Wyobraźmy sobie taką sytuację. Prowadzimy gospodarstwo domowe. Pewnego dnia przychodzi do nas sąsiad i proponuje układ. Mamy oddać około 1% naszego rocznego budżetu na wspólny projekt. Sfinansujemy z niego nasze wydatki na żywność oraz infrastrukturę. Łącznie otrzymamy około 3% naszego budżetu. Dodatkowo powołamy jednak radę osiedla, która będzie decydowała na co dokładnie przeznaczymy te wspólne środki.
Po kilku latach sąsiad przychodzi z kolejnym projektem – cyfryzacji i ochrony naszych ogródków. Sfinansujemy go z pożyczki. W tym roku otrzymamy z niego niecałe 1% budżetu. Dodatkowo będziemy mogli otrzymać jeszcze 1% ekstra. Sąsiad podżyruje nam po prostu kredyt. Trochę tańszy niżbyśmy sami go zaciągnęli. Żeby otrzymać jednak te środki, musimy się zgodzić na ograniczenie aktywności w swoim ogródku … dla dobra klimatu.
Pierwszy projekt to środki spójności i wspólnej polityki rolnej. Drugi to zielony ład i jego część finansowa, w Polsce nazywana KPO. Budżetem jest nasze PKB, czyli suma wydatków konsumentów, firm oraz sektora publicznego. Sektorami, w których mamy ograniczyć swoją aktywność są górnictwo, rolnictwo, transport, budownictwo.
Czy zatem podjęliśmy rozsądną decyzję?
Od kilku dni obserwuję reakcję mediów na zapowiedź Ursuli von der Leyen odblokowania środków pochodzących z KPO. Zadowolenie, radość. Nikt jednak nie zastanawia się jaki będzie efekt wydania tych środków.
Efektywnością programu New Generation Fund (obejmującego polski KPO) zajęła się sama Komisja Europejska. Okazało się, że jego wpływ na PKB krajów, które środki otrzymały jest kilkukrotnie mniejszy niż zakładano. Praktycznie niezauważalny.
Is the EU’s Covid recovery fund failing? (ft.com)
Zastanawiałem się wielokrotnie dlaczego nasi politycy i media pokazują tylko ile środków otrzymamy z Unii Europejskiej. Przecież w odniesieniu do naszego PKB są one praktycznie niezauważalne. Istotne są natomiast regulacje Komisji Europejskiej, ponieważ wpływają one bezpośrednio na sytuację poszczególnych sektorów gospodarczych. Nikt jednak nie chce o tym dyskutować.
Były już rząd Prawa i Sprawiedliwości zaakceptował strategię zielonego ładu. Później zacięcie walczył o środki w ramach KPO. Teraz, będąc już w opozycji, politycy PiS twierdzą, że zielony ład nie był poprzedzony elementarną analizą. Brawo!
Z kolei rząd Donalda Tuska może tryumfować. Dodatkowe środki trafią na rachunek Ministerstwa Finansów. Pozwolą na chwilę odetchnąć budżetowi i sfinansować rozdmuchane potrzeby pożyczkowe. Problemem spłaty tych pożyczek i dotacji będą zajmować się już przyszłe rządy.
Podobnego powodu do zadowolenia nie mają jednak polscy rolnicy. Założenia zielonego ładu pogarszają sytuację finansową ich gospodarstw. Dlatego od kilku tygodni protestują, wraz z ich europejskim kolegami, domagając się rezygnacji z niego. Karty zostały już jednak rozdane. Nasi politycy zdecydowali, że los 1,2 miliona osób pracujących w rolnictwie i wytwarzających 2% PKB jest mniej ważny niż walka z klimatem.
Czy polskim rolnikom uda się cokolwiek ugrać w zderzeniu z Komisją Europejską? Nie wiem. Jednego możemy być pewni. Jeśli polscy rolnicy przegrają, to później ich los podzielą kolejne grupy polskich przedsiębiorców.
MTC