back to top
More

    Jak pisać, żeby dostać nobla? Co jest przepustką do literackiego panteonu?

    Strona głównaFelieton sobotni Jana A. KowalskiegoJak pisać, żeby dostać nobla? Co jest przepustką do literackiego panteonu?

    Polecamy w dziale

    Dwanaście prac Donalda Trumpa. Precz z Big Pharmą i WHO (3)

    Nominacje Trumpa dla przeciwników lockdownów, przymusu szczepień, Big Pharmy i WHO, niosą nadzieję na wyzwolenie nas spod władzy sanitarnych zamordystów. Rozprawienie się z ideologią medyczną w USA będzie oznaczało koniec jej dominacji w świecie.

    Dwanaście prac Donalda Trumpa. Precz z klimatyzmem (2)

    Kościół klimatyczny za naturalną i cykliczną zmianę klimatu obarcza człowieka (i CO2) i każe mu płacić, bo żyjąc grzeszy. Oddychając, pijąc wodę, jedząc mięso. Prezydent Trump obiecał skończyć z tymi bredniami. Może weźmiemy z niego przykład?

    Centralny Port Komunikacyjny – 200 000 podpisów do kosza?

    Rząd Koalicji 13 Grudnia jest rządem fatalnym dla Polski. Cofa nas w rozwoju do roli terytorium zależnego od Niemiec. Wygasza wszystkie projekty rozwojowe, jak CPK. I nie zapomina o wdrażaniu zabezpieczeń antyrozwojowych, jak Park Narodowy Dolnej Odry, który zamknie port w Świnoujściu.

    Dwanaście prac Donalda Trumpa. Likwidacja biurokracji (1)

    Donald Trump chce uczynić Amerykę znowu wielką – oddolną, wolną i przedsiębiorczą, z ograniczonym rządem centralnym. Ameryka Baraka Obamy i Joe Bidena zmierzała w przeciwną stronę – odgórnie zarządzaną, zniewoloną i etatystyczną. W stronę komunizmu.
    Wylansowanych z niczego za ministerialne dotacje (brawo, ministrze kultury!) specjalistów od plucia na Polskę i Polaków jest u nas całe mrowie, należy się więc spodziewać kolejnych światowych nagród. Należy pisać tak, jak Olga Tokarczuk – od 10 października nasz literacki powód do światowej dumy. Dumni są i prezydent, i premier, i nawet minister Gliński. Ten ostatni przyznał kiedyś, że ilekroć zaczął czytać książkę Olgi Tokarczuk, to nie potrafił skończyć. Ale teraz obiecał, […]

    Wylansowanych z niczego za ministerialne dotacje (brawo, ministrze kultury!) specjalistów od plucia na Polskę i Polaków jest u nas całe mrowie, należy się więc spodziewać kolejnych światowych nagród.

    Należy pisać tak, jak Olga Tokarczuk – od 10 października nasz literacki powód do światowej dumy. Dumni są i prezydent, i premier, i nawet minister Gliński. Ten ostatni przyznał kiedyś, że ilekroć zaczął czytać książkę Olgi Tokarczuk, to nie potrafił skończyć. Ale teraz obiecał, że skończy. Współczuję.

    Kiedyś przez pół godziny męczyłem się w księgarni nad jej „Biegunami”, po czym odłożyłem książkę na półkę. Naprawdę nie dałem rady, chociaż był dopiero początek lat 90. i nie byłem jeszcze starym dziadem.

    Nie dałem rady, bo ta książka nie była pisana dla mnie, przeciętnego Jana Kowalskiego. Była pisana dla czytelnika o wysublimowanym guście literackim, który tym bardziej zachwyca się dziełem, im mniej je rozumie. Ale nie każdym dziełem, tylko takim, które wskażą mu guru literatury. Z najdonioślejszym z nich, jakim jest Komitet Noblowski.

    Oczywiście, że się nie znam na literaturze. Nie znam się również na pieczeniu chleba, na wytwarzaniu koniaku, na… (wpiszcie cokolwiek). Prawie na niczym się nie znam. Ale chociaż nie jestem znawcą, to jeden chleb mi smakuje i mówię o nim, że jest smaczny, a o drugim, że jest do niczego. To samo dotyczy alkoholu i czegokolwiek. Zauważyłem też, że człowiek do wielu rzeczy gorszych może się przekonać, bo „cena czyni cuda”. Ale jeżeli poczęstujemy go tym droższym i lepszym, to zwykle potrafi docenić jakość i smak. Tym bardziej powinno to działać w dziedzinie literatury, gdzie cena dzieła zależy jedynie od ilości stron.

    Pierwszą książką, jaką przeczytałem, była „Ania z Zielonego Wzgórza”, bo mam straszą siostrę  A przecież nie byłem dziewczynką i nie mając 10 lat, chyba nie znałem się na literaturze. Wiem, jej autorka nie dostała nobla. Ale potem zdarzyło mi się przeczytać paru noblistów. Sienkiewicza, Reymonta, nawet trochę Miłosza. I nie tylko polskich. Przeczytałem dzieła Marqueza, Llosy, Singera – i to z przyjemnością. Ale to było kiedyś. Bo ostatnim noblistą, przez którego dwie książki przebrnąłem, był Orhan Pamuk. Czytałem je już trochę z ciekawości i zadziwienia „za co?”. Dowiedziałem się: w dużej mierze za właściwą postawę twórcy, postępowego Turka-Europejczyka, przeciwnika ksenofobicznej, islamskiej Turcji.

    Natomiast – pewnie nie uwierzycie – ostatnim właśnie czytanym noblistą, którego książki – „Kraina wódki” – na pewno nie skończę (utknąłem na stronie 214, a całość liczy 480), jest Mo Yan, chiński pisarz nagrodzony w roku 2012. Zacytuję z okładki: „Poruszająca historia, niezwykłe postaci, lokalny koloryt i absurdalny humor oraz sugestywny obraz chińskiego społeczeństwa – zdegenerowanego, pozbawionego wartości – decydują o sile powieści i jej popularności na całym świecie”. A tak zachęca nas sam autor: „Prawda o Chinach nie jest elegancka”. Aha, no i jak to w „nowoczesnej powieści”, nie ma w niej żadnej treści, i żadnej prawdy o Chinach oprócz morza słów bawiącego się fantastycznie z sobą samym (i Komitetem Noblowskim) autora.

    Czy możemy się zatem dziwić, że polska literatura, która po roku 1990 znajduje się w fazie głębokiego upadku, wydała właśnie noblistkę?

    Prawda o Polsce nie jest elegancka – tak mogłaby się przecież odezwać również „nasza” noblistka. I myślę, że to jest pierwszy warunek otrzymania nagrody Nobla w dziedzinie literatury w naszych czasach, niezależnie od kraju zamieszkania. A że wylansowanych z niczego przez znawców literatury za ministerialne dotacje (brawo, ministrze kultury!) specjalistów od plucia na Polskę i Polaków jest u nas całe mrowie, należy się spodziewać kolejnych światowych nagród.

    Dzięki temu prestiż Polski – ojczyzny ksenofobów, faszystów i żydożerców – obejmie cały świat.

    Jan A. Kowalski

    P.S. Książkę Mo Yana kupiłem 7 lat po noblu, za połowę ceny nominalnej, a i tak przepłaciłem. Niewykluczone, że jakąś powieść Olgi Tokarczuk również za parę lat kupię. W moim drewnianym domu, tradycyjnie ogrzewanym, na pewno się nie zmarnuje 

    Jan A. Kowalski
    Jan A. Kowalski
    Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja