Mamy kolejną rocznicę Powstania Styczniowego 1863. Cytat, najbardziej znany z wiersza Wincentego Pola, przywołałem nie bez powodu, dodając od siebie wykrzyknik. Zaraz go wyjaśnię.
Właśnie czytam pracę magisterską Roberta Różyckiego, O przyczynach i skutkach posiadania broni palnej w Polsce i na świecie, której obszerne fragmenty niebawem zamieścimy na naszym portalu. Pracę o naszym myśleniu o dostępie do broni. I o tym jak rozbrojono Polaków, również tych z Powstania Styczniowego.
Powstanie Styczniowe oceniane jest, w pewnym uproszczeniu, dwojako:
- Jako romantyczny zryw, który przechował pamięć o niepodległym państwie i przyczynił się do odzyskania niepodległości w 1918 roku.
- Jako kolejną niepotrzebną młodzieńczą brawurę, która kosztowała polski naród morze krwi i nie miała sensu.
Trzecia ocena (zarazem postawa obywatelska) ginie w sporze tych dwóch i jest prawie niesłyszalna, chociaż powinna stanowić ich jedyną syntezę. Ta trzecia, to również moja postawa:
Polacy powinni walczyć o własne niepodległe państwo, uzbrojeni i w odpowiednim czasie.
Ocena tego czy to już jest odpowiedni moment należy najczęściej do elity narodu, do jednostek, za którymi mogą iść inni. Wierzymy w ich patriotyzm i mądrość.
Jednak gołymi rękami nawet najwięksi patrioci niczego nie wywalczą. Mogą jedynie głupio zginać. A my możemy za jakiś czas śpiewać o nich rzewne piosenki. Wygrzewając się przy kominku i gorącej herbatce.
Powstanie Styczniowe, nie miało najmniejszych szans na sukces (w odróżnieniu od Listopadowego). Jak każda klęska, którą przekuwamy w sukces, powinno nas nauczyć jednego – każdy patriota walczący o Polskę powinien być uzbrojony.
Pisałem, zatem powtórzę, to zaborcy nas rozbroili, żebyśmy nie mogli najpierw obronić, a potem odzyskać niepodległości. Dlatego Powstańcy Styczniowi nie mieli broni.
Ale, gdy w wyniku niemożliwego wręcz zbiegu światowych okoliczności, odzyskaliśmy niepodległość w roku 1918, nie wyciągnęliśmy z upadku Powstania Styczniowego najmniejszej lekcji. Renty i odznaczenia dla żyjących jeszcze Powstańców to stanowczo za mało.
Elita rządząca Polską po roku 1918 – bez rozróżniania na piłsudczyków, endeków, ludowców – nie oddała Polakom broni, chociaż miała na to 20 lat. Wręcz przeciwnie, już w roku 1919 zebrała jej nadwyżki z prywatnego posiadania. To dlatego Powstańcy Warszawscy poszli w bój równie rozbrojeni jak ich poprzednicy z roku 1963.
O komunistach nawet nie wspominajmy. Byli grupą władzy narzuconą z zewnątrz i nic dziwnego, że się obawiali obywateli oddanych im w dzierżawę. Broń oddana obywatelom mogłaby skończyć się dla nich rzezią.
Żyjemy w roku 2023. Od ponad 30 lat znowu niepodlegli. Tymczasem, jak pisze w swojej pracy Robert Różycki, nie tylko nie oddano obywatelom broni, ale w roku 1993 zaostrzono karę za jej nielegalne posiadanie.
Zmarnowaliśmy 30 lat. Po doświadczeniu Powstania Styczniowego, po doświadczeniu Powstania Warszawskiego, gdzie w obu przypadkach wysłaliśmy chłopców w bój bez broni, nic już nie tłumaczy głupoty naszych państwowych elit. I ich hucpy, że sami dadzą radę.
Sztuką nie lada jest też uczyć się na błędach cudzych. Na naszych oczach rozgrywa się dramat Ukrainy, napadniętej przez uzbrojonego sąsiada. To z dostępem Ukraińców do broni był największy problem na początku wojny. Z dostarczeniem jej na linię frontu. Dlatego Rosjanie prawie zdobyli Kijów, oddalony od granicy z Rosją o 360 km.
Warszawa jest od granicy oddalona o 200 km.
Jan A. Kowalski