Zanim wyjaśnię tytuł, najpierw się pochwalę – przechorowałem właśnie Covid-19 i żyję! Może dlatego, że miałem pod ręką amantadynę, heparynę, witaminę C, D3 i cynk, przebieg mojej choroby był niezwykle łagodny. Dwa dni gorączki, ból głowy, zatok i gardła. Tak lekko jeszcze nigdy nie przechodziłem grypy lub mocnego przeziębienia, w trakcie których, jak każdy mężczyzna, przez 3 dni umieram. A potem przez kolejne 4 wracam do świata żywych.
Tajemnica moich kolejnych ozdrowień jest banalnie prosta. Nie lekceważę pierwszych oznak choroby, ale od razu pakuję się do łóżka. I poddaję się tradycyjnej kuracji. Wygrzewanie, pocenie się, dużo picia i mało jedzenia, plus suplementy, jak wspomniane wyżej, oraz nalewka z czosnku niedźwiedziego i sadło z borsuka. Nie znam lepszej metody na zdrowe wyjście z choroby.
A wszystko przez takie a nie inne dzieciństwo. Moi troskliwi rodzice zawierzyli mnie państwowej służbie zdrowia. Przy pierwszym przeziębieniu w wieku 5 lat trafiłem w łapy pierwszorzędnego konowała. Zaaplikował mi dostępne wtedy antybiotyki, jak penicylina i ampicylina, oraz spowodował stałe zapadanie na zdrowiu przez kolejne 7 lat. Dopiero pod koniec podstawówki, gdy zacząłem bardziej o sobie decydować, udało mi się wyrwać z tego bolszewickiego systemu chorowania. Przez kolejne lata odbudowywałem osłabiony system odpornościowy. Stąd moja rezerwa w stosunku do oficjalnej wykładni chorowania i zdrowienia.
Dlatego zapewnienia rządu i Ministerstwa Zdrowia z początku roku 2020, że kontroluje wirusa sars-cov-2, wywołały u mnie silny atak śmiechu. To przez próbę kontroli i zarządzania chorobą umarło nas więcej o 80 000 osób w ciągu roku 2020. NFZ i osobiście Minister Zdrowia zakazał lekarzom posługiwania się własnym rozumem i dotychczas wykorzystywaną wiedzą medyczną. W imię budowy kolejnej wersji ustroju powszechnej szczęśliwości odrzucono mądrość życiową, wynikającą z doświadczenia wielu lat. Uznano ją za niezgodną z aktualną doktryną, a zatem wsteczną i kołtuńsko zabobonną.
Mądrość lekarska pod sankcją wykluczenia z zawodu została zakazana. Zgłaszającym się chorym, którzy nota bene powinni leżeć w łóżku, a nie czekać w kolejce, lekarz przepisuje paracetamol i odsyła do domu. Tam pacjent zamiast leczyć się, czeka na pogorszenie stanu zdrowia i karetkę. Propagandowa nagonka na pacjentów, przeprowadzona według najlepszych bolszewickich wzorców pod hasłem walki z ciemnotą i zacofaniem, przyniosła oczekiwane rezultaty. Zamiast samemu dbać o własne zdrowie, odpowiedzialnością za nie obarczamy NFZ i oświeconego ministra Niedzielskiego. A w ostateczności rząd.
Zaraziła mnie znajoma. Nie mam do niej pretensji. Sama zaraziła się od syna, który przez ostatnie miesiące wychodził z mieszkania tylko do osiedlowego warzywniaka. Nie dość, że nie ustrzegł siebie, to zaraził swoją matkę, ona mnie i co najmniej kolejne dwie osoby. Nie mogę mieć pretensji nawet do syna znajomej, ponieważ jako jedyny zmarł. Jak mam mieć pretensje do nieboszczyka? Rozpoznano u niego nie tylko Covid-19, ale też zaawansowaną i nieleczoną cukrzycę. W karcie zgonu wpisano Covid-19.
Ja z kolei zaraziłem 4 osoby dorosłe i piątkę dzieci. W tym 2 osoby dorosłe w pełni zaszczepione. Wszystkie przechodzą chorobę w podobny sposób. Jak grypę. W dwóch przypadkach z utratą smaku i węchu.
Jednak osoby te nie uległy nigdy panice pandemicznej. Ile można korzystały ze świeżego powietrza, maseczkę zakładając w ostateczności. Zatem pandemia nie zrujnowała ich zdrowia. Osoby, które uległy panice, pozamykały się w domach i choć pewnie nawet tam siedziały/siedzą zamaskowane, przejdą chorobę dużo ciężej. Po prawie dwóch latach „dbania o siebie” mają już osłabioną odporność.
Zadam na koniec pytanie ministrowi Niedzielskiemu, bo on wszystko wie: w jaki sposób miałem powstrzymać transmisję wirusa? Nie wiedząc, że go przenoszę, miałem co zrobić?
Oczywiście czekam na odpowiedź!
A do Was, Drodzy Czytelnicy, zaapeluję: nie wierzcie w to, co głosi w danym momencie minister zdrowia. On w każdym momencie ma rację, chociaż w każdym momencie może mówić zupełnie co innego. Wasze zdrowie i wychodzenie z choroby jest wyłącznie w Waszych rękach. Bo to, że każdy prędzej czy później zachoruje, jest bardziej niż pewne.
Gdy zachorujecie, nie lekceważcie początku choroby! Zamknijcie się w domu i zastosujcie sposób, jaki przedstawiłem w drugim akapicie tego tekstu. Dzięki temu szybko spotkamy się w świecie żywych.