Między 16 a 27 grudnia 1989 roku w Rumunii miała miejsce rewolucja. W istocie był to starannie przygotowany zamach stanu, przeprowadzony przez część elity partyjnej oraz służbę bezpieczeństwa Securitate, niechętne prezydentowi Ceausescu.
Spontaniczne wystąpienia ludności zostały krwawo stłumione przez aparat represji. Na jego czele stali ludzie, którzy doprowadzili do obalenia dyktatora. Uważa się, że zginęły 1104 osoby, a 3321 zostało rannych.
W wyniku przewrotu władzę przejęli postkomuniści, którzy uwłaszczyli się na państwowym majątku i sprawowali rządy aż do roku 1996, gdy rozpoczął się proces zmian demokratycznych.
Z tego powodu niektórzy Rumunii uważają Ceausescu za męczennika i ofiarę, porównywaną do pasterza ze starej ludowej baśni o jagnięciu, które powiadamia swojego pana o zamachu, jaki na jego życie planują inne owce. Ten, zamiast przeciwdziałać lub uciekać, nie tylko zdaje się być pogodzony ze swoim losem, ale wręcz cieszy się, że zginie.
Nie miejmy jednak złudzeń. Nicolae Ceausescu był krwawym dyktatorem, który trzymał Rumunię w żelaznym uścisku przez ponad dwie dekady i sprowadził na swój naród niezliczone cierpienia. Bez wątpienia zasługiwał na sprawiedliwy osąd i drakońską karę za zbrodnie przeciwko ludzkości. Za prześladowania, morderstwa, inwigilację, kłamliwą propagandę i kult jednostki podpatrzony w Korei Północnej. Z niej to ściągnął też wzorce architektoniczne, które zamieniły Bukareszt, nazywany Paryżem wschodu, w monumentalne (i brzydkie) miasto z wielkimi placami, megalomańskimi budynkami i szerokimi ulicami, pod które wyburzono pamiątkowe i bezcenne zabytki z poprzednich epok.
Ceausescu był też winny ograbiania własnego narodu, który pogrążał się w coraz większej biedzie, podczas gdy on i jego najbliższe otoczenie pławili się w luksusie i kolejnych ekstrawagancjach (żeby nie powiedzieć szaleństwach).
Ceausescu nie było jednak dane stanąć przed sprawiedliwym sądem. Zamiast tego czekał go proces pokazowy, który trwał dwie godziny. On i jego żona Elena zostali skazanie na śmierć przez rozstrzelanie.
Zarówno proces, jak i egzekucję, transmitowano w telewizji. Jednak nie po to, żeby pokazać sprawiedliwość, ale rzucić tłumowi na żer kozła ofiarnego. W tym czasie jego komunistyczni oprawcy przystąpili do dzielenia tortu – majątku państwowego i stanowisk w administracji.
Czy Ceausescu zasługiwał na śmierć? Być może. Czy Sprawiedliwości stało się zadość? Niestety, nie.
Ceausescu został zamordowany, aby komuniści mogli zachować kontrolę nad procesem transformacji ustrojowej, której sam dyktator ostro się sprzeciwiał. Zawsze też szukał drogi odmiennej od ZSRR, w oparciu o państwa takie jak Chiny i Korea Północna. Gdy nadeszła pierestrojka, Ceausescu gwałtownie protestował przeciw zmianom zachodzącym w Moskwie, którym patronował sam Gorbaczow.
Naciski z Moskwy były jednak bezskuteczne. Zatem skonfliktowane z nim elity partyjne, a zwłaszcza ludzie odpowiadający za aparat represji, licząc na polepszenie własnej pozycji, wzięli sprawy w swoje ręce. Wykorzystali oddolne protesty ludzi, którzy chcieli zmian i lepszego życia.
Zaczęło się 15.12 w Timisoarze, gdzie wierni próbowali uchronić miejscowego pastora, pochodzącego z węgierskiej mniejszości Laszlo Tokesa, przed przymusowym przeniesieniem do innej parafii. Zostali oni brutalnie rozpędzeni. Władze zadecydowały o użyciu siły zarówno wtedy, jak i potem gdy protesty zaczęły rozlewać się po całym kraju. Jednocześnie nasilały się podziały w obrębie samego rządu i coraz wyraźniej zarysowywała się opozycja wobec Ceausescu, która bała się, że sytuacja wymknie się spod kontroli.
Sam Ceausescu niemal do końca żył w nieświadomości, że jest otoczony ludźmi, którzy już wydali na niego wyrok. Został on wykonany 25.12.1989 roku.
Kazimierz Grabowski