Pominięcie wartości w myśleniu o gospodarce i świecie zaowocowało właśnie tym, co dziś obserwujemy – stworzeniem chińskiego komunistycznego giganta zagrażającego naszej cywilizacji.
Bez amerykańskiego parasola bezpieczeństwa nawet te nie w pełni udane i przemyślane reformy państwa, jakie wdraża Prawo i Sprawiedliwość, nie byłyby możliwe. Dlatego nie żartujmy nawet o wielu wektorach i możliwościach wyboru różnych opcji (w domyśle: chińskiej, rosyjskiej, niemieckiej) w dziedzinie współpracy zagranicznej dotyczącej obronności Polski.
Ale oprócz bezwarunkowego poparcia dla światowej dominacji Ameryki (i naprawy Rzeczpospolitej), musimy dostrzegać również niebezpieczeństwa, jakie naszemu protektorowi grożą. Bo jego niepowodzenia odbiją się bezpośrednio na naszej pozycji międzynarodowej. Do utraty państwa włącznie.
Nie miejmy zarazem pretensji do Amerykanów, że ich firmy inwestujące w naszym kraju i w nasze bezpieczeństwo chcą zarabiać. To naprawdę niedorzeczność, którą podnieść mogą tylko chińscy, rosyjscy lub niemieccy agenci (jeżeli kogoś pominąłem, niech się dopisze).
A podniecić się nią mogą jedynie idioci. Piszę te słowa z pełnym przekonaniem, sam będąc przedsiębiorcą. Musimy się zatem nauczyć targować z Amerykanami i wynosić ze współpracy z nimi własne korzyści. Napisałbym „win-win”, ale nie chcę zaśmiecać naszego pięknego języka. Języka Reya, Kochanowskiego, Słowackiego i Mickiewicza .
I tak doszliśmy do powodu nr 1. Stany Zjednoczone mogą upaść, bo zamiast rozwijać ekonomicznie państwa sojusznicze, finansują fortuny swoich wrogów. A dzieje się tak w wyniku podwójnie błędnego rozumowania. Po pierwsze uznano, że bogactwo uczyni z drapieżnych chińskich kotów tłuste europejskie kocury; co się nie stało, bo Partia rządzi całą chińską gospodarką. Po drugie założono, że współpraca z wrogiem jednak przyniesie korzyść własnemu państwu, niezależnie od stopnia realizacji punktu pierwszego.
Tymczasem drapieżne chińskie koty dalej chcą harcować, rozbudowując swoją armię lądową, morską i cybernetyczną. I wraz z nowym przywódcą, jakim od 2012 roku jest Xi Jinping, podejmują walkę o władzę nad światem. Jedyną korzyść, jeżeli chodzi o obywateli amerykańskich, odnieśli właściciele korporacji kiedyś amerykańskich, a teraz światowych. Odpływ produkcji amerykańskiej do Chin – najpierw prostej, a potem zaawansowanej – zdewastował drobną i średnią wytwórczość amerykańską. Tym samym wpłynął negatywnie na najniższą warstwę robotników przemysłowych. Została wypłukana podstawowa tkanka społeczna, w każdych czasach stanowiąca o sile narodu i państwa.
Kryzys roku 2008, o którym wspomniałem w mojej Wojnie, którą właśnie przegraliśmy, niestety nie odbił się żadną refleksją w sferach rządowych Ameryki. A sposób jego zażegnania, jedynie poprzez dodruk pustego pieniądza, stał się zalążkiem kolejnego kryzysu. Tego, z którym dziś mamy do czynienia. I który wybuchłby niezależnie od pandemii. Bo nie została zlikwidowana żadna z nierównowag, które rozwierają nożyce dochodowe społeczeństwa, zamiast je domykać. Nie skończono z kreacją pieniądza oderwanego od rzeczywistości, ale zjawisko to wzmocniono. Wzmocniono też sferę gospodarki zabawy (usług, rekreacji i wypoczynku) w miejsce gospodarki rzeczywistej. I nic dziwnego, skoro wszystko, co pożyteczne, miały za Amerykanów robić małe chińskie rączki.
Można przenieść na drugi koniec świata każdy biznes. Zgoda, ale nie można tam przenieść 20, 30, 40% swojego narodu.
Korporacje stanowią ułamek procenta społeczeństwa amerykańskiego, ich zarządy i zespoły kierownicze niewiele więcej. One wszystkie mogą się przenieść nawet w kosmos. Wykluczenie ogromnej części społeczeństwa z efektywnego i rzeczywistego gospodarowania, a tym samym uczestniczenia w tworzeniu wewnętrznego bogactwa, odbiera sens życiu zwykłych ludzi. Poszerza się margines społeczny i patologie z nim związane, co osłabia państwo. Bo zamiast czerpać korzyści finansowe z aktywności własnego społeczeństwa, trzeba je wziąć na utrzymanie. Nie z kieszeni korporacji, rzecz jasna, bo te mają tysiące sposobów na unikanie podatków, ale z dodruku pustego pieniądza. W konsekwencji każde Imperium stosujące takie panaceum upada.
Nie jest, rzecz jasna, nieszczęściem przenieść za granicę nadwyżkę swojego zapotrzebowania produkcyjnego. Jednak inwestycja taka ma sens tylko wtedy, gdy wzmacnia nasze państwo i poszerza nasz system wolności. System oparty na wspólnych chrześcijańskich zasadach. Pominięcie wartości w myśleniu o gospodarce i świecie zaowocowało właśnie tym, co dziś obserwujemy – stworzeniem chińskiego komunistycznego giganta zagrażającego naszej cywilizacji.
To już ostatni moment, żeby to błędne myślenie i działanie zrewidować. I o tym napiszę następnym razem.
Jan A. Kowalski
PS Po ostatnich doświadczeniach: nawet z ludźmi wyznającymi te same wartości i posługującymi się nominalnie tym samym językiem trudno się dogadać, jeżeli nie założymy dobrych intencji rozmówcy (przynajmniej do pierwszego oszustwa)