17.09. w wyniku działań izraelskich służb eksplodowało około 5 tysięcy pagerów libańskiego Hezbollahu. Ofiar może być nawet więcej niż 4 tysiące, a kilkanaście osób, w tym co najmniej 1 dziecko, zostało zabitych. Reszta, w tym ambasador Iranu w Libanie, odniosła rany, często bardzo poważne, uniemożliwiające normalne funkcjonowanie i czyniące z poszkodowanych inwalidów.
Następnego dnia, podczas uroczystości pogrzebowych ofiar zamachu, eksplodowały pochodzące z tego samego źródła krótkofalówki. Rannych zostało kilkaset osób.
Jest to bez wątpienia największa i najskuteczniejsza operacja tajnych służb w historii wywiadu. Za jednym zamachem unieszkodliwiła nawet 10% stanu osobowego militarnego skrzydła Hezbollahu. W izraelskim ataku nie chodziło o to żeby zabić, ale jak najwięcej osób ranić i uczynić obciążeniem dla struktur socjalnych wrogiej organizacji, a przy tym ujawnić tajnych współpracowników Hezbollahu.
Jak do tego doszło?
Na początek wyjaśnijmy dlaczego Hezbollah używa tak przestarzałych wynalazków jak pagery i krótkofalówki. Powodem jest całkowita dominacja na polu technologicznym wspieranego przez USA Izraela. Nie mogąc nawiązać równej walki w tej dziedzinie organizacje terrorystyczne, jak Hezbollah i Hamas, muszą polegać na rozwiązaniach, które są funkcjonalne, a jednocześnie ze względu na swoją archaiczność odporne na inwigilację.
Jak się jednak okazało izraelskie służby (najpewniej Mosad) w pewnym momencie przechwyciły całą partię pagerów i krótkofalówek, których produkcja została zlecona przez pośredników tajwańskiej firmie Golden Apollo. Być może podwykonawca, którym była nikomu nieznana węgierska firma o kapitale około 300 dolarów, to typowa firma wydmuszka, mająca na celu przechwycenie sprzętu używanego przez terrorystów. Gdy to się udało, zamontowano w urządzeniach ładunki wybuchowe. Zostały one ukryte na tyle przemyślnie, że kontrwywiad Hezbollahu, który sprawdzał urządzenia, nie zauważył niczego podejrzanego. Przynajmniej do czasu, bo na chwilę przed eksplozją informacja o zagrożeniu została ujawniona, co doprowadziło do przyspieszenia momentu wybuchu.
W jednej chwili wysłano wiadomość do 5 tysięcy pagerów. Ci, którzy wyjęli je z kieszeni i unieśli do oczu, niczego już więcej nie zobaczą. Ci, którzy ich nie wyjęli, mają oderwane kończyny i genitalia.
Bomby wybuchały u różnych osób – nie tylko wśród kadry oficerskiej Hezbollahu. Dobór ofiar był dosyć przypadkowy i dotyczył zarówno oficjeli, członków milicji, jak i szeregowych wolontariuszy zajmujących się pomocą humanitarną. Ponieważ bomby wybuchały często w miejscach publicznych, np. w sklepach lub na ulicy, liczne są ofiary postronne, w tym kilkunastoletnia dziewczyna, która zginęła, bo znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie.
Atak ten wpisuje się w szerszy kontekst wojny Izraela z Hamasem i jest być może wstępem do wojny z Hezbollahem, który od dłuższego czasu ostrzeliwuje północny Izrael, zmuszając około 60 tysięcy jego mieszkańców do ewakuacji.
Premier Izraela Benjamin Netanjahu, na którym ciążą poważne zarzuty korupcyjne i kryminalne, bardzo by takiej wojny chciał. Tak długo jak w Izraelu panuje stan wojenny, Bibi ma zapewniony immunitet, a co za tym idzie nie może powstać komisja śledcza, która zajęłaby się wyjaśnieniem powodów masakry z październiku zeszłego roku. Nie zostanie również skazany za przestępstwa korupcyjne, których się dopuścił.
Na przeszkodzie stoi minister obrony Galant, który nie chce eskalacji konfliktu, a który ma wsparcie USA. Netanjahu, który najchętniej zdymisjonowałby niepokornego ministra, nie może tego zrobić, bo upadłby jego rząd.
Może zatem chodziło o to, żeby sprowokować Hezbollah, co doprowadzi do kontrolowanej przez Izrael eskalacji, ale niekoniecznie inwazji na Liban. Byłaby to 3. wojna libańska, a dwie poprzednie nie przyniosły żadnej trwałej korzyści Izraelowi. Przeciwnie, wzmocniły jego przeciwników.
Jednocześnie przypomnijmy, że Liban nie jest rządzony przez Hezbollah. Hezbollah, jako partia polityczna, ma w tamtejszym parlamencie tylko kilkunastu przedstawicieli. Tworzy jednak swego rodzaju państwo w państwie z własną milicją, systemem edukacyjnym i socjalnym. Kontroluje też spore terytorium wyłączone z państwowej jurysdykcji.
Rząd libański jest zbyt słaby, żeby go spacyfikować. Między innymi dlatego, że wpływowe w USA lobby żydowskie zablokowało wsparcie dla tego państwa. Bez niego utworzenia sprawnej armii, zdolnej do odzyskania kontroli nad całym terytorium, jest niemożliwe.
Patryk Patey