Hitler przestrzegał zasad diety wegetariańskiej i nawet swojego psa próbował przekonać do odrzucenia mięsa. Źle by się to dla zwierzaka skończyło, gdyby nie sekretarka potajemnie psa dokarmiająca. Ten „śmieszny człowieczek”, którego parodiował Chaplin, pokazał jednak całemu światu, na co go stać.
Teraz śmiech bywa zakazany, ale tylko tam, gdzie jest się z czego śmiać. Nieudolnych proroków nowych „religii” takich jak „klimatyzm”, czy „genderyzm” należy traktować poważnie. Jeszcze wolno nam żartować ze zwolenników weganizmu, ale kto wie, co się stanie wkrótce, czy będzie nam do śmiechu, jeżeli zamiast schabowego znajdziemy na talerzu jakieś panierowane robale, albo grzybki wyrosłe na zamokłym suficie?
Propaganda ma to do siebie, że bywa nieskuteczna. Skuteczność działań zapewniają ekonomia i restrykcje prawne. Dla zmuszenia ludzi do weganizmu wystarczy wykonać dwa prawne pociągnięcia i sukces murowany. Najpierw wzorem Chin zlikwiduje się gotówkę. Potem przyjdzie czas na kolejny krok, którym będzie wprowadzenie małej innowacji w kartach płatniczych. Wystarczy, żeby oprócz rachunku z kasy, niezbędny był specjalny dodatkowy kod kreskowy kupowanego produktu. Wyobraźmy sobie taką sytuację: sklep jest pełen polskich wędlin, ale twoja karta płatnicza akceptuje tylko zakupy z kodem firm niemieckich i francuskich, a te proponują wyłącznie żywność spożywczo-podobną. I co? Pojedziesz na wieś? I czym tam zapłacisz?