Od kilku lat piszemy o pogarszającej się sytuacji w finansach publicznych. Pierwsze symptomy tego zjawiska pojawiły się w końcówce drugiej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości, w latach 2022-2023. Wraz z implementacją pierwszych rozwiązań Zielonego Ładu oraz zwiększeniem wydatków socjalnych przed wyborami parlamentarnymi skokowo zwiększył się deficyt w sektorze finansów publicznych. Niewielu analityków oraz komentatorów rynkowych dostrzegło w nim zagrożenie dla naszej gospodarki.
Analizując dane o strukturze deficytu widzimy, że główną przyczyną jest drastyczny wzrost wydatków w ujęciu do PKB. W latach 2021-2024 urosły one o 6 pkt procentowych. W tym samym okresie udział dochodów budżetowych do PKB wzrósł nieznacznie, o 1 punkt procentowy.

Skokowy wzrost inflacji spowodowany stymulacją monetarną (dodruk pieniądza przez NBP), zwiększaniem obciążeń fiskalnych wynikających ze Strategii Zielonego Ładu oraz wzrostem cen energii w wyniku wojny na Ukrainie, doprowadził do spadku wskaźnika długu do PKB.

Negatywnym tego skutkiem był wzrost niezadowolenia społeczeństwa i zmiana rządu pod koniec 2023 roku. Pojawiła się nadzieja, że rząd koalicji 13 grudnia przeprowadzi reformy, które zahamują szybki wzrost deficytu budżetowego. Jednak rząd Donalda Tuska zamiast dążyć do równowagi budżetowej, postanowił dolać benzyny do ognia.
W ubiegłym roku deficyt sektora finansów publicznych wyniósł aż 240 mld zł, czyli 12 razy więcej niż w przed-kowidowym 2019 roku. Donald Tusk postawił sobie za cel wygranie wyborów prezydenckich przez kandydata obozu rządowego, więc plany naprawy finansów publicznych zostały przesunięte na odległą przyszłość.
Nasi politycy uznali, że zasoby są nieograniczone i mogą zadłużać się bez końca. Jeszcze kilka lat temu Polska była uznawana jako kraj mający zdrowe finanse publiczne. Obecnie jednak nim nie jest. Wraz z Rumunią mieliśmy w ubiegłym roku jeden z najwyższych deficytów sektora finansów publicznych w Unii Europejskiej. Znacznie odbiega on od średniej.

Dane o wykonaniu budżetu za 1 kwartał 2025 roku pokazują, że sytuacja wciąż się pogarsza. Wydatki rosną szybkim tempie, a dochody są poniżej założeń. Wynika to z faktu, że nasza gospodarka znajduje się w stagnacji. Sektor przemysłowy przestał rosnąć, a budownictwo zaczęło się nawet kurczyć. Niewielkim wzrostem charakteryzują się jedynie usługi.

Nasi politycy wzywają zatem do obniżek stóp procentowych. W sytuacji kiedy inflacja znacznie odbiega od celu inflacyjnego (5% vs 2.5%), luzowanie polityki monetarnej może doprowadzić do skokowego wzrostu inflacji. Rządzący nie przejmują się jednak tym, że nasze portfele będą miały coraz mniejszą siłę nabywczą.
MTC