Nam, członkom Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa, pozostaje pewność dana nam przez naszego Pana, że bramy piekielne go nie przemogą. Niezależnie od tego, ilu przemogą biskupów i księży.
Inny by się tym pewnie pochwalił, a ja Wam po prostu opowiem To było w roku 1986, zaraz na początku mojego ukrywania się przed siepaczami Kiszczaka. Ktoś w krakowskiej kurii biskupiej, która pomagała mnie i pozostałym „terrorystom”, wpadł na ten pomysł. Napisałem list do śp. kardynała Macharskiego z prośbą o wstawiennictwo w powrocie do jawnego życia niewinnemu 22-latkowi. Kardynał list przeczytał, włożył płaszcz i poszedł do generała Gruby. W wyniku tej wizyty mogłem się ujawnić z gwarancją pozostania na wolności. Pod jednym wszak warunkiem – miałem podpisać lojalkę. Niczego nie podpisałem, dlatego jeszcze trochę musiałem pożyć nielegalnie. Ale najbardziej zaskakujący okazał się finał całej historii, który poznałem po 20 latach. Moja odmowa wcale nie zmartwiła Kardynała, bo ceną za moje bezpieczeństwo, poza lojalką, było pozostawienie w seminarium młodego kleryka – współpracownika Służby Bezpieczeństwa. Ponieważ się nie ujawniłem, mógł on wyrzucić owego niedoszłego księdza generała Gruby i generała Kiszczaka.
Nie jestem szczególnym fanem księdza Isakowicza-Zaleskiego (i on moim chyba też nie), ale w jednej sprawie miał i ma moje poparcie od dawna. A od roku 2007 i opublikowania książki „Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej” poparcie bezwarunkowe. Ta sprawa to konieczność lustracji księży pod kątem ich współpracy z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. Według przestudiowanych przez księdza Zaleskiego dokumentów 10–12% księży katolickich w Polsce współpracowała z SB. Co zrobił z tym faktem polski episkopat po roku 1989, po roku rzekomo odzyskanej wolności? Nic, czyli tyle samo, co hierarchia każdej innej grupy zawodowej. Trzeba tu zaakcentować, że dużo uwagi poświęcił ksiądz Zaleski współpracy z SB księży o orientacji homoseksualnej. A stąd do pedofilii, o czym wiemy z każdych wiarygodnych badań naukowych, już tylko krok.
Brak oczyszczenia polskiego Kościoła z tego śmierdzącego uwikłania zaowocował po kolejnych 12 latach filmem Sekielskiego i wybiciem szamba.
Zdumienie hierarchów Kościoła katolickiego wprawiło mnie co najmniej w stan osłupienia. Wszyscy nagle, w tym ci, co zwalczali prawdę przez ostatnich 30 lat, nagle przejrzeli na oczy. Odkryli nowość i dziękują teraz dziennikarzowi. Jasne, wiemy, że hipokryzja to hołd składany cnocie przez występek, ale bez przesady. To po pierwsze. Po drugie, zmienił nam się kontekst historyczno-obyczajowy. Nikt już o niczym nie pamięta i niczego nie rozumie.
Odbyłem kilka rozmów z 30-latkami. Z coraz większym zdumieniem patrzyli na mnie, gdy tłumaczyłem tło sprzed 30 lat. To, że każdy ksiądz – co ja mówię, już wstępujący do seminarium duchownego – miał zakładaną indywidualną teczkę w SB. I komunistyczne tajne służby tylko czyhały, żeby odkryć, na co można go złapać. Na korek, worek czy rozporek. Wytłumaczę młodszym: na zbyt dużą skłonność do alkoholu, na łapczywość na pieniądze, na zamiłowanie do nieczystego życia wreszcie. A jeżeli to była skłonność nie do dziewczyn, ale do chłopców, to SB aż zacierała ręce. A jak dodawałem jeszcze, że bez zgody komunistycznych władz ksiądz nie mógł zostać biskupem, to oczy mojego rozmówcy robiły się okrągłe jak spodki.
To nie roztargnienie kazało braciom Sekielskim nie wspomnieć o tym, że każdy z ich „bohaterów” współpracował z SB. Minęło 30 lat od tamtych wydarzeń. Całe pokolenie dorosło w czasach systemowo ukrywanej prawdy. To my, dzisiejsi 50- i 60-latkowie na to pozwoliliśmy. Zgoda, część z nas nie mogła się z tą prawdą do opinii publicznej przebić, świadomie zamilczana. Ale, że nie mógł tego zrobić episkopat, to już byłoby piramidalne kłamstwo. Miał środki i mógł. Ale uwikłany w niejasne biznesy, nie zrobił tego. Dlatego teraz coś, co można było wyciąć z polskiego Kościoła jednym cięciem lustracyjnego skalpela, wraca do nas po 30 latach zwielokrotnione. Nieobciążone kontekstem historycznym szambo, które brudzi już nie zdrajców Kościoła, ale Kościół jako instytucję.
Takie są właśnie skutki ukrywania prawdy w imię osiągania wyimaginowanego dobra. Ukrywanie prawdy polega zawsze na promocji kłamstwa; nie da się inaczej. A na kłamstwie nie zbuduje się żadnej trwałej wieży, ale budowlę zgoła odmienną. Taką, która właśnie teraz wybiła w Polsce.
Nie martwmy się jednak. Nam, członkom Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa, pozostaje pewność dana nam przez naszego Pana, że bramy piekielne go nie przemogą. Niezależnie od tego, ilu przemogą biskupów i księży.