Po dwudziestu dwóch latach nie sposób nie zauważyć, że państwo polskie w zasadzie nie istnieje. Żyjemy jedynie w pewnym wyobrażeniu, że jest inaczej. Ale ta iluzja coraz szybciej się rozwiewa. Ten stan rzeczy wynika wprost z umowy Okrągłego Stołu. Z zaakceptowanego przez obie strony, komunistów i ich koncesjonowanych opozycjonistów, wycofania się państwa z odpowiedzialności za organizację struktur państwowych w interesie zamieszkujących to państwo obywateli. Z jednej strony zapewniło to ogromną rentę kapitałową dla uwłaszczających się komunistów. Z drugiej pozwoliło grupie inteligenckich obiboków stać się elitą polityczną z komunistycznego mianowania, bez pytania społeczeństwa o zgodę. Obie te grupy zgodziły się również co do tego, żeby osoby i struktury zdecydowanie antykomunistyczne i niepodległościowe zostały jak najszybciej zmarginalizowane. Gdybyśmy w roku 1989 rzeczywiście odzyskali niepodległość, jak to stało się w roku 1918, to pierwszym krokiem byłoby powołanie sejmu konstytucyjnego, grupującego przedstawicieli wszystkich grup opozycyjnych mających własny program polityczny. Tak skonstruowana Konstytuanta w ciągu dwóch lat przygotowała by konstytucję nowego państwa, a siły polityczne poczuwające się do odpowiedzialności za rządzenie państwem miały by czas na przygotowanie się do wolnych wyborów. W roku 1992 naród polski mógłby dokonać swojego pierwszego wyboru, kto w jego imieniu ma zarządzać państwem.
Tak się nie stało, bo jak wykazałem już dwadzieścia lat temu, w Polsce końca lat 80-tych jedyna rewolucja społeczna jaka się dokonała, to rewolucja przeprowadzona przez komunistów. Rewolucja udana, bo zamieniająca ich – biednych sekretarzy i lektorów POP PZPR w tuzy i rekiny polskiego biznesu. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, dlatego nie płaczmy dłużej nad tym. Każda próba odzyskania zagrabionego, chociaż na razie bez większych szans realizacji, oznaczałaby jedynie nowe nieszczęścia. To co nas Polaków, chcących żyć w swojej ojczyźnie i w niej realizować swoje życiowe marzenia musi obchodzić, to uboczne skutki takiego rozwoju zdarzeń. Z najważniejszym – brakiem państwa.
Wydmuszka zwana III RP jest jedynie aparatem represji przeciwko własnym obywatelom. Nie zapewnia podstawowych praw, bo prawo i cały nietknięty pomimo upadku komunizmu aparat sądowniczy jest zaprojektowany tak, aby skutecznie obronić uwłaszczonych komunistów przed jakimikolwiek roszczeniami. Gwarantuje, że proces przeciwko Kiszczakowi i Jaruzelskiemu nie zakończy się za ich życia. A jednocześnie paraliżuje pracę sądów w każdym przejawie życia, niezwiązanym w jakikolwiek sposób z polityką. Skutkiem czego szerzy się bezprawie.
Nie gwarantuje najbardziej podstawowego prawa do układania własnego życia w najbliższym otoczeniu, a nawet własnym państwie dla ludzi niebędących członkami aparatu władzy. Zapewnia za to brak jakichkolwiek perspektyw dla kolejnych wkraczających w dorosłość roczników. Poza jednym – emigracją. Oficjalnie już dwa miliony Polaków wyjechało na stałe za granicę po roku 2004. Mniej oficjalnie mówi się o prawie pięciu milionach stale lub czasowo pracujących za granicą po to, żeby przeżyć. Radosny premier zapewnia, że nie będzie nikomu wchodził do łóżka, bo rzekomo Polacy nie chcą mieć dzieci. Jakież poczucie humoru w obliczu nadciągającej katastrofy demograficznej. A przecież to nieprawda, skoro mają dzieci i owszem… w Anglii.
Jest jedna odpowiedź na to, dlaczego dzieje się tak źle. To odgórnie narzucone Polakom w roku 1989 państwo jest z definicji niewydolne ekonomicznie. Niewydolne ponieważ jego głównym założeniem było zapewnienie bezkarnej kradzieży komunistom. Bez zabezpieczenia przyszłości pozostawionym samym sobie zwykłym Polakom. Wystawionym dodatkowo na łatwy łup najeźdźców z Zachodu. Teraz, dwadzieścia dwa lata później, chociaż już nikt o tym nie pamięta i nie zamierza niczego towarzyszom kapitalistom odbierać, organizacja tego pseudo-państwa generuje bezrobocie i nędzę. Bo jednocześnie nie jest to organizacja obojętna wobec zwykłych Polaków, ale na wszelki wypadek im wroga. I z definicji ma ich utrzymać na takim poziomie ubóstwa, aby nie stali się konkurentami dla kapitalistów roku 89-tego.
Jak rewolucja Solidarności roku 80-tego, niestety zdławiona 13 grudnia 1981, nie mogła by wybuchnąć bez wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, tak odzyskanie państwa obecnie nie jest możliwe bez masowego udziału polskich przedsiębiorców. Prawdziwych przedsiębiorców rzecz jasna, a nie podwieszonych pod układ władzy figurantów. Myślę tu o 2-milionowej rzeszy drobnych i średnich przedsiębiorców, którzy nieraz ledwo dyszą, ale jeszcze trwają. Wbrew świadomej lub nieświadomie bezmyślnej polityce władz polskich ostatnich 20-tu lat. I nie ma tu znaczenia jakakolwiek opcja polityczna, która w tym czasie sprawowała rządy w IIIRP. Właściwie tylko Leszek Miller przez krótki okres swojego władania próbował realizować politykę państwową w interesie polskich przedsiębiorców, ale szybko zrezygnował zostawiając ich samym sobie. Dlatego tak stadnie przerzucili się przedsiębiorcy w popieranie kolejnej formacji, Platformy Obywatelskiej. Po kilku latach rządów PO, już widać, że wcale nie reprezentuje ona interesu przedsiębiorców. Powiem jeszcze więcej, jeśli w najbliższym czasie dojdzie do władzy inna partia, choćby było to Prawo i Sprawiedliwość, to w żaden sposób nie zmieni to ciężkiego losu polskich przedsiębiorców. Z jednego prostego powodu, każda z dotychczasowych partii politycznych czy już rządzących, czy dopiero szykujących się do władzy, akceptuje porządek ustanowiony przy Okrągłym Stole. I sposób zorganizowania państwa tam ustalony. Sposób, który jest bezpośrednią przyczyną upadku przedsiębiorców jako grupy społecznej, a w wyniku tego coraz większej nędzy i masowej emigracji Polaków. Przyczyną upadku Polski.
Tymczasem jedyna możliwość odbudowania państwa polega tylko i wyłącznie na budowie ustroju społecznego dla obywateli, dla ogółu Polaków. Nie mamy już wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, ale mamy nową klasę społeczną jaką są prywatni przedsiębiorcy. Przedsiębiorcy, którzy już dwukrotnie w dziejach Polski odegrali znaczącą rolę. Najpierw w XVI wieku tworząc najbogatsze i najbardziej wolne państwo ówczesnego świata. Potem w wieku XIX wygrywając konkurencję z o wiele wydawałoby się silniejszym przeciwnikiem w zaborze pruskim. Powiem wprost, drobni i średni przedsiębiorcy są najważniejszą grupą społeczną. To oni bezpośrednio przyczyniają się do wzrostu zamożności ogółu obywateli. Oczywiście mówiąc o drobnych i średnich przedsiębiorcach nie myślę w żadnym przypadku o Kulczyku i Gudzowatym, a nawet Ryszardzie Krauze. Ogromny potencjał jaki tkwi w polskich przedsiębiorcach lada moment może zostać bezpowrotnie, a przynajmniej na bardzo długo zmarnowany. Wszelkie bowiem działania jakie są podejmowane przez państwo polskie po roku 1990 są działaniami sprzecznymi z interesem drobnych i średnich przedsiębiorców. Dlaczego tak się dzieje? Najczęściej z prozaicznego powodu, dwa miliony przedsiębiorców nie przyjdzie do ministerstwa czy innego departamentu z propozycją łapówki za dostosowanie przepisów prawa do ich interesu. Właśnie ta powszechność i brak jednostkowego interesu powoduje, że drobni i średni przedsiębiorcy są gwarantem sprawiedliwego prawa i sprawiedliwego dla wszystkich państwa. A obecny brak politycznej reprezentacji interesów całej warstwy jest przyczyną jej powolnego upadku. Jeśli pójdziemy dalej w naszym logicznym myśleniu wyniknie z tego jedno: upadek tej warstwy będzie zarazem oznaczać upadek państwa polskiego.
Inteligencja jest szalona, przynajmniej w deklaracjach. Przedsiębiorcy są ostoją spokoju i są najbardziej zainteresowani pokojem i stabilizacją. Bo w warunkach pokoju i stabilizacji mogą podejmować najbardziej ryzykowne decyzje. Ale te decyzje, dla których ryzykują utratą całości lub części kapitału są zarazem źródłem zysków innych przedsiębiorców. Są źródłem zysków z tytułu pracy dla pracowników. Gdy się im uda, są wreszcie źródłem zysków dla skarbu państwa w postaci podatków od dochodów własnych i podatków od dochodów zatrudnionych pracowników.
Brak doceniania przedsiębiorców w czasie ostatnich dwudziestu lat jest wynikiem celowej propagandowej manipulacji. Bo mówi się na przykład, że wszyscy płacimy podatki. Pusty śmiech moi drodzy. I kompletna fikcja służąca zaciemnieniu rzeczywistości po to, żebyśmy jak najmniej rozumieli świat nas otaczający. Zatem wyjaśnijmy. Żadna osoba zatrudniona w sferze budżetowej w rzeczywistości nie płaci żadnych podatków, niezależnie czy jest to sprzątaczka w ministerstwie czy wysoki urzędnik ministerialny. Nauczyciele, oczywiście że nie płacą podatków. To samo sędziowie, lekarze etatowi, wojskowi, policjanci. Wszyscy ci ludzie jedynie udają, że płacą podatki. Udają dzięki mistyfikacji systemu organizacji państwa. Równie dobrze mogliby dostać pieniądze pomniejszone o te, które z powrotem muszą oddać do tego samego płatnika. Majstersztyk dzięki któremu cały system obsługuje dodatkowe 100 000 osób, które oczywiście również ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy odprowadza podatki. Taki super biurokratyczny samograj. Tak jakby zbędni urzędnicy nie mogli wyjeżdżać do Londynu na zmywak. Jednak dzięki takiemu rozwiązaniu mogą czuć się tak ważni jak przedsiębiorcy, którzy rzeczywiście płacą podatki.
Największym osiągnięciem III RP było wmówienie nam wszystkim, że żyjemy w kraju zwycięskiego liberalizmu. W normalnym państwie z gospodarką wolnorynkową jak wszędzie na Zachodzie. Gdyby jednak tak było to na prywatnych przedsiębiorców tworzących 50% polskiego PKB i zatrudniających 70% wszystkich pracujących chuchano by i dmuchano. Zarazem aparat państwa i konstrukcja jego budżetu byłyby dostosowane wprost do wymogów zapewnienia tej warstwie jak najkorzystniejszych warunków rozwoju wewnątrz państwa i konkurowania na zewnątrz w warunkach zwycięskiej globalizacji.
Tymczasem od samego początku III RP funduje prywatnym przedsiębiorcom coś zgoła odmiennego. W zsocjalizowanych Niemczech pierwsze podatki płaci przedsiębiorca dopiero po dwóch latach funkcjonowania firmy. Dlatego w trzecim roku istnienia przestaje istnieć większość firm, które nie mają perspektyw na rynku. W ukochanej Anglii z jej pożądanym przez młodych Polaków zmywakiem firma płaci pierwsze podatki dopiero po przekroczeniu 8000 funtów dochodu, do tego też czasu nie obciążona ubezpieczeniem społecznym. A u nas? Jeszcze zanim cokolwiek osiągnę jako przedsiębiorca już muszę płacić 800 złotych ZUS miesięcznie (od paru lat zmniejszony przez rozpoczynającego działalność do 400) od pierwszego dnia działalności. Gdy cokolwiek sprzedam na odroczony termin płatności, to w tym momencie już jestem obciążony podatkiem VAT i dochodowym, niezależnie czy mój kontrahent zapłaci mi w końcu czy nie.
Ale to co opisałem powyżej i na co nie pozwoliłaby żadna grupa społeczna lub nawet branża jak górnicy i pielęgniarki jest tylko drobną dokuczliwością w funkcjonowaniu przedsiębiorców. Bo to, co wykoślawiło, zdeformowało i prawie zniszczyło przedsiębiorców jako grupę społeczną to systemowa i niemal jawna korupcja państwowa. Z systemem przetargów publicznych tak skonstruowanych, że wygrywa firma z ofertą niższą od rzeczywistych kosztów realizacji przetargu. Żadna uczciwa firma nie podejmie się takiej realizacji. Ale ta, która wygrywa wie, że dodatkowy kosztorys sporządzony już po podpisaniu umowy będzie zaakceptowany przez odpowiedniego urzędnika. I wie za ile. A że drogę lub most oddany w ten sposób do użytku będzie trzeba prawie natychmiast remontować? Kogo to obchodzi. Przecież to za unijne pieniądze – wszyscy wzruszają ramionami.
Kluczem do upadku Polski jest konieczność zewnętrznego finansowania niewydolnego ekonomicznie systemu organizacji państwa. Pomyślmy bez emocji, nasz sąsiad jest bogatszy – lepiej się ożenił, miał więcej szczęścia, jest większym draniem albo po prostu mu się poszczęściło, nieważne. Istotne dla nas jest, że jeździ volkswagenem passatem full wypas. Nas stać jest jedynie na skodę fabię i to dzięki pieniądzom teściowej. I wyobraźmy sobie, że pewnego słonecznego poranka, niech to będzie sobota, tenże sąsiad w miłej pogawędce przekonuje nas, że nam także należy się wyższy komfort. Ale przecież nas nie stać, teściowa nie wyłoży ani grosza więcej, oponujemy. O, to nie jest problem – mówi sąsiad wypowiadając w charakterystyczny sposób literkę „r” – ja mam pieniądze, to pożyczę na niski procent. Skaczemy do góry ze szczęścia. Pewnie już domyślamy się jakie może być zakończenie tej historyjki. Szybko okazuje się, że nie wystarcza nam pieniędzy na życie i spłacanie kredytu. Pożyczamy od kolejnych ludzi kolejne pieniądze na coraz wyższy procent, pętla się zaciska. W końcu mówimy o wszystkim naszemu miłemu sąsiadowi i proponujemy, żeby wziął sobie tego volkswagena. O, to nie jest mój problem – mówi sąsiad. W taki sposób można indywidualnie doprowadzić się do ruiny.
Niestety, dokładnie w ten sposób warstwa polityczna IIII RP doprowadziła do ruiny nie tylko państwo polskie, ale również jego obywateli, nas wszystkich. A przede wszystkim tworzącą podstawę potęgi gospodarczej każdego państwa warstwę prywatnych przedsiębiorców. Najpierw dzięki planowi Balcerowicza podrożono życie Polaków, żebyśmy mogli się stać odbiorcami zachodnich produktów a nie producentami na wewnętrzny i zewnętrzne rynki. Następnie nie mając wystarczającego finansowania wewnętrznego dla struktur postkomunistycznego państwa, wyprzedano większość nieraz wysoko dochodowych firm państwowych. Tak jakby były one własnością nie państwa polskiego czyli własnością wspólną obywateli, ale tego czy kolejnego rządu. Oczywiście pieniądze z tej sprzedaży zostały po prostu przejedzone a nie zainwestowane w nową strukturę gospodarki, która mogłaby finansować potrzeby państwa. Kiedy nie było już czego sprzedawać rząd w imieniu nas wszystkich (= państwa polskiego) zaczął pożyczać pieniądze najpierw od własnych obywateli a potem za granicą. Ale żeby ktokolwiek chciał mu pożyczyć musiał zaoferować dużo więcej niż dawali inni. Dlatego normą stało się, że rząd w imieniu Polski (= nas wszystkich) oferował przynajmniej dwukrotnie wyższe zyski niż można było uzyskać w Europie czy w Stanach, a nawet w sąsiednich Czechach. Jakie pole dla popisu dla wszelkiej maści spekulantów? Oczywiście spekulanci aż zatarli ręce z uciechy i przystąpili do działania. Jak skutecznie, opisałem to w rozdziale „Prawdziwy wysyp fałszywych proroków”. Ta polityka finansowa kliki rządzącej Polską doprowadziła nie tylko moją firmę ale setki tysięcy innych do upadku lub w najlepszym razie bardzo blisko tego punktu. Do uporczywej obrony, żeby przetrwać. Ostatni kryzys odsłonił tę sytuację z przerażającą mocą. Polska utrzymuje stopy procentowe już nie dwukrotnie wyższe niż Europa, Stany czy Czechy, ale czterokrotnie. A gdy sławetna Rada Polityki Pieniężnej coś przebąknie o obniżce, może o 25 punktów bazowych, spekulanci mający w swoich rękach ogromne sumy polskich złotych, szacuje się, że 250 miliardów, natychmiast rzucają je na rynek obniżając wartość złotego, a tym samym podnosząc wartość polskiego długu liczonego w dolarach. Strach w oczach rządu przed przekroczeniem oficjalnego limitu zadłużenia natychmiast powoduje wycofanie się niezależnej rady z nieodpowiedzialnych pomysłów. Przecież powinni ci słynni ekonomiści wiedzieć, że nikt tak łatwo nie zrezygnuje ze strzyżenia 38 milionów owiec (baranów? – jak kto woli).
To wydanie nas wszystkich na łup międzynarodowym spekulantom z ich polskimi ekspertami typu profesor Rybiński, trwale ogołaca Polaków z możliwości skutecznego konkurowania gospodarczego na światowym rynku. Ale to oddanie nas w pacht handlarzom walutą wpędziło w ogromne tarapaty również 700 tysięcy Polaków, którzy zadłużyli się w szwajcarskich frankach na swoje wymarzone domy i mieszkania. I nie ma tu znaczenia, że w większości są to, mam nadzieję byli, zagorzali zwolennicy uznawania za rzeczywistość propagandy obwieszczanej przez rządowe media. Podziękujcie rządowi i walczącemu z nim zajadle profesorowi Rybińskiemu. Banki londyńskie zrobiły tylko to co umieją najlepiej.