W wyborach do landtagu Turyngii wygrała po raz pierwszy w historii RFN partia uznawana za skrajnie prawicową czyli AfD. Uzyskała ona niemal 33% głosów i 32 miejsca w liczącym 88 miejsc parlamencie. Drugie miejsce zajęło chadeckie CDU zdobywając około 24% głosów i 23 mandaty. Populistyczny BSW z Sarą Wagenknecht, byłą komunistką i pół-Iranką na czele, łączący postulaty konserwatywne z socjalistycznymi, uzyskał 16% głosów i 15 mandatów. Do parlamentu dostała się także Lewica (13% głosów i 12 mandatów) oraz SPD, która ledwo zdołała przekroczyć pięcioprocentowy próg wyborczy.
Zwycięstwo w wyborach nie oznacza możliwości powołania rządu i sprawowania władzy. AfD nie posiada zdolności koalicyjnej, ponieważ przedstawiciele pozostałych partii zapowiedzieli, że nie będą współpracowały z Alternatywą dla Niemiec, otaczając ją „kordonem sanitarnym”.
Teoretycznie wspólny rząd mogliby stworzyć lewicowi i prawicowi populiści, których łączy niechęć do masowej imigracji oraz sankcji wobec Rosji, a także wysyłania broni na Ukrainę. Jest to jednak mało prawdopodobne. Oba ugrupowania stoją po dwóch różnych stronach politycznej barykady i wyznają odmienne wartości. O ile współpraca w wybranych dziedzinach jest możliwa, o tyle sformowanie koalicji mogącej sprawować władzę już niekoniecznie.
Wybory te pokazują nasilającą się frustrację i radykalizację mieszkańców byłego NRD, a obecnie Niemiec Wschodnich, którzy coraz chętniej głosują na partie uznawane za skrajne i populistyczne.
Podobne tendencje widzimy w Saksonii, w której co prawda zwyciężyła CDU uzyskując niecałe 32%, lecz zaraz za nią znalazła się AfD z wynikiem prawie 31%. Na BSW zagłosowało prawie 12% wyborców. Z kolei SPD z wynikiem 7% oraz Zieloni, którzy ledwo przekroczyli pięcioprocentowy próg wyborczy, odnotowali miażdżącą porażkę, która zapowiada również jeszcze większy kryzys w rządzie federalnym Olafa Scholza i prawdopodobny jego upadek w niedalekiej przyszłości.
Recesja gospodarcza i kryzys migracyjny powoduje, że Niemcy budzą się i radykalizują. Nie wróży to dobrze ani Niemcom, ani Europie.
Patryk Patey