Bardzo nam brakuje takiej całościowej postawy w polskim życiu politycznym. Postawy, która legła u podstaw wielkości I Rzeczpospolitej. Na początku XIV wieku. Postawę taką uosabiał koronowany w roku 1320, w wieku 60. lat, król Władysław Łokietek. Zaczynał swoją karierę jako drobne piastowskie książątko. Całe dorosłe życie wytrwale zbierał rozproszone polskie ziemie (dzielnice), unikał grożących mu niebezpieczeństw, dzielnie walczył i gorliwie się modlił. Był człowiekiem rozsądku, budującego kompromisu i wielkiej wyrozumiałości dla błędów bliźnich, nawet niemieckiego pochodzenia. Położył on trwałe fundamenty pod wielkie państwo. Pod I Rzeczpospolitą – gospodarną i pobożną.
Bez solidnej, materialnej podstawy, nikt z sąsiadów Polski nie liczyłby się z naszą wyjątkową na owe (i obecne) czasy wizją państwa. Państwa opartego na chrześcijańskich wartościach, które w konsekwencji doprowadziły do powstania państwa obywatelskiego, będącego własnością narodu, a nie władcy. Król – wybierany przez naród (szlachecki) – tylko zarządzał państwem, Rzeczą Pospolitą (wspólną) dla wspólnego dobra.
W zarządzaniu tym musiał uwzględniać nadrzędny interes ogółu obywateli – prawowitych właścicieli państwa.
Takiej postawy bardzo Polsce obecnej brakuje. Brakuje nam jej i u władców (polityków), i u obywateli. Tę postawę pozwoliliśmy sobie kiedyś odebrać zaborcom. Trochę na własne życzenie. Daliśmy się przekonać „humanistom”, że żyjemy tylko tu i teraz, że nic co ludzkie nie powinno być nam obce, że carpe diem. Zatraciliśmy wiarę w życie wieczne. W konsekwencji królestwo ziemskie, jakie stworzyliśmy wcześniej według bożego wzorca, musiało upaść.
Dlatego trochę śmiesznie brzmią wszelkie wezwania do zmiany obecnych, złych władców, na przyszłych, którzy wreszcie zrobią porządek. Nie zrobią, wchodząc w obecny system zmienią tylko siebie, na takich samych. Nie będzie lepiej, jeżeli nie zmienimy wcześniej naszego indywidualnego myślenia o państwie. Bez głębokiej zmiany.
Głęboka wiara w życie wieczne – zatem świadomość nieuniknionej i sprawiedliwej oceny naszego życia doczesnego przez Pana Boga – to sprawa podstawowa.
Doczesny rozsądek z tej wiary wynikający – to sprawa niezbędna.
Obie, łącznie, są nam potrzebne dla budowy naszej ziemskiej ojczyzny. Potrzebujemy tej łącznej, integralnej chrześcijańsko postawy w ludziach, którym dobro naszego narodu leży na sercu. Nie musi ich być na początek wielu. Apostołów było dwunastu.
Największy trud w tym dziele, to nasza wyobraźnia. Zdegenerowani i zdemoralizowani przez zaborców, a potem przez bolszewików, starych i młodych, nie potrafimy sobie wyobrazić, że państwo obywatelskie jest w ogóle możliwe. Nie potrafimy sobie wyobrazić, że to my powinniśmy być jego właścicielem, a klucz do sukcesu trzymamy we własnych rękach.
Póki co, nie potrafimy nawet zaprotestować przeciwko decyzjom naszych współczesnych władców, których rzekomo wybieramy, godzącym w nasze żywotne interesy. W interes mój, mojej rodziny, mojej wsi i miasta – w interes całego narodu i całej ojczyzny.
Proponuje się nam teraz, ze szczytów obecnej władzy politycznej, tylko posłuszeństwo obcym wizjom. Za pieniądze. Za te, które mamy i za te pożyczone, które będziemy musieli oddać razem z wolnością. Ale nie tylko ze szczytów aktualnej władzy. Ze szczytów obecnej opozycji propozycje nam przedkładane są jeszcze bardziej upokarzające.
Zatem największym obecnie wyzwaniem dla nas, Polaków, wolnych ludzi, którzy nie chcą być niewolnikami w kolejnym niemieckim landzie lub chińskim terytorium zależnym, jest sformułowanie oferty kompletnie odmiennej. Odwołującej się do polskiej tradycji państwa obywatelskiego. Tworzonego i zarządzanego od dołu do góry dla wspólnego dobra. Naszego dobra.
Jak Azja Kowalski
PS. O popłochu klasy politycznej, wywołanym przez rosnące notowania Konfederacji, napiszę za tydzień. O pozytywnych tego skutkach i zagrożeniach również😊