Parę lat temu, po terrorystycznym islamskim zamachu w Paryżu, Trójka i inne stacje radiowe nadawały Imagine jako swoisty protest-song. Wtedy było to jeszcze głupsze niż bazgranie kredkami po chodniku.
Obiecałem kiedyś, że nie będę więcej pisał o wierze i religii? Kłamałem. Niemniej mam usprawiedliwienie. Przez cały wtorkowy dzień jadąc samochodem i słuchając radiowej Trójki (kiedy wreszcie będę mógł przełączyć na Radio Wnet?), byłem skazany na słuchanie odgrzanej wersji Imagine Johna Lennona z roku 1971. A wszyscy redaktorzy, chyba jak jeden – dzieci-kwiaty, zachwycali się jej ponadczasowym przekazem.
Parę lat temu, po terrorystycznym islamskim zamachu w Paryżu, Trójka i inne stacje radiowe nadawały Imagine jako swoisty protest-song. Niezgodę na to, co się właśnie dzieje. Wtedy było to jeszcze głupsze niż bazgranie kredkami po chodniku. Teraz zachwyt nad antychrześcijańskim i bluźnierczym hymnem pacyfistów określa miarę naszego upadku. Zakładając jednak, że nie wszyscy miłośnicy tej pieśni są pacyfistami i wrogami chrześcijaństwa, a tylko bezmyślnie powtarzają słowa, potłumaczmy trochę:
„Wyobraź sobie brak Nieba, to łatwe, tylko spróbuj. Nie ma też Piekła pod stopami, a niebo tylko to nad naszymi głowami. Wyobraź sobie, że wszyscy żyją tak, jakby jutra nie było. I nie ma żadnych granic – to niezbyt trudne przecież. Żadnej sprawy, dla której warto umrzeć lub zabić. I żadnej religii też”.
Chyba wystarczy. To imaginacja Johna Lennona. Wyobrażenie marzyciela o lepszym świecie, o świecie pozbawionym wartości. Takie wizje wykreowały nowego człowieka. Już nie chrześcijanina, ale nowego poganina po Chrystusie. Ten poganin nowych czasów nie może udawać, że chrześcijaństwo się nie wydarzyło. On musi je przedefiniować, żeby łatwiej było żyć, myśląc tylko o dniu doczesnym. Tak jakby nie było Boga, Nieba i Piekła. I jakby nie było szatana, który tylko czyha na ogłupiane przez współczesne media dusze.
A przecież to chrześcijaństwo zbudowało naszą cywilizację. Bez wiary w Boga i bez próby wcielenia w życie społeczne jego Dekalogu nie żylibyśmy teraz w wolnym świecie. Nie cieszylibyśmy się wolnością dzieci bożych. Może bylibyśmy niewolnikami, jak gdzieś w Afryce. Musielibyśmy strzelać i gwałcić albo wręcz przeciwnie. Albo już w dniu urodzenia określone byłoby całe nasze życie, gdybyśmy urodzili się w Indiach, w tej lub innej kaście. I bylibyśmy skazani na bycie prostytutką lub żebrakiem, albo zamiataczem ulic do końca swoich dni.
Imaginując sobie lepszą rzeczywistość bez religii i tworząc obraz Boga na miarę własnych słabości, nie budujemy lepszego świata. Niszczymy jedynie najlepszy możliwy ziemski, ten w którym żyjemy. Odrzucenie Bożych Przykazań i próby ich zastosowania na co dzień, dla zbawienia i życia wiecznego, odbije się również na jakości naszego ziemskiego życia. To jest najprostszy związek przyczynowo-skutkowy. Mogą go nie pojmować umysły niedojrzałe, ogłupiałe od używek wszelkiego rodzaju lub oszuści dla szmalu sprzedający nam te brednie. Współczujmy im, bo w końcu sami muszą w te brednie uwierzyć. Inaczej musieliby popełnić samobójstwo, co zresztą często się dzieje.
A Wy, drodzy czytelnicy i radiosłuchacze, dla lekkiej i wpadającej w ucho muzyczki nie oddawajcie czci szatanowi lub pomniejszym bożkom, nawet nie w pełni świadomie. Nie zdradzajcie naszego jedynego Boga i nie ubóstwiajcie bałwanów muzyki pop, pomimo ich ogromnej sławy.
Nie nućcie Imagine Johna Lennona, gdy ją grają w radiu. Najlepiej wtedy zmieńcie fale i dalej bądźcie prawdziwie dziećmi bożymi.