Budowana przez dziesięciolecia sowiecka agentura w państwach demokratycznych jest obok surowców energetycznych największym „bogactwem naturalnym” kagiebowskiej mafii rządzącej Rosją.
Niewątpliwie świadomość posiadania „zasobów kadrowych” w kluczowych miejscach decyzyjnych krajów demokratycznych i unijnej administracji była jedną z ważnych przesłanek, która skłoniła Władimira Putina, aby właśnie teraz podjąć próbę „wyrzucenia na śmietnik historii” zachodnich demokracji (a także chrześcijańskiej cywilizacji).
W Wielkiej Brytanii ukazał się bulwersujący raport, w którym stwierdzono, że rząd jest „chronicznie i systemowo” niezdolny do przeciwdziałania rosyjskiej infiltracji. Okazało się także, że wielu członków Izby Lordów ma biznesowe powiązania z rosyjskimi przedsiębiorcami, lub wręcz ma swoje biznesy w Rosji.
Zachodnia demokracja jest bezzębna, bo brakuje narzędzi prawnych, by się bronić.
Zdaniem Anatolija Golicyna najważniejszą kwestią jest to, czy w miarę szybko znajdą się ludzie zdający sobie sprawę z destrukcji systemu władzy na Zachodzie i zorientują się w mistyfikacji „pierestrojki”. Sądzi on, że taki punkt w końcu nastąpi, ale wtedy może już być za późno.
Rosjanie są w stanie zorganizować pożar w amerykańskim terminalu LNG i strajk związków zawodowych na platformach wiertniczych w Norwegii, ale ich siłę sprawczą najlepiej widać w „polityce kadrowej” czyli zdolności do skutecznego promowania miłych sobie polityków.
Współinicjatorka Trójmorza, blisko współpracująca z Polską prezydent Chorwacji Kolinda Grabar-Kitarovic, po 5 latach urzędowania przegrała wybory ustępując miejsce prorosyjskiemu socjaldemokracie Milanovicowi, który później dał się poznać jako przeciwnik przyjęcia do NATO Szwecji i Finlandii.
Premier Słowenii Janez Jansa był niemiły wobec Federacji Rosyjskiej – najpierw wydalił 33 rosyjskich dyplomatów, a później pojechał do Kijowa w towarzystwie premiera Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego na wyprawę nazwaną przez polskie media „błazenadą Kaczyńskiego”. Wówczas premierzy byli pierwszymi zagranicznymi dyplomatami, którzy pojawili się w stolicy Ukrainy, gdy miasto otoczone było z trzech stron przez wojska rosyjskie. Jednak Jansa wypadł z polityki, bo w najbliższych wyborach, na dwa tygodnie przed rozpoczęciem kampanii wyborczej powstała nowa partia o nazwie Ruch Wolności pod przywództwem Roberta Goloba i właśnie jemu elektorat powierzył kierowanie krajem.
Największym politycznym zwycięstwem Rosji było jednak ustąpienie Borisa Johnsona – polityka najbardziej zdecydowanie popierającego Ukrainę. Jako pretekstu do ataków na niego użyto nieformalnych spotkań w ogrodach urzędu premiera w czasie obowiązywania lockdownu. Ktoś te spotkania organizował, ktoś dokładnie dokumentował i nagłośnił sprawę w mediach. Ponoć na jednym spotkaniu doszło do bójki, na innym ktoś nadużył alkoholu i zwymiotował.
Niechętne Johnsonowi telewizje BBC i Sky News „grzały” temat miesiącami. Pokazują m.in. sondy uliczne, w których przechodnie zgodnym chórem wyrażali opinie: „powinien odejść”, „zawiódł zaufanie” itp. W wyniku dochodzenia kryminalnego ukarano winnych grzywnami, powołano specjalną komisję rządową w celu wyjaśnienia nieprawidłowości, a w końcu zgłoszono względem premiera wotum nieufności, które Johnson w głosowaniu przetrwał. Nie przetrwał natomiast kolejnego zarzutu – nominacji polityka, który molestował mężczyzn.
W wyniku upadku rządu Mario Draghiego, oprócz miłego sowietom chaosu w dużym europejskim państwie, Włochy wstrzymały pomocy wojskową dla Ukrainy.
Jak dotąd nie udało się Rosjanom obalić polskiego rządu, ale prace trwają.
Jan Martini