własnego nawracania i w trakcie poszukiwań wierzącego księdza.

A każdy z nas… Każdy z nas sam musi zmierzyć się z własnym życiem. Nie pomogą nam i nie usprawiedliwią w żaden sposób prawdziwe lub wyimaginowane oskarżenia pod ogólnym adresem kleru. Pan Bóg każdego rozliczy indywidualnie. Ciebie, mnie i każdego księdza również.

Jan A. Kowalski

P.S. Trzymaj się, Felu! Aaa… i uważam, że lekarze powinni pracować dwa razy mniej, a zarabiać dwa razy więcej – dla naszego wspólnego dobra 

Jan A. Kowalski
Jan A. Kowalski
Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.

Ostatnie wpisy autora