Projekt nowego świata, gdzie globalizacja jest jednym ze sposobów na jego realizację, nie jest zupełnie pozbawiony sensu logicznego. Oczywiście nie włączając w to emocji. Po co strzyc jedynie 1,5 miliarda konsumentów, skoro można co najmniej 6. Włączenie Chin, Indii i reszty Azji w światowy obieg gospodarczy ma sens. Wszystkim ludziom tam mieszkającym też będą potrzebne lodówki, pralki, telewizory, samochody i domy. W naszym wspaniałym świecie dostaną to wszystko na kredyt. Dzięki czemu będą mogli być klientami banków do końca życia. Jakże wspaniała wizja dla światowej finansjery i wielkich korporacji. Dla jej realizacji cóż znaczą chwilowe problemy szarych ludzi w naszym starym świecie.
Wojna o Nowy Wspaniały Świat rozgrywa się na wielu frontach. I jak to zawsze na wojnie o zasięgu światowym możliwe są różne koalicje i przegrupowania sił. Różne siły mają również swoje mniej lub bardziej zakamuflowane interesy. Jej pomysł narodził się w kręgu kulturowym naszej chrześcijańskiej cywilizacji i w sposób jednoznaczny dowodzi, że znajdujemy się w fazie upadku tejże cywilizacji. Pierwszymi ofiarami wojny są bowiem nasi bliźni, bracia w Wierze. A założenia tej wojny są prostym zaprzeczeniem podstawowych praw, podwalin naszej cywilizacji. Cywilizacji, która promieniując z ruin upadającego Rzymu ogarnęła najpierw serca barbarzyńskich hord. Potem oświetliła swoim blaskiem całą Europę, przeniosła się przez Atlantyk do Ameryki, ogarniając oba kontynenty. Doprowadziła do rozkwitu południe Afryki. A nawet podbiła serca deportowanych z Anglii ze względu na trudny charakter i wcale nie skorych do miłości bliźniego Australijczyków. Wszędzie głosiła wolność człowieka stworzonego przez Boga. Jej konstytucją była Biblia, a zwłaszcza Nowy Testament. A zasadą naczelną wcielanie w życie społeczne Dekalogu i nauki Jezusa Chrystusa. I chociaż nigdy nie wyglądało to cukierkowo, wewnętrzne siły zła nigdy nie były na tyle silne, żeby zmienić podstawowe jej założenia. Nawet niemiecki faszyzm, który rozwinął się w samym sercu Europy i zwycięski na jej krańcach bolszewizm nie dały rady.
W 70 lat od zakończenia II Wojny Światowej, w 20 lat od upadku zbrodniczej ideologii komunizmu, bez wielkich fajerwerków i wystrzałów, przegraliśmy całe nasze dziedzictwo. Przegraliśmy naszą cywilizację.
Pozwoliliśmy zwyciężyć cywilizacji śmierci, o której tak przeraźliwie jasno mówił Jan Paweł II. Pozwoliliśmy sobie wmówić, że kolejny rodzący się człowiek to zagrożenie dla zgromadzonego przez nas bogactwa. Tylko utrata wiary w Boga i jego ingerencję w sprawy tego świata mogły nas doprowadzić do takiego myślenia. Pozwoliliśmy ekonomicznej zasadzie Pareto, mówiącej że 20% zasobów generuje 80% dochodów, zwyciężyć w myśleniu społecznym. Doprowadziło to do konkluzji, że 80% ludzkości jest na dobrą sprawę niepotrzebna i jedynie zabiera tlen wartościowym 20%, a zasoby się kończą. Pozwoliliśmy wreszcie na to, żeby stanowione prawo wbrew całej dotychczasowej praktyce chroniło nie wdowy i sieroty i ludzi najuboższych ale możnych tego świata.
Mam nadzieję, że przegraliśmy jedynie chwilowo, że ostatnie klęski tak uwidocznione przez już ogłoszony i jeszcze będący przed nami kryzys, pozwolą nam zrozumieć dlaczego tak się stało. Jeżeli zbudujemy koalicję najpierw duchową, ideową, a potem powołamy koalicję społeczną i jej reprezentację polityczną do odzyskania naszej cywilizacji, wygramy. I mam nadzieję, że prędzej czy później to nastąpi. W innym przypadku moje pisanie nie miałoby najmniejszego sensu.
Większości z was wydaje się pewnie, że te wszystkie fantasmagorie autora jego osobiście nie dotyczą. O, naiwni! Żyjemy tu razem na poletku doświadczalnym Nowego Wspaniałego Świata – w Polsce.
Nizina Północnoeuropejska, na której z wyłączeniem południowych pasm górskich położona jest Polska to idealny teren dla ekspansji i podboju ze Wschodu i Zachodu. Nawet góry pozbawione niedostępnych przełęczy, których mogłyby obronić nieliczne garstki wojowników, można było po prostu obejść. A płytkie i wąskie Morze Bałtyckie można było łatwo przepłynąć, albo nawet przejść suchą nogą po lodzie. Nie przeniesiemy naszego państwa i naszego narodu gdzie indziej. Jesteśmy narażeni na wpływy z każdej strony i musimy to wreszcie zaakceptować. Tylko akceptując ten prosty fakt możemy dokonać wysiłku, jak nie dać się podbić i wykorzystać którejkolwiek ze stron. Jak zachować niepodległość państwa i zapewnić rozwój polskiego narodu w sytuacji nowego rozdania w polityce światowej.
Jak wspominałem powyżej, wojna której chcąc nie chcąc staliśmy się uczestnikiem, przebiega na kilku frontach. Ideologicznym, ekonomicznym i geopolitycznym. W wyniku ostatecznego zwycięstwa ideologii globalizacji, wszystkie te fronty występują w Polsce. W postaci zintensyfikowanej dodatkowo naszym strategicznym dla tej części świata położeniem. W obecnej sytuacji globalnego świata, fronty te wzajemnie się przenikają. Często do takiego stopnia, że trudno jest wzajemnie je rozdzielić. Na przykład ktoś demoralizuje nasze dziecko, to znaczy pardon, przerabia je na idealnego mieszkańca Nowego Świata czyli bezwolnego niewolnika własnych żądz pozbawionego kręgosłupa moralnego. Naprawdę trudno jest tak od razu ocenić czy robi to tylko dlatego, że sam jest pomiotem szatańskim, czy dodatkowo jest finansowany przez siły zewnętrzne, które są zainteresowane aby naród polski stał się bezwolną masą kretynów. Próba dotarcia do rzeczywistych interesów i uwikłań jest z góry skazana na niepowodzenie, ponieważ musiałaby trwać dłużej niż każde życie ludzkie. Z drugiej strony przyjęcie w wyniku odmiennych wizji Polski gotowego założenia, typu my dobrzy bo My i oni źli bo Oni, również niczego nie załatwia. I prowadzi jedynie do śmiesznych konkluzji, że nasza kurwa i nasz alfons i złodziej są dobrzy, bo są nasi. A oni, a oni to są po prostu kurwy, alfonsy i złodzieje. Sensu w tym nie ma żadnego. I wiem jedno, w ten sposób na pewno nie znajdziemy wyjścia z sytuacji podbitego terytorium w jakim znajdujemy się obecnie. To są próby odgrzewania starych klęsk, konfederacji targowickiej i konfederacji barskiej. I prowadzą jedynie do kolejnych narodowych tragedii do jakich niewątpliwie należy utrata własnego państwa. Na taki widok i na takie podziały nasi wrogowie zewnętrzni i wewnętrzni jedynie zacierają ręce.
Ponieważ nie lubię tracić czasu na rzeczy, które nie mają sensu, wolę poleżeć na plaży albo na tapczanie, nie mam zamiaru zajmować się tu dowodzeniem racji którejkolwiek z głównych stron konfliktu w Polsce. Oczywiście sympatyzuję z jedną z nich, ale wynika to z normalnego jeszcze wychowania – kiedyś nie kopało się leżącego, co dziś w Nowym Świecie wcale nie jest już takie oczywiste. I współczuję też drugiej, teoretycznie zwycięskiej, którą jako nową Partię Władzy opisałem już w roku 2004, a która coraz bardziej prymitywnym pijarem próbuje ukryć coś co widzi najmniejsze dziecko, że król jest nagi. I na nic się zdadzą tabuny usłużnych dworzan podziwiających nowe, jeszcze piękniejsze szaty.
Nie utożsamiam się z żadną z tych sił, ponieważ żadna z nich nie interesuje się moim losem, losem zwykłego Polaka. A co więcej nie proponuje niczego co miałoby mnie do nich przekonać. Mam się tylko nie wtrącać, a tymczasem kompletnej erozji uległy struktury i infrastruktura państwa, tak że państwa poza systemem poboru podatków w zasadzie nie ma. I to Partia Władzy próbuje uzasadnić przyjmowaniem standardów europejskich. A Uczciwi Patrioci próbują mnie przekonać, że oni te wdrożenia europejskie wprowadzili by dużo uczciwiej. To tak jakby za komuny wybierać pomiędzy uczciwym komunistą a takim, z którym można było cokolwiek załatwić. Otóż nie! Dla narodu i dla państwa polskiego jest to z gruntu fałszywa alternatywa. W dalszej części tekstu przedstawię inny pomysł na państwo, pomysł który już 500 lat temu przyjęty przez obywatelski naród polski czyli ówczesną szlachtę zaowocował nie tylko największą wolnością indywidualną człowieka ale i uczynił z Rzeczpospolitej najzamożniejsze państwo świata.